Emilian Kamiński o skargach Krystyny Jandy: marzyłbym o takiej dotacji
Teatr moim zdaniem powinien być apolityczny. Staram się żyć w zgodzie z ludźmi, którzy są u władzy. Zajmuję się krzewieniem kultury, to mnie interesuje - stwierdził w programie #dziejesienazywo w Wirtualnej Polsce Emilian Kamiński, aktor i dyrektor Teatru Kamienica.
Prowadzący program Robert Mazurek przypomniał o Krystynie Jandzie, która skarżyła się ostatnio na ministerstwo kultury: złożyła wniosek o 1,5 mln złotych dotacji, a dostała 150 tys. zł. - Stwierdziła, że w związku z tym nie będzie części przedstawień, nie będzie ich na ulicy, pl. Konstytucji i poczuła się dotknięta tym. Pan się śmieje - stwierdził Robert Mazurek.
- Śmieję się dlatego, że ja marzyłbym o takiej dotacji. Nie mam co marzyć, muszę dawać sobie radę sam. Musimy zarobić na swój byt - powiedział Kamiński.
Robert Mazurek przypomniał, że Krystyna Janda dostaje od Urzędu Miejskiego po kilkadziesiąt, czasami sto tysięcy złotych na każdą premierę. - Warszawa pana nie sponsoruje?- zapytał gościa prowadzący #dziejesienazywo.
- Ja nie mam takiego szczęścia. Z miasta Warszawy nie mam ani złotówki. W tym miejskim nigdy się nie załapałem. Budując teatr dostawałem dotacje: miałem przede wszystkim unijne, ale też ministerstwo kultury, Biuro Kultury miasta Warszawy, bardzo wiele urzędów mnie wsparło. Ale teraz muszę radzić sobie sam, nie ma innej możliwości - odparł Kamiński.
Prowadzący przypomniał słowy Krystyny Jandy, która stwierdziła, iż boi się, że "gdy wygra PiS awangarda może się pakować. Aktorzy zakrywać golizny, język ugrzeczniać, sprawy krystalizować w stronę prawą, jedyną słuszną". - Niech pan opowie o prześladowaniach jakie wprowadził Gliński - dopytywał gościa Mazurek.
- Nie, nie. Powiedziałem na początku - teatr powinien być wolny. Jest w tej chwili - odparł Emilian Kamiński. - Nikt mi nie przychodzi, nie mówi co mam robić. Staram się robić to co uważam za słuszne - trzeba "wąchać czas" - dodał.
Mówiąc o finansowaniu placówek kulturalnych stwierdził, że powinno być jak w Paryżu: przy jednym stole zasiadają ci, którzy dysponują pieniędzmi i dyrektorzy wszystkich teatrów - prywatnych i państwowych. - I każdy z dyrektorów mówi co będzie robił w przyszłym sezonie. I na to od tych ludzi dostaje pieniądze. Ale potem go z tego rozliczają - jeżeli on nie wypełnia swojego planu, to nie dostaje pieniędzy. Dwa lata czegoś takiego i mamy porządek. Przepraszam, dyrektorzy będą mnie nienawidzić, ale trudno. Wielokrotnie, nie tylko w teatrze, spotykałem się z brakiem odpowiedzialności za państwowe pieniądze. Powinny być rady nadzorcze jak w Niemczech. Bo bardzo często pieniądze są przeputane! Po cholerę jest tyle festiwali!? Pytam się po co?! Co to jest festiwal?! Już robimy festiwal! Ale po co?! - dodał Kamiński.