Elektroniczne bilety zbierają dane o swoich właścicielach. "Mogą inwigilować konkretne osoby"
Karty Miejskie są stosowane w Gdańsku od wielu lat. Dzięki temu miejski przewoźnik zdobył pokaźną wiedzę o swoich klientach. Informacje te są łakomym kąskiem dla każdej firmy. Sprawdziliśmy, dlaczego i jak długo są przechowywane.
14.01.2015 | aktual.: 16.01.2015 15:19
- Dane osobowe są nie tylko walutą w przestrzeni wirtualnej, ale również realnym narzędziem kontroli. Przekazywanie ich w prywatne lub publiczne ręce generuje poważne ryzyko. Warto dlatego sprawdzać, w jakim celu i na jakiej podstawie jesteśmy proszeni o informacje na swój temat - mówi Wirtualnej Polsce Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.
Obowiązek prowadzenia bazy danych klientów przez Zakład Transportu Miejskiego w Gdańsku wynika z uchwały rady miasta podjętej w kwietniu 2009 r. Przewoźnik został wówczas zobligowany do posiadania wykazu obejmującego imię, nazwisko, adres zamieszkania, nr pesel oraz zdjęcie osoby wnioskującej o Kartę Miejską.
- Zbierane przez nas informacje mają adekwatny charakter. Nie magazynujemy treści wykraczających poza niezbędne do świadczenia usług minimum informacji. Potwierdziła to kontrola Generalnego Inspektora Danych Osobowych - stwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską Zygmunt Gołąb, rzecznik ZTM Gdańsk.
Baza danych osobowych klientów miejskiego przewoźnika znajduje się pod stałą kontrolą GIODO. W związku z tym ZTM jest zobligowany do prowadzenia jasnej polityki bezpieczeństwa. Pracownicy przetwarzający poufne informacje posiadają imienne upoważnienia. Podpisali również oświadczenia o zachowaniu tajemnicy służbowej.
- Podając nasze dane osobowe, tracimy nad nimi kontrolę. W skali miasta szczegółowa wiedza o tym, kto i w jaki sposób korzysta z transportu miejskiego lub gdzie parkuje, to cenny zasób. Na tej podstawie można przewidzieć nie tylko ruch statystycznego mieszkańca, ale też inwigilować konkretne osoby - przekonuje Szymielewicz.
Po rezygnacji z elektronicznego biletu i przekazaniu nam plastikowej karty dane jej właściciela są trwale usuwane z zasobu. Jednak nie wszystkim to wystarcza. Pasażerowie obawiający się o bezpieczeństwo wbrew pozorom mają wybór. Zamiast biletu imiennego mogą zakupić tzw. bilet na okaziciela. Upoważnia on do podróżowania każdego, kto go posiada i nie jest przypisany do żadnej konkretnej osoby. Ma to jednak swoją cenę. Koszt takiego rozwiązania jest wyższy średnio o 21-30 proc. niż bilet imienny.