Ekspert: Takiej mobilizacji rosyjskiej armii nie było od zimnej wojny [WYWIAD]
- Mamy do czynienia z bezprecedensową mobilizacją sił rosyjskich, niewidzianą od 30 lat. Moskwa po upadku ZSRR nie tylko nigdy nie przeprowadzała tak wielkich ćwiczeń z użyciem własnych wojsk, ale też w połączeniu z Mińskiem. Porównując każde ćwiczenie Zapad od 1999 r. z obecnymi ruchami, wcześniej mieliśmy do czynienia - nieco trywializując - z "piknikiem". Wszystko wskazuje na wojnę - mówi w rozmowie z WP analityk geopolityczny Konrad Muzyka.
Marcin Makowski, Wirtualna Polska: Dane, do których dotarli białoruscy hakerzy, wskazują, że obecne rosyjsko-białoruskie ćwiczenia wojskowe zgromadziły siedmiokrotnie większe siły, niż te użyte do zeszłorocznych ćwiczeń Zapad. Czy można wierzyć tym szacunkom i czy oznaczają one, że Rosja szykuje się do wojny z Ukrainą?
Konrad Muzyka, analityk, Rochan Consulting: To alarmujące liczby, ale nie możemy polegać tylko na niepotwierdzonych szacunkach hakerów. Od strony kolejowej, bo do tych serwerów na Białorusi włamała się grupa cyberpartyzantów, wiemy, że przed Zapadem wjechało 29 transportów. W tej chwili miało być ich 200.
Nawet, jeśli liczby nie są dokładne, sama skala działań robi wrażenie.
Oczywiście. Mamy do czynienia z bezprecedensową mobilizacją sił rosyjskich, niewidzianą od 30 lat. Moskwa po upadku ZSRR nie tylko nigdy nie przeprowadzała tak wielkich ćwiczeń z użyciem własnych wojsk, ale też w połączeniu z Mińskiem. Porównując każde ćwiczenie Zapad od 1999 r. z obecnymi ruchami, wcześniej mieliśmy do czynienia - nieco trywializując - z "piknikiem".
Czy możemy powiedzieć, że rozmiar rosyjskiej mobilizacji jest nieporównywalny także z dotychczasowymi ćwiczeniami NATO?
Tak, biorąc pod uwagę również manewry NATO, to największe ruchy wojsk w tej części Europy i świata po zakończeniu zimnej wojny. Rosjanie przeprowadzają obecnie strategiczne rozwinięcie swoich sił zbrojnych.
Czyli?
Moskwa przygotowuje każdy rodzaj sił zbrojnych do konfliktu, którego celem jest Ukraina. Wszystkie ukierunkowane są na rozwinięcie zdolności bojowej i przerzucenie ich na - jak mówią w sztabach - zachodnio-południowy kierunek operacyjny. Ujmijmy to w liczbach. Rosyjskie siły lądowe składają się z 11 armii ogólnowojskowych oraz jednej armii pancernej, ulokowanych na całym terytorium kraju. Z 12 armii, elementy 11 znajdują się obecnie przy granicy z Ukrainą.
Praktycznie cały przekrój armii Putina.
Od strony lądowej - tak. Na miejscu znajdują się wszystkie komponenty dowodzenia. Obecnie trwa przerzut środków obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej na Białoruś, a to oznacza równoczesne zaangażowanie wojsk powietrzno-kosmicznych. Na Białorusi są już samoloty Su-35s, ćwiczenia prowadzi również marynarka wojenna, która wysyła okręty na Morze Śródziemne, a prawdopodobnym dalszym celem będzie wpłynięcie na Morze Czarne. Jedynym elementem, którego brakuje, są wojska rakietowe strategicznego przeznaczenia, ale niedługo mają się odbyć ćwiczenia Grom 2022. Rosyjskie źródła mówią o terminie "na początku roku".
Jaki cel mają te ćwiczenia?
Chodzi o sprawdzenie gotowości odstraszania nuklearnego oraz koordynacji "triady nuklearnej", czyli rakiet z głowicami jądrowymi na okrętach, w silosach i na pojazdach samobieżnych. To będą ćwiczenia uderzeniowe i obronne na pełną skalę - nie zdziwiłbym się, gdyby połączono je z działaniami na Białorusi.
To brzmi tak, jakby atak był nieuchronny.
Sam rozmiar mobilizacji, gdybyśmy mówili o innej sytuacji geopolitycznej, nie oznaczałby jeszcze zamiaru ataku, choć poziom gotowości wojsk NATO zostałby z pewnością podniesiony. To mogłaby być klasyczna rosyjska maskirowka, służąca do zamaskowania trwałego przegrupowania wojsk. Biorąc jednak pod uwagę tempo wydarzeń, rosnące napięcie w Rosji, szybkość modernizacji ukraińskiej armii, zaangażowanie państw Sojuszu Północnoatlantyckiego… to wszystko pozwala założyć, że mówimy o czymś więcej niż ćwiczeniach. Najpewniej o "operacji strategicznej", czyli "wykorzystaniu wszystkich rodzajów wojsk, sił i środków w celu uzyskania celu strategicznego na wybranym kierunku". A więc wojnie. Już w sierpniu Rosjanie ćwiczyli ten wariant, stopniowo przygotowując się do obecnej eskalacji, czyli okrążenia Ukrainy. Biorąc pod uwagę koszty logistyczne i skalę manewrów, ciężko jest mi sobie wyobrazić, że armia wróci do miejsc stałej dyslokacji bez jednego wystrzału.
Co możemy powiedzieć o jakości rosyjskiego sprzętu. Na ile jest to nowoczesna armia zdolna do szybkich i samodzielnych operacji, a na ile propagandowy pokaz sił?
Nie żyjemy już w czasach, w których można było podawać w wątpliwość zdolność rosyjskiej armii do przeprowadzania szybkich operacji zaczepnych. Dlaczego? W 2013 r. tamtejszy szef MON Siergiej Sojgu przeprowadził niezapowiedziane testy gotowości bojowej poszczególnych części armii. Na początku wyglądało to tak, że jednostki stawiano na baczność, do baz ściągano żołnierzy, sprzęt wyjeżdżał na poligon, strzelano ostrą amunicją i wracano do baz. Sprawdzano nie tyle przygotowanie techniczne, co zdolności mobilizacyjne - wszystko działo się dosyć wolno. I tak stopniowo alarm po alarmie poprawiano regulaminy, optymalizując tempo działań, mające gwarantować gotowość armii na czas zagrożenia militarnego ze strony przeciwnika. Aby utrzymać w stałej gotowości jak największe siły, Rosjanie wpadli na pomysł, aby np. w pułku pancernym tworzyć batalionowe grupy taktyczne.
A tłumacząc z wojskowego na ludzkie?
Batalionowa grupa taktyczna to pododdział taktyczny, który ma średnio 800 żołnierzy. W jego skład wchodzą czołgi, wozy pancerne, artyleria, zestawy przeciwlotnicze…
Taka armia w pigułce?
Tak. To pododdział, który może niezależnie prowadzić działania taktyczne. Jego dowódca, co uległo zmianie w ostatnich latach, ma dużą swobodę w planowaniu i przeprowadzeniu operacji. Rosjanie założyli, że w przypadku pełnoskalowego konfliktu z NATO, możliwość utrzymania komunikacji między sztabem a dowództwem armii albo brygady będzie mocno ograniczona. Stąd nacisk na samowystarczalność, komplementarność i swobodę batalionowych grup taktycznych. Ich dowódca musi być, jak to Rosjanie pięknie mówią - "taktycznie gibki". Jednym zdaniem, ta armia nie jest już wielką ociężałą i przestarzałą maszyną, ale mozaiką jednostek, które potrafią działać szybko i autonomicznie. One muszą być gotowe do wymarszu w ciągu 24 godzin. W ich skład wchodzą wyłącznie żołnierze zawodowi, dobrze serwisowany i zakonserwowany sprzęt. Obecnie tych grup w całym przekroju wojsk lądowych jest ok. 170.
Zarówno Ukraińcy, jak i amerykański wywiad dosyć precyzyjnie podają datę wybuchu wojny, mieszając ją pomiędzy 10 a 20 lutego, czyli podczas ćwiczeń na Białorusi, o których rozmawiamy. Jak to możliwe, że jesteśmy w stanie dokonywać założeń z takim poziomem precyzji?
Przyznam, że zaskakuje mnie dotychczasowa sprawdzalność raportów wywiadowczych. Amerykanie pod koniec ubiegłego roku alarmowali o możliwej relokacji batalionowych grup taktycznych pod granicę z Ukrainą - właśnie obserwujemy ten proces, który przybiera na sile. Według moich szacunków, to może być 100, 110 grup. Można w takim razie powiedzieć, że luty to miesiąc wysokiego ryzyka. Oczywiście nie wszystkie przecieki się sprawdzają, np. mówiono o budowie rosyjskich centrów medycznych, mających wspierać operację przeciwko Ukrainie, ale na zdjęciach satelitarnych nie znalazłem żadnego z nich.
Wszystko, co pan mówi, prowadzi nas do wniosku, że wszystkie scenariusze - łącznie z inwazją na pełną skalę - są możliwe.
Bardzo bym tego nie chciał, ale musimy brać pod uwagę również najbardziej pesymistyczne scenariusze. Trajektoria wydarzeń jest jednoznacznie negatywna, nie ma żadnych informacji wskazujących na to, że ruch sił rosyjskich w kierunku ukraińskim słabnie lub się zatrzymał. Moskwa cały czas przerzuca nowe siły, środki i zdolności na Zachód. Wygląda to bardzo źle, musimy się spodziewać najgorszego. Podziwiam ludzi, który są dzisiaj w stanie powiedzieć, że "Putin zdaje sobie sprawę, że odpowiedź NATO będzie dotkliwa", dlatego w pewnym momencie się wycofa. Prawda jest taka, że nikt z analityków pracujących na otwartych źródłach nie ma wglądu w to, co dzieje się w najbliższym otoczeniu Putina. Ja zamiast na spekulacjach, wolę się opierać na weryfikowalnych danych i wskaźnikach militarnych. One nie kłamią.
I co mówią panu liczby?
Tak wielka i szybka mobilizacja wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą jest rzeczą bez precedensu. Sama liczebność batalionowych grup taktycznych wzrosła w ciągu kilku tygodni trzykrotnie. Przerzucono zaawansowane systemy obrony przeciwrakietowej, myśliwce, bombowce, czołgi. Nie wiem, czy decyzja o siłowym wtargnięciu na Ukrainę została podjęta, ale wiem, że z wojskowego punktu widzenia wszystko wskazuje, że Rosja szykuje się do wojny.
Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Wiadomości