Ekspert: spotkania Trumpa z Putinem i Zełenskim to wizerunkowa gra
Spotkania Donalda Trumpa z Władimirem Putinem i Wołodymyrem Zełenskim były głównie elementem strategii wizerunkowej - ocenił politolog prof. Wawrzyniec Konarski. Jak dodał realna zmiana sytuacji w Ukrainie wymaga dalszych działań i bezpośrednich rozmów między przywódcami.
Co musisz wiedzieć?
- Spotkania w Waszyngtonie i na Alasce: Donald Trump spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim w Waszyngtonie oraz z Władimirem Putinem na Alasce.
- Gwarancje bezpieczeństwa: Trump zapowiedział omawianie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, podobnych do tych z NATO.
- Krytyka i wizerunek: Ekspert ocenił, że spotkania miały charakter wizerunkowy, a realne zmiany wymagają dalszych działań.
Jakie były cele spotkań Trumpa z Putinem i Zełenskim?
W poniedziałek w Waszyngtonie prezydent USA Donald Trump spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Amerykański przywódca zapowiedział podczas spotkania, że będzie omawiać kwestię gwarancji bezpieczeństwa Ukrainy, podobnych do zawartych w art. 5 traktatu o NATO. Zasugerował też wsparcie dla ewentualnych europejskich sił gwarantujących pokój w Ukrainie. Następnie Trump i Zełenski spotkali się z przywódcami europejskimi. Prezydent USA na początku tego spotkania powiedział, że Władimir Putin zgodził się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo,
Pokojowa nagroda Nobla dla Trumpa. "Nie interesuje mnie to"
Wcześniej w piątek Trump spotkał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na Alasce. Wizycie tej towarzyszył ceremonialny przelot amerykańskich myśliwców nad głowami obu liderów, a z samolotów, którymi przylecieli, do wspólnego podium ciągnął się czerwony dywan. Na końcu przywódcy wsiedli do wspólnej limuzyny i udali się na spotkanie.
Rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, dr hab. Wawrzyniec Konarski, prof. AFiB Vistula ocenił, że spotkanie w Anchorage na Alasce było formą pozycjonowania politycznego.
- Putin, traktowany dotąd jako persona non grata, został przyjęty z pełnymi honorami przez szefa najpotężniejszego państwa na świecie, co pokazuje, że oficjalna narracja dotycząca tego wydarzenia różni się od innego ważnego celu, który jednak nie został zwerbalizowany - powiedział politolog.
W tle spotkania na Alasce interesy Rosji i Ameryki?
Zdaniem eksperta, w tle spotkania leżały interesy polityczne Rosji i gospodarcze Ameryki.
- Trump jest przede wszystkim biznesmen, który patrzy na politykę z perspektywy interesu. A interesem USA w tej chwili jest możliwość kontroli nad gospodarką ukraińską, zwłaszcza nad zasobami metali rzadkich. Tak długo jak Ukraina będzie państwem niestabilnym i będącym obiektem militarnego nacisku swojego agresywnego sąsiada, Amerykanie mogą mieć w tej sferze przewagę nad Rosją - ocenił prof. Konarski.
Politolog podkreślił, że prezydent Stanów Zjednoczonych chce równocześnie występować w roli mediatora, który zakończy wojnę.
- Trump chciałby być przedstawiany jako człowiek, który doprowadził do zakończenia wojny, co pomogłoby mu w ubieganiu się o Pokojową Nagrodę Nobla. Problem w tym, że jego polityczny dorobek także z pierwszej prezydentury w żadnym stopniu nie daje podstaw, by widzieć w nim "gołąbka pokoju". Wręcz przeciwnie, jego decyzje, takie jak prowokacyjne działania wobec Palestyńczyków poprzez pojawienie się na Wzgórzu Świątynnym, przeczą temu obrazowi - powiedział.
Jakie są konsekwencje wizerunkowe dla Trumpa?
Według eksperta, Trump po szczycie na Alasce poniósł wizerunkową porażkę, okazując nadmierne honory prezydentowi Rosji.
- Choć krytykowany był nie tylko przez demokratów, ale także przez część wpływowych republikanów, jego nadmiernie rozwinięte ego sprawia, że takimi sytuacjami się nie przejmuje. On cały czas twierdzi, że robi deale. Być może uznał, że czerwony dywan będzie katalizatorem tej metody postępowania. Największy paradoks polega na tym, że ton tej wizycie nadał Putin, który mimo ponoszenia odpowiedzialności za popełnione przez armię rosyjską zbrodnie wojenne, powraca do grona osób, które mogą być traktowane przez część przywódców światowych jako parter - dodał.
Rozmowy w Białym Domu. "Spotkanie dla spotkania"
Odnosząc się do poniedziałkowych rozmów Donalda Trumpa z przywódcami europejskimi, prof. Konarski ocenił, że szczyt w Waszyngtonie miał charakter wizerunkowy i miał w sobie element gry pozorów.
- To było spotkanie dla spotkania. Na razie mamy tylko obietnice, a najtrudniejsze dopiero przed nami - podkreślił.
Jak dodał, obietnice składane Ukrainie - w tym ta dotycząca zapewnienia o dalszym wsparciu militarnym - mogą okazać się jedynie próbą utrzymania obecnego status quo.
- Oznacza to, że Ukraina nie będzie mogła odzyskać utraconych terytoriów, gdyż dzieje Rosji pokazują, że nie oddaje ona obszarów zajętych siłą. Jednocześnie amerykańska pomoc finansowa i militarna może dać Ukrainie czas na ustabilizowanie sytuacji wewnętrznej i przygotowanie się do stawienia czoła potencjalnym i wrogim działaniom Rosji w przyszłości. Ten czas jest także kluczowy dla Europy Środkowej, w tym Polski, która do skutecznej obrony przed atakiem zewnętrznym nie wydaje się obecnie przygotowana – ocenił politolog.
Według eksperta spotkanie w Waszyngtonie, choć potrzebne wizerunkowo, okaże się skuteczne dopiero wtedy, gdy dojdzie do bezpośredniego spotkania prezydentów Ukrainy i Rosji w obecności Trumpa i jeżeli pojawi się szansa na przeprowadzenie misji na rzecz utrzymania pokoju z udziałem jednostek wojskowych państw NATO.
Brak Polski na szczycie? "Błąd całej klasy politycznej"
Profesor skrytykował też brak udziału Polski w poniedziałkowym szczycie w Waszyngtonie. Ocenił to jako "błąd całej polskiej klasy politycznej" i podkreślił, że w spotkaniu tym powinien wziąć udział premier Donald Tusk, a nie prezydent Karol Nawrocki.
- Tusk, jako premier mający takie właśnie kompetencje, mógłby pojawić się na waszyngtońskim szczycie, tak jak premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, premier Włoch Giorgia Meloni oraz kanclerz Niemiec Friedrich Merz, którzy posiadają podobne kompetencje. Per analogiam, właśnie dlatego na tym szczycie nie mogliby być obecni: król Karol III, prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier oraz prezydent Włoch Sergio Mattarella. Zgodnie z polską konstytucją to premier, a nie prezydent, realnie odpowiada za kształtowanie polityki zagranicznej. Dodatkowo, Karol Nawrocki nie posiada w tej dziedzinie odpowiednich kwalifikacji i brakuje mu doświadczenia - powiedział prof. Konarski.
Ekspert zwrócił uwagę, że obecne wydarzenia pokazują złamanie dotychczasowego paradygmatu uprawiania polityki międzynarodowej. Jak podkreślił, tradycyjna dyplomacja oparta na sile argumentu, została w dużej mierze zastąpiona przez "argument siły", polegający na użyciu przemocy z udziałem wojska.