Eksperci: sondaże różne od wyników, ale prawidłowo wskazały tendencje
Sondaże opublikowane przed wyborami różnią się od oficjalnych wyników, ale prawidłowo wskazały tendencje wzrostu i spadku poparcia dla poszczególnych kandydatów na prezydenta - przekonują przedstawiciele ośrodków badawczych.
12.05.2015 | aktual.: 12.05.2015 07:43
Kandydat PiS Andrzej Duda uzyskał w niedzielnym głosowaniu 34,76 proc. głosów, ubiegający się o reelekcję prezydent Bronisław Komorowski - 33,77 proc. i obaj zmierzą się w II turze. Trzeci wynik uzyskał Paweł Kukiz zdobywając 20,80 proc. głosów. Pozostali kandydaci uzyskali: Janusz Korwin-Mikke - 3,26 proc., Magdalena Ogórek - 2,38 proc., Adam Jarubas - 1,60 proc., Janusz Palikot - 1,42 proc., Grzegorz Braun - 0,83 proc., Marian Kowalski - 0,52 proc., Jacek Wilk - 0,46 proc., Paweł Tanajno - 0,20 proc.
Oficjalne wyniki podane przez PKW różnią się znacząco od sondaży przeprowadzanych przed wyborami. Sondażowe poparcie dla Komorowskiego spadło w kolejnych badaniach z 63 proc. do 43 proc. w CBOS; w TNS Polska z 52 do 41 proc. Duda zyskiwał zwolenników - w styczniu sondaż TNS dawał mu 12 proc. poparcia, a w kwietniu 26 proc. W CBOS poparcie dla kandydata PiS wzrastało od 15 proc. do 26 proc. Trzecie miejsce w sondażach z poparciem do 6 proc. przez kilka miesięcy zajmowała Magdalena Ogórek; dopiero w ostatnim badaniu CBOS trzecie miejsce zajął Paweł Kukiz z poparciem 7 proc.
Sondaże wyłapały tendencje
Zdaniem Beaty Roguskiej z CBOS, mimo tych różnic w wynikach sondaże wyłapały jednak najważniejsze tendencje w zmieniającym się poparciu dla trzech kandydatów, którzy zdobyli w niedzielę najwięcej głosów. Jak mówiła, w kolejnych sondażach widać było zarówno potężny spadek poparcia dla urzędującego prezydenta, jak i sygnały o "eksplozji" rosnącego poparcia dla Kukiza.
- Mam wrażenie, że wszystko można było przewidzieć, gdybyśmy zauważyli te trendy. Natomiast publicyści i analitycy, w tym też ja, przyjmowaliśmy nie dość szybko te wyniki, które bardzo dynamicznie się zmieniały - przyznała.
W ocenie Roguskiej, w tych wyborach bardzo wiele osób do końca nie wiedziało na kogo zagłosuje, rozważało różne kandydatury i podejmowało decyzję niemal przy urnie. Jak przyznała, przeprowadzenie badań bywa teraz trudniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Część osób z różnych przyczyn nie chce w nich uczestniczyć; nie mają czasu, nie ujawniają prawdziwych preferencji wyborczych albo nie mają zaufania do ankietera. Jak mówiła, na wynik sondaży wpływa też to, że znacznie więcej ankietowanych deklaruje, że weźmie udział w wyborach niż potem idzie zagłosować.
Jak zapewniała, CBOS stara się doskonalić metodologię badań; np. od niedawna respondent, który jest pytany o preferencje wyborcze, może - jeżeli chce - zaznaczyć odpowiedź samodzielnie - tak, żeby ankieter jej nie widział.
Jej zdaniem, należy jednak mieć "bardziej realne oczekiwania" wobec pracowni badawczych i przede wszystkim "nie przywiązywać się do pojedynczych liczb", tylko śledzić trendy i na tej podstawie wyciągać wnioski.
"Nie oczekujmy, że sondaż będzie zgodny z wynikiem wyborów"
- Sondaż to nie jest to samo, co realne głosowanie w dniu wyborów. Obrazuje pewną postawę, a akt wyborczy to już konkretne zachowanie. Trzeba mieć świadomość, że jest pewna przestrzeń od momentu zrealizowania sondażu do samego głosowania. Nie można oczekiwać, żeby każdy sondaż realizowany na kilka dni przed wyborami był bezwzględnie zgodny z wynikiem wyborów. Sondaże zawsze będą wskazywały tendencje i w moim odczuciu w przypadku tych wyborów tak było - powiedziała Urszula Krassowska z TNS Polska.
Jej zdaniem tegoroczna kampania sprawiła wielu ludziom problemy z wyborem, nie wiedzieli na kogo głosować. Na pytania ankieterów odpowiadali, że nie wiedzą czy pójdą, inni deklarowali, że "raczej pójdą" głosować lub mówili, że jeszcze nie wiedzą na kogo zagłosują. - Prawdopodobnie część tych, którzy odpowiadali w sondażach, że raczej pójdą głosować po prostu nie poszła. Dowodem tego jest niska frekwencja i zaskakujący wynik - oceniła. Dlatego - jak mówiła - trzeba pamiętać, że sondaż informuje o tym, jakie były opinie ludzi w dniu, w którym był realizowany. Aby ocenić, jaki będzie wynik wyborów, należałoby wykonać znacznie bardziej pracochłonne i kosztowne prognozy. W jej ocenie, nie oznacza to jednak, że sondaże należy traktować jako coś niewartościowego.
Krassowska zwróciła też uwagę, że warto apelować do Polaków, żeby zgadzali się na udział w badaniach i udzielali ankieterom prawdziwych odpowiedzi. - Im bardziej mówi się, że sondaże są nic niewarte, tym częściej pewne grupy ludzi nie chcą w nich uczestniczyć. A to oznacza, że wyniki niektórych kandydatów są zaniżone. I tak tworzy się zamknięte koło - wyjaśniła.
"Sondaże pokazywały wzrost poparcia Kukiza"
Paweł Predko z Ipsos - ośrodka, który w niedzielę wykonał dla TVP1, TVP Info, TVN24 i Polsat News badanie exit poll - wyjaśnił z czego wynika znacznie większa precyzja tych badań od przedwyborczych sondaży. Przypomniał, że sondaże często są realizowane telefonicznie na próbie tysiąca osób. Są one pytane o preferencje, deklarują czy pójdą na głosowanie, co trudno zweryfikować. W takich sondażach wysoki jest też z reguły odsetek osób niezdecydowanych lub odmawiających odpowiedzi. - Mogą oni specyficznie oddawać głos na jakiegoś kandydata, to nie jest uwzględniane w tym sondażu wyborczym - mówił.
Jego zdaniem, zarówno zamawiający, jak i wykonujący te badania, powinni "z większą odpowiedzialnością" do tego podchodzić. - Jak się popatrzy na trendy przedwyborcze, to np. wzrost poparcia Kukiza był widoczny, być może zabrakło analizy mówiącej, że w niedzielę nie będzie to już 10-13 proc., tylko 20 proc. - powiedział.
Predko przypomniał, że niektóre ośrodki pokazywały w sondażach bardzo dużą różnicę między urzędującym prezydentem a Andrzejem Dudą. - Na pewno nie zapisze się to na sukces tych agencji i jest to w pewien sposób do dopracowania - powiedział.
Z opinią, że sondaże nie mogą przewidzieć dokładnego wyniku wyborów, a jedynie wskazują stałe tendencje zgadza się socjolog polityki z Uniwersytetu Śląskiego dr Marcin Gacek. Jednak - jak zauważył - różnice między wynikiem pierwszej tury wyborów a sondażami, dotyczące np. spadku poparcia dla Bronisława Komorowskiego, są tak duże, że mogą wskazywać na błąd metodologiczny.
"Szybkie sondaże obarczone dużym stopniem błędu"
- Dobrze dobrana grupa reprezentatywna, która odzwierciedla wszystkie większe subpopulacje w danym społeczeństwie, gwarantuje wiarygodny sondaż z możliwym odchyleniem plus-minus 3 proc. Najlepiej wysłać dobrze przeszkolonego ankietera, który potrafiłby zadać pytania pogłębiające i weryfikujące. Natomiast jeżeli robi się sondaże w ciągu 24 godzin na zlecenie mediów, to są one z reguły obarczone bardzo dużym stopniem błędu - ocenił socjolog.
Jego zdaniem, niektóre pracownie wykonują w tak krótkim czasie sondaże telefoniczne, korzystając ze swoich baz danych i dobierając respondentów "na zasadzie, kto odbierze telefon" oraz dzwonią do kolejnej osoby z listy, jeśli nie uzyskają odpowiedzi. A takie wyniki - w jego ocenie - trzeba traktować tylko, jak "pewnego rodzaju zabawę".
Socjolog podkreślił jednak, że nawet najbardziej rzetelne sondaże mogą być dla wyborców jedynie pewną wskazówką, wyznacznikiem trendu. - Należy się im przyglądać i brać je pod uwagę, ale absolutnie nie traktować jako prawdy objawionej - powiedział.