ŚwiatEgipski interes USA - jak Waszyngton kupuje sobie sojusznika na Bliskim Wschodzie

Egipski interes USA - jak Waszyngton kupuje sobie sojusznika na Bliskim Wschodzie

Zwolennicy obalonego prezydenta Egiptu Mohammeda Mursiego giną od kul wystrzeliwanych z amerykańskiej broni. Na ulicach rozjeżdżają ich amerykańskie czołgi, a gaz do rozpędzania manifestacji też zapewne pochodzi z Ameryki. Mimo że ofiar jest coraz więcej, USA swej pomocy militarnej raczej nie cofną. Egipt jest dla nich zbyt ważny. Z pewnością ważniejszy niż setki ludzkich istnień.

Egipski interes USA - jak Waszyngton kupuje sobie sojusznika na Bliskim Wschodzie
Źródło zdjęć: © AFP | Mohammed Abed

26.08.2013 | aktual.: 26.08.2013 14:31

Zdjęcia pokazywane w telewizji w USA, która raczej rzadko niepokoi Amerykanów relacjami z odległych zakątków świata, wyglądają nieprzyjemnie. Krzyczący ludzie, krew, chaos, rozpacz, tłumy trupów w meczetach i na ulicach. Jeszcze mniej sympatycznie robi się kiedy przychodzi świadomość, że wszystkie te ofiary zostały zabite z broni wysyłanej do Egiptu przez Stany Zjednoczone.

Gigantyczna "łapówka"

Około 1,3 miliarda dolarów pomocy militarnej płynie tam co roku od dziesiątków lat, niezależnie od tego czy krajem rządzi dyktator, jak Hosni Mubarak, demokratycznie wybrany prezydent, Mohammed Morsi, czy też - jak to ma miejsce teraz - lider junty wojskowej, generał Abd el-Fatah Said es-Sisi. Amerykanie pomocy nie wstrzymują, bo kupują za nią drugiego po Izraelu, najważniejszego sojusznika w tym regionie świata.

Po ostatnich wydarzeniach w Egipcie wezwania, by cofnąć wsparcie, płyną z różnych stron sceny politycznej i z części mediów, w tym tak znaczących jak "New York Times" czy "Washington Post". Prezydent USA udaje jednak, że ich nie słyszy. Odmawia nawet przyznania, rzeczy dla wszystkich oczywistej, że w Egipcie doszło do puczu wojskowego.

Barackowi Obamie łatwiej bowiem znieść oskarżenia o popieranie krwawego reżimu, niż zrezygnować ze strategicznej pozycji militarnej jaką zapewnia Ameryce Egipt. Pomoc to także gigantyczne dochody niesłychanie silnego lobby - firm pracujących dla Pentagonu, które nagle straciłoby kontrakty opiewające nieraz na setki milionów dolarów.

Strategiczne znaczenie Egiptu

By zrozumieć strategiczne znacznie Egiptu wystarczy spojrzeć na mapę. Po pierwsze chodzi o dostęp do egipskiej przestrzeni powietrznej, z której amerykańskie samoloty korzystają niemal równie często jak egipskie. Tylko w zeszłym roku odbyły tam około dwóch tysięcy lotów. Po drugie amerykańskie okręty wojenne mogą swobodnie przypływać przez położony w Egipcie Kanał Sueski. Gdyby im tego zabroniono musiałyby pływać dookoła Afryki, co oznaczyłoby gigantyczne koszty i ogromną stratę czasu.

Te dwa elementy wydatnie pomogły Amerykanom podczas wojny w Zatoce Perskiej i ostatniej wojny w Iraku. Są też kluczowe dla funkcjonowania położonych w tym regionie amerykańskich baz wojskowych i instalacji militarnych.

Egipt jest również niezwykle ważny politycznie. Jako jedyne z państw arabskich (obok Jordanii) uznaje istnienie Izraela i utrzymuje z tym krajem stosunki dyplomatyczne. Zawarty w Waszyngtonie, w marcu 1979 roku, izraelsko-egipski traktat pokojowy, to jedna z największych zdobyczy amerykańskiej polityki zagranicznej. Popsucie stosunków Egiptu z Izraelem lub nie daj Boże zerwanie traktatu pokojowego, oznaczałoby dla USA trudne do opisania konsekwencje, znacznie przewyższające 1,3 mld dolarów pomocy militarnej.

Długa lista beneficjentów

Jak bardzo Pentagon zaangażowany jest w Egipcie może świadczyć test, który przeprowadził niedawno tygodnik "Time". Wpisanie słowa Egipt w bazie danych Departamentu Obrony zawierającej informacje o wojskowych kontraktach, przyniosło aż 13,5 tys. odpowiedzi. Od końca lat 70. USA wysłały do Egiptu pomoc wartości 73 mld dol. Wspomniane wcześniej 1,3 mld dol. płynie tam corocznie od 27 lat.

Co konkretnie wchodzi w skład tej pomocy i jakie amerykańskie firmy są największymi jej beneficjentami? Na pierwszym miejscu tej listy znajduje się koncern Lockheed Martin. W 2010 roku (ostatnim za jaki dostępne są szczegółowe dane) zarobił on 259 mln dolarów. Dostarcza Egiptowi myśliwce F-16, a także systemy ułatwiające nocną nawigację śmigłowcom bojowym Apache.

Druga z najważniejszych firm to DRS Technologies, która zarobiła 65,7 mln dol za samochody wojskowe i różnego rodzaju sprzęt szpiegowski. L-3 Communication Ocean Systems, trzeci na liście, w 2010 r. zarobił 31,3 mln dol. Dostarcza m.in. sonary.

Na czwartym miejscu znalazła się słynna firma konsultingowa Deloitte, która zawarła z Pentagonem kontrakty opiewające na 28,1 mln dolarów. Odpowiada za wsparcie analityczne dla egipskich sił powietrznych.

Dalej, firma Raytheon za 31,6 mln dolarów dostarczyła Kairowi 178 rakiet typu Stinger. Kolejny jest Boeing z sumą 22,5 mln dol., odpowiadający za logistykę i śmigłowce Apache. Konserwacja i naprawa tych maszyn to rola firmy AgustaWestland, która tylko w 2010 roku zarobiła dzięki temu 17,3 mln dol. Z kolei US Motor Work dostarczył silniki do wozów bojowych za 14,5 mln dol., a Goodrich Corp. systemy rozpoznawcze montowane w myśliwcach F-16 za 10,8 mln dol.

Pierwszą dziesiątkę zamyka Columbia Group, jeden z najnowszych beneficjentów, który przekazuje armii egipskiej rożnego rodzaju roboty używane przez wojsko, zapewnia również przeszkolenie w obsłudze tego sprzętu egipskim żołnierzom. W 2010 roku Columbia Group zarobiła na tym 10,6 mln dolarów.

Interesy przede wszystkim

Listę firm, które bez militarnej pomocy USA dla Egiptu dużo by straciły można ciągnąć w nieskończoność. Dość powiedzieć, że ok. 80 proc. wyposażenia egipskiej armii pochodzi ze Stanów lub jest produkowane przez egipskie fabryki w kooperacji z amerykańskim przemysłem zbrojeniowym. Dzieje się tak np. w przypadku czołgów M1 Abrams, których egipska armia ma już setki, a chce mieć w sumie 1200.

Dlatego właśnie masakra zwolenników Mursiego pomocy militarnej dla Egiptu raczej nie przerwie, tym bardziej, że obalony prezydent choć wybrany w demokratycznych wyborach, nie był dla USA wygodnym partnerem. Rządy armii choć krwawe gwarantują stabilizację, a to ona, a nie demokracja jest dla Ameryki najważniejsza.

Z Nowego Jorku dla WP.PL Tomasz Bagnowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)