Egipscy sojusznicy Adolfa Hitlera
Gdy w lutym 1941 r. Niemcy wylądowali w Afryce Północnej, Egipcjanie witali ich jak wyzwolicieli. Swoją szansę na wyrwanie się spod brytyjskiego buta dostrzegli już jednak wcześniej. Zaraz po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, utworzyli proniemiecką partię, w której wysoką pozycję zajmowali przyszli prezydenci Egiptu.
29.12.2016 11:18
Po tym jak wojska gen. Erwina Rommla poniosły ostateczną klęskę pod El Alamein, egipski oficer Anwar as-Sadat pocieszał Führera:
"Mój drogi Hitlerze,
Gratuluję ci z głębi mojego serca. Nawet jeśli wydaje ci się, że zostałeś pokonany, to w rzeczywistości jesteś zwycięzcą. Udało ci się doprowadzić do niezgody pomiędzy Churchillem, starcem (Rooseveltem - przyp. redakcji) i ich sojusznikami, synami szatana. Niemcy wygrają, ponieważ ich istnienie jest koniecznie dla zachowania równowagi na świecie. Niemcy odrodzą się na złość zachodnim i wschodnim mocarstwom. Nie będzie pokoju dopóty, dopóki Niemcy nie będą znowu tym czym były".
"Faraon" - jak nazywali Sadata krajanie - wiedział jednak, że polityka wymaga bardzo dużej elastyczności. Jako drugi prezydent Arabskiej Republiki Egiptu zaskoczył w latach 70. zarówno Zachód, jak i mieszkańców Bliskiego Wschodu, dochodząc do porozumienia z Izraelem. Gest ten umożliwił mu dołączenie do grona laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Ale zanim do tego doszło, szukał w III Rzeszy nadziei na uwolnienie Egiptu spod brytyjskich wpływów.
"Allah w niebie, Hitler na ziemi"
Arabów, którzy borykali się z rosnącym w siłę osadnictwem żydowskim w Palestynie, łączył z Hitlerem jeden wspólny mianownik: jawny antysemityzm. Nie dziwi zatem, że Führer zaczął się wkrótce cieszyć na Bliskim Wchodzie uznaniem, przybierającym nieraz formy fanatycznego kultu. Arabowie widzieli w nim przede wszystkim człowieka, który może ich uwolnić spod jarzma Brytyjczyków i Francuzów. Gdy Francja skapitulowała, w Syrii śpiewano: "Nigdy więcej 'monsieur', nigdy więcej 'mister'. Allah rządzi w niebie, a na ziemi Hitler".
Podobne nastroje występowały w kontrolowanym przez Brytyjczyków Królestwie Egiptu. Kilka miesięcy po pojawieniu się w Afryce oddziałów Rommla, król Egiptu i Sudanu Faruk I wystosował notę do niemieckiego rządu: "Przepełniony podziwem i szacunkiem dla Führera i narodu niemieckiego, życzę mu najgoręcej zwycięstwa nad Anglią. Moim życzeniem i wolą mojego narodu jest, by oddziały niemieckie jak najszybciej wyzwoliły Egipt spod dokuczliwego i brutalnego jarzma Anglików".
Hitler był skłonny skorzystać w przyszłości na tej popularności. Mało tego, był bardzo zafascynowany islamem, o którym miał powiedzieć, że "to higieniczna religia dla prawdziwych mężczyzn". W jego odczuciu odpowiadała ona niemieckiej dyscyplinie, w której nie było miejsca dla chrześcijańskiego "nastawiania drugiego policzka".
Oficjalnie Egipt ogłosił neutralność w toczącej się na jego terenie wojnie. Brytyjczycy mieli jednak silne wpływy w egipskiej armii, liczącej blisko 100 tys. żołnierzy. Jednocześnie zdawali sobie sprawę, że Arabowie stoją po stronie ich wrogów. W obawie przed sabotażem niechętnie korzystali więc z pomocy oddziałów egipskich. Nie znaczy to jeszcze, że w ogóle z nich zrezygnowali. W szeregach brytyjskiej 8 Armii Egipcjanie obejmowali warty, zajmowali się kwestiami logistycznymi oraz przeprowadzali sporadyczne patrole lotnicze. Jednym słowem: wykonywali zadania niezwiązane bezpośrednio z walką.
Nazizm po arabsku
Rosnące zainteresowanie ideologią Hitlera zaowocowało powstaniem arabskich ugrupowań o podłożu nacjonalistycznym. W 1932 r. założono Syryjską Partię Narodowosocjalistyczną. Pieśnią jej członków stała się wzorowana na niemieckim hymnie "Syria, Syria über alles". Pięć lat później na terenie Egiptu zostało wydane arabskie tłumaczenie "Mein Kampf". Nazwisko autora zmieniono na Muhammad Haidar (w wersji syryjskiej Hitler występował pod nazwiskiem Abu Ali). Za to tytuł księgi nazizmu zachował pierwotny sens - arabska edycja znana była jako "Baladay al-jihad" ("Mój dżihad"/"Moja walka").
Badacze tematu twierdzą, że faszyzm w islamskiej formie okrzepł wraz z powstaniem w 1928 r. egipskiego Bractwa Muzułmańskiego - organizacji religijnej wywierającej naciski na politykę kraju. Jej założycielem był fundamentalista przeciwny rozpadowi Imperium Osmańskiego, Hasan al-Banna. Przełomowym momentem dla egipskich ruchów narodowowyzwoleńczych był wybór Adolfa Hitlera na kanclerza Rzeszy. Kilka miesięcy później, w październiku 1933 r., Ahmed Hussein założył partię "Misr al-Fatah" ("Młody Egipt"). W jej szeregach znaleźli się obiecujący młodzi oficerowie, z Gamalem Naserem i Anwarem as-Sadatem na czele. Ugrupowanie to od samego początku pozostawało pod silnym wpływem wzorców niemieckich. Utworzone w jej ramach jednostki paramilitarne o nazwie zielone koszule były wierną kopią bojówek NSDAP - brunatnych koszul.
Analogii było znacznie więcej: członkowie partii witali się przy użyciu niemieckiego pozdrowienia i zakorzenili w swoim programie nazistowskie hasła. Partia zaczęła też wkrótce współpracować z radykałami religijnymi. W 1940 r. Sadat zapisał w jednej ze swoich notatek: "Pewnego dnia zaprosiłem Hasana al-Banna, przywódcę Bractwa Muzułmańskiego, do obozu wojskowego, w którym służyłem, egipskiego Korpusu Komunikacji, aby wygłosił przed moimi żołnierzami kazania religijne. Kilka dni przed jego przybyciem zostałem jednak poinformowany przez wywiad wojskowy, że jego wizyta została zablokowana przez Komendę Główną, a ja musiałem stawić się na przesłuchaniu. Po krótkim czasie poszedłem potajemnie do al-Banna i uczestniczyłem w kilku kazaniach. Uwielbiałem tego człowieka, wręcz podziwiałem".
Naser i Sadat byli ponadto w bliskim kontakcie z niemiecką Abwehrą i za jej wiedzą planowali wywołać razem z al-Banną antybrytyjskie powstanie w Kairze. Brytyjczycy udaremnili jednak te plany aresztowaniem Sadata w 1942 r. Więzienie opuścił dopiero po pięciu latach. Zakończenie konfliktu nie oznaczało jednak przerwania niemiecko-egipskiej współpracy. Wręcz przeciwnie - po przegranej wojnie Niemcy potrzebowali Egipcjan jak nigdy dotąd. Król Faruk I sprowadzał do kraju wielu byłych wojskowych i agentów, a poszukiwanych przez aliantów nazistów zatrudniał w charakterze doradców.
Esesmani pod piramidami
Naser nie zamierzał jednak odpuścić możliwości przejęcia władzy i w 1952 r. doprowadził wraz z grupą wojskowych z konspiracyjnego ruchu Wolnych Oficerów do ustąpienia Faruka I, zostając tym samym pierwszym prezydentem Egiptu. Obejmując najwyższy urząd, nie zapomniał o swoich dawnych przyjaciołach, kontynuując politykę egipskiego monarchy. Gdy naziści opuszczali w popłochu Europę, uciekając przed karzącą ręką Temidy, chętnie ich przyjmował, rozdając im intratne stanowiska państwowe. Spora część byłych esesmanów została konsultantami w tworzących się strukturach egipskich służb specjalnych.
Wielu z nich zmieniło w nowym kraju nazwiska, a niektórzy przyjęli nawet islam, jak chociażby pracownik państwowego Radia Kair, Ibrahim Mustafa, który w rzeczywistości nazywał się Joachim Daemling. Za jego prawdziwą tożsamością kryła się przeszłość szefa gestapo w Düsseldorfie. Schronienie pod piramidami znalazł również oprawca warszawiaków Leopold Gleim - gestapowiec i Standartenführer SS. Po wojnie wcielił się w rolę bogobojnego muzułmanina Alego al-Nahara. Wyżej wymienieni zostali zwerbowani przez Ottona Skorzeny'ego, znanego przedtem jako człowiek Hitlera do zadań specjalnych. Zadanie, które otrzymał od rządu Nasera, polegało na zebraniu grupy byłych oficerów Wehrmachtu i SS, którzy mogliby odpowiednio przeszkolić egipskie służby mundurowe. Krył się pod tym pewien eufemizm - szkolenie oznaczało w istocie prezentację "skutecznych metod" przesłuchiwania więźniów politycznych. Paradoksem jest fakt, że Skorzeny został później współpracownikiem Mossadu.
W Egipcie Nasera byli również mile widziani niemieccy naukowcy. W tajnej fabryce "333" sporządzali projekty rakiet, które miały być wycelowane w Izrael. Efektem wysiłków najtęższych umysłów ściągniętych z III Rzeszy były stworzone w 1962 r. rakiety o wymownej nazwie "zwycięzca" (al-Kahir). Wyglądem przypominały - a jakże - niemieckie V-2. Motyw egipskich rakiet pojawił się potem w powieści sensacyjnej brytyjskiego pisarza Fredericka Forsytha "Akta Odessy", opowiadającej o sekretnej organizacji byłych esesmanów.
Nieprzebierający w środkach Naser dokonał też wkrótce manewru, który można porównać z hitlerowską remilitaryzacją Nadrenii. Tak jak wcześniej wódz III Rzeszy nie liczył się z postanowieniami wersalskimi, tak prezydent Egiptu nie liczył się ze statusem Kanału Sueskiego. W lipcu 1956 r. ogłosił jego nacjonalizację, przejmując akcje brytyjskich spółek i ogłaszając wysokie opłaty dla wpływających do niego statków należących do innych państw.
Cena rozejmu
Inaczej rzecz się miała z Sadatem, który wiele lat później zrewidował kierunek swojej polityki, doprowadzając do prawdziwej rewolucji w świecie arabskim. Kulminacyjnym momentem było wydarzenie, do którego doszło w maju 1977 r. Premier Izraela, Menachem Begin, poinformował go wówczas o planowanym zamachu na jego życie, zleconym przez libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Rok później Begin i Sadat zawarli porozumienie w Camp David, za co każdy z nich otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.
Uściski dłoni wymienione pomiędzy prezydentem Egiptu i premierem Izraela rozwścieczyły muzułmańskich ekstremistów. 6 października 1981 r. bojownicy z radykalnej organizacji Egipski Dżihad - podnosząc okrzyki "śmierć faraonowi!" - zastrzelili Sadata podczas parady wojskowej w stolicy kraju. Zamach ten wyniósł na prezydencki fotel Hosniego Mubaraka, który miał sprawować władzę aż do 2011 r. Po trzydziestu latach nieprzerwanej prezydentury został obalony przez własnych obywateli, protestujących miesiącami na kairskim Placu Tahrir.
Od tego momentu historia Egiptu zdaje się powoli zataczać koło. Po krótkiej prezydenturze Muhammada Mursiego, głową kraju znów została osoba z grona wojskowych - Abd al-Fattah as-Sisi. Ale nawet jego poprzednik wywodził się z kręgów, którym dostęp do władzy był już kiedyś dany. Bo to właśnie radykalne Bractwo Muzułmańskie wspierało udaną rewoltę Nasera. I już za jego rządów zostało po raz pierwszy zdelegalizowane. Czas pokaże, czy arabska wiosna w Egipcie nie była tylko kolejną rewolucją, która pożre własne dzieci.
Adam Gaafar dla Wirtualnej Polski