Skutek braku ludzi i broni. Ukraina straciła więcej niż odzyskała
Ukraina przez wiele miesięcy borykała się z brakiem amunicji i nowych dostaw broni z Zachodu. Sytuacji nie ułatwiają także problemy z brakiem nowych żołnierzy, którzy mogliby stanąć do walki z najeźdźcą. Sytuację tę wykorzystała rosyjska armia. Jak wynika z informacji dziennika "The Washington Post", Rosjanie zdobyli w tym roku więcej terenów, niż Ukraina wyzwoliła w ubiegłym.
W okresie od czerwca do grudnia 2023 siły ukraińskie zdołały odbić 515 km kwadratowych terytorium - informuje "The Washington Post". Tymczasem, od początku kwietnia bieżącego roku, siły rosyjskie przejęły kontrolę nad obszarem o powierzchni 761 km kwadratowych.
Amerykański dziennik podkreśla, że Rosja była w stanie przesuwać swoje siły do przodu, atakując wiele punktów wzdłuż linii frontu o długości 966 km. W tym czasie ukraińskie siły czekały na dostarczenie posiłków i broni.
W ostatnim czasie rosyjska ofensywa w obwodzie charkowskim na północnym wschodzie Ukrainy zmusiła tysiące osób do opuszczenia swoich domów. Niektórzy z tych, którzy zostali ewakuowani, twierdzą, że tegoroczny atak był jeszcze bardziej intensywny niż ubiegłoroczny. Rosjanie zdołali również zdobyć terytoria położone dalej na południe.
Pozornie niewielkie zdobycze
Analitycy są zdania, że mimo iż zdobycze terytorialne Rosji są stosunkowo niewielkie, mają one istotne znaczenie. Powodują bowiem, że wojsko ukraińskie musi stawić czoła presji na dużym obszarze.
Ofensywa Rosji sprawia, że Kijów będzie zmuszony do przemieszczania swoich sił w różne miejsca, szczególnie na północ - powiedział historyk z amerykańskiego think tanku Rand Corporation, Gian Gentile. Jego zdaniem, może to utrudnić Ukraińcom przygotowanie własnej ofensywy.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski