Echa posiedzenia klubu PiS w Jachrance. Terlecki atakuje koalicjantów, Kaczyński uspokaja nastroje
Szef klubu Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Terlecki kolejny raz uderzył w koalicjantów z Porozumienia za zablokowanie wyborów prezydenckich w maju. Za Jarosławem Gowinem i jego partią wstawiają się nie tylko politycy Solidarnej Polski, ale i... sam Jarosław Kaczyński. - Dziś nie ma miejsca na spory, zachowanie Terleckiego to błąd - twierdzą nasi rozmówcy.
07.08.2020 | aktual.: 07.08.2020 16:21
Czwartek, wyjazdowe posiedzenie klubu parlamentarnego PiS. Głos zabiera szef klubu Ryszard Terlecki. Nawiązuje do napięć politycznych w koalicji Zjednoczonej Prawicy sprzed kilku miesięcy. W swoim wystąpieniu krytykuje ugrupowanie Jarosława Gowina za "nielojalność". Terlecki oskarża, że - wbrew woli PiS - Gowin ze swoimi ludźmi z Porozumienia zablokował przeprowadzenie wyborów prezydenckich w ustawowym terminie.
Część sali - po stronie formacji rządzącej - z satysfakcją przyjmuje krytykę Terleckiego pod adresem mniejszego koalicjanta.
Po tym głos zabiera Jarosław Kaczyński. Przyznaje, że ma odmienne zdanie niż Terlecki. Podważa tezę o "nielojalności" i tłumaczy, że sytuacja z wyborami i przełożeniem ich terminu "była bardziej skomplikowana". Prezes PiS w swoim wystąpieniu jest wstrzemięźliwy, nie krytykuje żadnego z koalicjantów, dziękuje wszystkim parlamentarzystom za pracę przy wyborach. O szczegółach wystąpienia prezesa pisaliśmy tutaj.
- To była jak gra w "złego" i "dobrego" policjanta - podsumowuje jeden z uczestników spotkania. Kaczyńskim był tym "dobrym", Terlecki - "złym".
- Trochę to wyglądało na ustawkę - opowiadają nasi rozmówcy.
Wymachiwanie szabelką i cementowanie sojuszu
"Zły policjant" wróci na drugi dzień.
Piątek, Sejm. Dzień po posiedzeniu wyjazdowego klubu PiS. Korytarzem marszałkowskim przechadza się Ryszard Terlecki. Pytany przez dziennikarzy o krytykę Gowina - o której pisaliśmy w WP jako pierwsi - szef klubu PiS ze znanym sobie uśmiechem odpowiada: - To był drobny "wypominek". Klub przyjął ten "wypominek" z mojej strony dość sympatycznie. Ale takie są fakty, a faktów się nie da uniknąć: przez Jarosława Gowina nie odbyły się w maju wybory prezydenckie, a Andrzej Duda wtedy wygrałby wybory w pierwszej turze. Zaoszczędzilibyśmy dwa miesiące ciężkiej pracy, dużych wydatków, napięcia politycznego, wszystko przebiegłoby lepiej i sprawniej - przekonuje Terlecki.
Pytamy o jego słowa koalicjantów: Solidarną Polskę i Porozumienie. Koalicjanci są zgodni: taka postawa tylko osłabia relacje wewnątrz obozu władzy.
- To jest duży błąd ze strony PiS, z ich punktu widzenia, bo to tylko cementuje taktyczny sojusz Solidarnej Polski i Porozumienia - ocenia słowa Terleckiego jeden z polityków partii Zbigniewa Ziobry.
I wyjaśnia powody: - Pamiętajmy, że Porozumienie pięcioma głosami potrafiło zablokować wybory w maju. Gdyby nawet kilku posłów z ich partii lub naszej odeszło z klubu PiS, Kaczyński traci większość. To twarda arytmetyka. Terlecki może sobie wymachiwać szabelką, ale z punktu widzenia jego partii to taniec na cienkiej linii - przekonuje nasz rozmówca.
Wspólne interesy i groźba kryzysu
Nie da się ukryć, że dziś Solidarna Polska i Porozumienie mają wspólne, polityczne interesy. Od miesiąca obserwujemy powyborczy sojusz Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina.
- Łączą nas wspólne interesy. Nasza taktyka negocjacyjna wobec PiS jest i musi być spójna. Nie zgadzamy się na odebranie nam ministerstw i na to zgody nie będzie. Mamy także własne agendy programowe i swoje uwagi co do działania całej koalicji. PiS będzie musiało to uszanować, wielu z nas prezentuje dziś postawę: "ani kroku wstecz" - mówią nam politycy obu ugrupowań.
Nasi rozmówcy zaznaczają, że pojawiające się pogłoski w mediach o tym, że PiS może "podkupić" czy "przejąć" jakichś polityków Solidarnej Polski czy Porozumienia, rozmijają się z tym, co wprost jest zapisane w umowie koalicyjnej.
- Zapisy są bardzo jasne. Jeśli np. jakiś poseł Porozumienia przeszedłby do PiS w trakcie kadencji, to nie mógłby startować w kolejnych wyborach parlamentarnych ze wspólnych list. I odwrotnie. To jest prosta zasada zapisana w naszej umowie - wyjaśniają rozmówcy WP.
Słowem: jeśli ktoś zmienia barwy partyjne w ramach koalicji, nie ma wstępu na listy wyborcze do Sejmu i Senatu.
Politycy Solidarnej Polski i Porozumienia jednogłośnie podkreślają w rozmowach z WP, że gdyby doszło do prób przejęcia jakichś polityków ich partii przez PiS, to skończyłoby się to reakcją obydwu ugrupowań. - I wywołałoby to potężny kryzys polityczny - dopowiadają nasi rozmówcy.
Dlatego m.in. ewentualne przejście do PiS wicepremier Jadwigi Emilewicz z Porozumienia - do niedawna rywalizującej z Jarosławem Gowinem - jest dziś niemożliwe. Chyba że doszłoby do złamania umowy koalicyjnej i rozpadu koalicji.
Rywalizacja o władzę
Sytuacja z formacją Jarosława Gowina i Jadwigi Emilewicz jest zresztą ciekawa. Ważą się bowiem losy obu polityków ws. ich przyszłości w rządzie.
Emilewicz chce zostać, ale Gowin chce wrócić. Dla dwóch przedstawicieli Porozumienia może jednak zabraknąć miejsca na ministerialnych funkcjach. A w tle są jeszcze wybory wewnętrzne w partii.
Jak pisała już "Rzeczpospolita", w Porozumieniu do połowy września mają się zakończyć wybory na poziomie okręgów, które wybiorą delegatów na zjazd krajowy. Ten zaś wybierze nowe władze, w tym prezesa. - Demokratyczna partia oznacza demokratyczną rywalizację o władzę. Ja na pewno konkurencji się nie boję - mówił kilka tygodni temu Jarosław Gowin w programie "Tłit" Wirtualnej Polski, pytany o ewentualną rywalizację o stanowisko szefa partii z Jadwigą Emilewicz.
Nasi rozmówcy jednak uspokajają: - Sytuacja w Porozumieniu jest opanowana i PiS to wie. Gowin może liczyć na rekomendację Prezydium jego partii ws. jego powrotu do rządu. PiS nie bardzo jest w stanie coś z tym zrobić - mówi jeden z informatorów.
Jak słyszymy, Jarosław Kaczyński w jednej z rozmów z politykami PiS miał nawet przyznać, że jeśli Gowin będzie poza rządem, to będzie "chybotać łodzią" koalicji. Dlatego pozostawienie lidera Porozumienia poza rządem jest dla prezesa PiS scenariuszem zbyt ryzykownym.