Dżihadyści z ISIS odgrażają się, że przejmą Bałkany. Jak realne jest to niebezpieczeństwo?
Najpierw wezwania do przyłączenia się mieszkańców Bałkanów do walk w szeregach Państwa Islamskiego, teraz groźby wchłonięcia regionu przez kalifat. Dżihadyści najwyraźniej nie zapominają o południowym wschodzie Europy, które Winston Churchill nazwał kiedyś jej "miękkim podbrzuszem". Ale czy na Bałkanach może zostać ogłoszona kolejna prowincja ISIS? Adam Balcer, analityk ds. bałkańskich, uważa, że jeśli nawet, to tylko jako propagandowa deklaracja.
- Wyruszcie na hidżrę - zachęca w wideo do przyjazdu do samozwańczego kalifatu Państwa Islamskiego jeden z jego członków, którego wojenny przydomek brzmi Salahudding Al Bosni. Swoje przesłanie kieruje do mieszkańców Bałkanów. A jeśli nie mogą oni wyruszyć na "emigrację do ziemi islamu"? Na to też ma radę. - Walczcie z nimi (niewiernymi) na miejscu. Jeśli możecie, podkładajcie bomby pod ich samochodami i domami, zatrujcie ich napoje i jedzenie, niech umrą. Zabijajcie ich wszędzie, gdzie możecie. W Bośni, Serbii, Sandżaku (region na pograniczu Serbii i Czarnogóry - red.) - grzmi młody islamista.
To rekrutacyjne wideo ISIS zostało opublikowane w internecie na początku czerwca. Gdy więc przed tygodniem pojawiło się podejrzenie, że dostawy wody docierającej do połowy mieszkańców Prisztiny mogły zostać zatrute, kosowskie służby zareagowały bardzo szybko. W pobliżu zbiornika wodnego zatrzymano kilka osób podejrzanych o terroryzm, a przedsiębiorstwo uzdatniania wstrzymało na pewien czas dostawy. Późniejsze testy nie wykazały jednak skażenia. Niedawno islamiści opublikowali jednak kolejne wideo-groźbę. Tym razem zapowiadali, że Serbia, Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Macedonia, Kosowo i Albania zostaną "wyzwolone" i zapanuje na nich islam.
Wszystko to rodzi pytania o skuteczność apeli dżhiadystów z ISIS i innych ekstremistycznych organizacji. Czy uda im się zasilić swoje szeregi strumieniem rekrutów z Bałkanów? I czy będą próbować właśnie na terenie południowo-wschodniej Europy utworzyć swój kolejny wilajet - prowincję?
Stopień zagrożenia
Adam Balcer, ekspert ds. Bałkanów, podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że nie należy wyolbrzymiać zagrożenia ISIS w regionie. W jego opinii dżihadyści mogą ogłosić swoją filię tak na Bałkanach, jak i w Paryżu. W obu przypadkach byłoby to jedynie zagranie propagandowe, pusta deklaracja. - Nie będzie to oznaczać, że komórka Państwa Islamskiego kontroluje jakieś terytorium. Nie ma mowy, żeby powstał na Bałkanach wilajet taki jak w przypadku Kaukazu Północnego, a tym bardziej Libii czy Półwyspu Synaj - mówi.
Co więcej - jak zaznacza Balcer - w ciągu ostatnich 20 lat, czyli od zakończenia wojny w Bośni, nie doszło na Bałkanach do zamachów terrorystycznych porównywalnych z krwawymi atakami islamistów na zachodzie Europy, jak choćby tegoroczny zamach na paryską redakcję "Charlie Hebdo", czy wcześniejsze ataki w Madrycie w 2004 r. i na londyńskie metro w 2005 r.
Głośnymi atakami ostatnich lat na Bałkanach było ostrzelanie w 2011 r. ambasady USA w stolicy BiH, Sarajewie, przez mężczyznę, który chciał m.in. wycofania sił natowskich z Afganistanu. Ranny został wówczas policjant. A także zamach w bułgarskim Burgas w 2012 r. na izraelskich turystów, o który oskarża się jednak "ludzi z zewnątrz" - libański Hezbollah.
- Poważniejszym zagrożeniem (niż dżihadyści - red.) jest nacjonalizm - ocenia Balcer, przypominając o starciach w maju tego roku w macedońskiej miejscowości Kumanowo, niedaleko granicy z Kosowem. Doszło tam do ulicznej bitwy między policją i miejscowymi Albańczykami oraz przyjezdnymi z Kosowa, w której zginęły 22 osoby, a 30 aresztowano. Władze w Skopie mówiły wówczas o rozbiciu jednej z najgroźniejszych grup terrorystycznych w regionie.
Jednocześnie Balcer nie wyklucza, że gdyby doszło do dużych zawirowań politycznych i etnicznych w Macedonii, Bośni czy Kosowie, to poza wątkami nacjonalistycznymi mógłby się pojawić czynnik radykalnego islamu.
Z Bałkanów do Syrii i Iraku
Nie znaczy to, że już teraz nie znajdą się na Bałkanach zwolennicy radykalnych ruchów dżihadystycznych, w tym Państwa Islamskiego. Jakiś czas temu sensację w mediach robiły zdjęcia reportera Reutersa z górskiej bośniackiej wioski, gdzie na kilku domach powiewały flagi z dżihadystyczną symboliką. Wiadomo również, że do Syrii i Iraku wyjeżdżali i niemal na pewno nadal wyjeżdżają bałkańscy rekruci.
- Z całych Bałkanów wyjechało (do Syrii i Iraku - red.) około kilkuset osób. Jak na społeczność muzułmańską, która liczy co najmniej 8 mln, nie jest to wielka grupa. W porównaniu z Zachodem muzułmanie z Bałkanów rzadziej wyjeżdżają walczyć na Bliskim Wschodzie. Nie wszyscy dołączają do szeregów ISIS, ale też do innych organizacji - mówi Balcer.
Faktycznie, większość zagranicznych bojowników w Syrii i Iraku pochodzi z innych krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej (ok. 11 tys.), z Europy Zachodniej (4 tys.) i krajów byłego ZSRR (3 tys.) - wylicza raport organizacji Inicjatywa Atlantycka (Atlantic Initiative, AI). Obywatele państw bałkańskich są na dalszych miejscach. Także jeśli brać pod uwagę liczbę islamistów, którzy wyjechali na Bliski Wschód z Europy, w proporcji do społeczności muzułmańskich w ich ojczyznach Zachód wypada gorzej niż Bałkany. Takie wyliczenia dla Bośni, Kosowa, Albanii czy Serbii są niższe niż dla Holandii, Francji, Danii czy państw skandynawskich.
Niezależnie od liczby wyjeżdżających należy się zastanowić nad tym, co powoduje, że niektórzy mieszkańcy krajów bałkańskich wyruszają do walki na Bliskim Wschodzie. Przyczyn jest kilka.
Radykalne wpływy, bezrobocie i bieda
- Mimo że na Bałkanach mamy jedną z najbardziej sekularyzowanych społeczności na świecie, są tam też środowiska radykalne, salafickie - marginalne, ale istniejące - mówi Balcer pytany o werbunek prowadzony przez dżihadystów w krajach bałkańskich.
Na ten aspekt uwagę zwrócił także niedawno wydany raport Inicjatywy Atlantyckiej, pozarządowe organizacji, która ma siedzibę w Sarajewie. Według tego badania "znaczna liczba" zagranicznych bojowników pochodzących z Bośni i Hercegowiny mieszkała lub odwiedzała kilka znanych salafickich społeczności, niektórzy chodzili też do meczetów "działających poza oficjalnymi strukturami Islamskiej Wspólnoty BiH". Co jednak należy również zaznaczyć, kontakt z radykalnymi środowiskami mają i osoby pochodzące z Bałkanów, a żyjące w diasporach na zachodzie Europy.
Po rozpadzie Jugosławii, a potem wojnach na Bałkanach, konserwatywne grupy z Bliskiego Wschodu przekazywały również fundusze do BiH czy Albanii. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy konserwatyści popierają działania zbrojne. Np. Kosowskie Centrum Studiów nt. Bezpieczeństwa (Kosovar Center for Security Studies, KSCC) opisuje w raporcie dotyczącym walczących na Bliskim Wschodzie obywateli Kosowa przypadek ekstremisty, który chciał wyjechać do Syrii, ale od tego pomysłu odwiedli go właśnie imamowie określani jako salaficcy.
Drugim powodem, dla którego mieszkańcy krajów bałkańskich przyłączają się do ekstremistycznych bliskowschodnich grup, jest - według Balcera - bezrobocie, szczególnie wysokie wśród młodych ludzi, którzy nie widzą perspektyw na przyszłość, a którzy stanowią znaczną część społeczności muzułmańskich na Bałkanach.
Przyczyny ekonomiczne - bezrobocie, bieda, korupcja - wylicza też wiele raportów i publikacji na temat rekrutacji ekstremistów z różnych państw na Bałkanach. KSCC, opisując sytuację w Kosowie, oskarżył tak lokalne władze, jak i międzynarodowe struktury o zaniedbywanie po wojnie wiejskich obszarów. Ponownie próżnię wypełniły radykalne organizacje religijne i polityczne z powiązaniami na Bliskim Wschodzie.
Z kolei Inicjatywa Atlantycka przypomina, że wśród młodych mieszkańców Bośni (między 15. a 24. rokiem życia) bezrobocie wynosi aż 63 proc. i "czyni z młodych grupę, którą postrzega się jako szczególnie podatną na radykalizację". Wśród nich sporo ma być tzw. ponownie narodzonych islamistów, jak i konwertytów. Ale w przypadku BiH - na co zwraca uwagę raport AI - wyjeżdżają walczyć do Syrii i Iraku nie tylko młodzi. Raport AI pisze także o drugiej grupie bojowników - to weterani wojen bałkańskich, dla których dżihad nie zakończył się wraz z podpisaniem pokoju Dayton w 1995 r.
Osmańska przeszłość i wady dzisiejszych demokracji
- Oprócz stricte religijnego czynnika muzułmanie na Bałkanach są w większości sunnitami z hanafickiej szkoły koranicznej - odczuwają oni silną identyfikację z mieszkańcami "jądra" dawnego Imperium Osmańskiego - dodaje ekspert, przypominając, że północna Syria i północny Irak, Anatolia i Bałkany oraz Kaukaz tworzyły dawniej jeden - choć zróżnicowany - obszar polityczno-kulturowy. - W Syrii nadal są niewielkie społeczności z Bałkanów, zaś znacznie więcej w Turcji, która stanowi zaplecze i szlak przerzutowy dla dżihadystów - dodaje.
Balcer podaje jeszcze jeden zaskakujący powód, który sprawia, że obywatelom niektórych państw - nie tylko bałkańskich - łatwiej odpowiedzieć na wezwania ISIS do wyjazdów. To... demokracja. Ekspert przypomina, że w szeregach Państwa Islamskiego walczy m.in. bardzo dużo Tunezyjczyków. - Czy to znaczy, że Tunezyjczycy są najbardziej radykalną społecznością arabsko-muzułmańską? Odwrotnie - są najbardziej świeccy. Jednocześnie Tunezja jest uznawana przez Freedom House za kraj w pełni wolny. Państwo nie kontroluje w sposób zamordystyczny społeczeństwa, a rewolucja dodatkowo osłabiła struktury bezpieczeństwa. To samo można powiedzieć o Bałkanach. W Albanii, Kosowie, Macedonii, Bośni nie ma autorytarnych reżimów, to demokracje, choć z bardzo poważnymi defektami - mówi i dodaje, że kraje bałkańskie nie mają też najskuteczniejszych struktur bezpieczeństwa, które przeciwdziałałyby radykałom religijnym.
Jednak służby różnych państw bałkańskich nie są kompletnie bezczynne. Kosowska policja przeprowadziła w ciągu ostatniego roku kilka operacji masowych aresztowań osób podejrzanych o rekrutację bojowników do walk w Syrii i Iraku. Część zatrzymanych jednak, z braku dowodów, potem zwolniono. Prisztina wprowadziła także przepisy, zgodnie z którymi osoby walczące zagranicą może spotkać kara nawet 15 lat więzienia. Także bośniacka prokuratura stawia zarzuty podejrzanym o powiązania ze zbrojnymi organizacjami w Syrii i Iraku.
Wyjeżdżają, a jeśli wrócą?
- Można postawić "niepoprawne politycznie" dodatkowe pytanie, czy niektóre z państwa bałkańskich nie działały podobnie jak Tunezja, która nie przeciwdziałała wyjazdom radykałów, wypychała ich, zakładając - nie bezpodstawnie - że wielu z nich zginie lub zostanie na Bliskim Wschodzie. Oczywiście skutek uboczny może być taki, że nieduża część jednak wróci - wyszkolona i z kontaktami - dodaje Balcer.
Niektórzy już wrócili. Część zapewne zdecydowała się porzucić walkę zawiedziona tym, co zobaczyła na Bliskim Wschodzie i metodami działania ISIS. Ale naiwnością byłaby wiara, że dotyczyć to będzie wszystkich powracających.