Dziennikarz TVN zaatakowany w Waszyngtonie. Reakcja polskiej ambasady
Dziennikarz TVN Marcin Wrona został zaatakowany przez demonstrujących w Waszyngtonie Kubańczyków. Do sprawy odniósł się polski ambasador Piotr Wilczek.
"Rozmawiałem dzisiaj z przedstawicielami Center for a Free Cuba (organizacji zajmującej się walką o prawa człowieka na Kubie - red.) o bezprecedensowym ataku na polskiego dziennikarza Marcina Wronę podczas tegorocznych demonstracji #WolnaKuba w Waszyngtonie. Mam nadzieję, że to nieporozumienie zostanie wyjaśnione i wkrótce zostanie wydane stosowne oświadczenie" - napisał w czwartek na Twitterze ambasador RP w Waszyngtonie Piotr Wilczek.
Przypomnijmy, że w poniedziałek w Waszyngtonie odbyła się manifestacja mieszkających w USA Kubańczyków, sprzeciwiających się komunistycznemu reżimowi w ich ojczyźnie. Protestujący domagali się od prezydenta USA Joe Bidena bardziej stanowczych kroków, zmierzających do obalenia dyktatury na wsypie.
Korespondent TVN wraz z operatorem chcieli nakręcić relację na ten temat w związku z apelem Departamentu Stanu USA, wzywającym do "wspierania narodu kubańskiego" w walce o prawa człowieka i demokrację. Dokument podpisało 21 państw, w tym Polska.
Gdy demonstranci dotarli pod Biały Dom, Wrona poprosił stojących obok niego protestujących, by opuścili transparenty. Jak twierdził, zasłaniały one widok na demonstrację.
Demonstrujący zaczęli krzyczeć na dziennikarza. Ten próbował im wyjaśnić, że jest Polakiem i wspiera walkę Kubańczyków z reżimem. Bezskutecznie.
- Nie mam pojęcia, co się wydarzyło - przyznał. - Nazywali mnie "mordercą" i krzyczeli "wynoś się!" - relacjonował korespondent "Faktów". Jak mówił, w pewnym momencie interweniować musiała policja, która eskortowała reportera i jego ekipę w bezpieczne miejsce. - Popychali nas, rzucali w nas plastikowymi butelkami, oblewali wodą - wspomina.
- Ani policjanci, ani my tak naprawdę do dzisiaj nie wiemy, co się stało. Później pojawiła się cała fala kłamstw w internecie, że Kubańczykom nie spodobało się to, o czym mówiłem. Kłamstwo, bo ja nie zdążyłem powiedzieć ani jednego słowa w relacji - opowiadał na antenie TVN. - Pojawiły się kłamstwa, że wiedzieli, że jestem w telewizji TVN i nie lubią telewizji TVN. Nikt na Kubie nie wie, co to jest TVN, z jakiego kraju jest TVN, więc to jest kolejne kłamstwo - wyjaśniał.
Dziennikarz RMF FM Paweł Żuchowski dotarł do organizatorów protestu i poinformował na Twitterze o tym, co udało mu się ustalić. "Wśród tych protestujących jest wielu prowokatorów wspieranych przez reżim. Także w roli dziennikarzy" - napisał.
Źródło: tvn24.pl