PolitykaDziennikarz "Gazety" dla WP: działaczki Samoobrony są upokorzone

Dziennikarz "Gazety" dla WP: działaczki Samoobrony są upokorzone

Dzisiaj cała Polska przeczytała o seksaferze w Samoobronie. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Marcin Kącki dotarł do kobiet, które opowiedziały mu o tym, jak zdobywały pracę w partii w zamian za świadczenie usług seksualnych. Molestować miały dwie osoby - poseł Stanisław Łyżwiński i wicepremier Andrzej Lepper. Ludzie Samoobrony są oburzeni artykułem, a dziennikarz zapowiada dalsze publikacje na ten temat. Jak wpadł na trop seksualnego procederu opowiada Agnieszce Niesłuchowskiej z Wirtualnej Polski.

04.12.2006 | aktual.: 17.06.2008 13:08

Obraz

Agnieszka Niesłuchowska: Odnalazł pan młodą działaczkę partii – Anetę K., która opowiedziała o tym jak dostała propozycję seksualną w zamian za pracę w biurze poselskim Stanisława Łyżwińskiego. To pan opisał jej historię. Wspomniał pan też o innych kobietach związanych z Samoobroną, które miały być molestowane. Jak udało się dotrzeć do tej sprawy?

Marcin Kącki: Pracuję poznańskim oddziale "Gazety Wyborczej", ale kilka miesięcy temu pojechałem do województwa łódzkiego. Tam przygotowywałem materiał o Samoobronie ale na zupełnie inny temat. To było już po wyborach, więc niektórzy działacze Samoobrony, którzy nie dostali się do samorządu byli dość sfrustrowani przegraną i zaczęli mówić o różnych historiach z kuluarów partii.

Obraz

Wtedy pan się dowiedział?

- Tak. Mówili o tym, że dochodzi do molestowania seksualnego w partii. Głównym ośrodkiem miał być Tomaszów Mazowiecki, gdzie biuro poselskie miał Stanisław Łyżwiński. Po nitce do kłębka dotarłem do Anety K., bohaterki artykułu. Miała opory, żeby o tym mówić. W końcu wyjawiła, że była molestowana. Twierdziła, że w 2001 roku miała pierwszy kontakt w posłem Łyżwińskim, a potem z panem Lepperem. Po nocy spędzonej z Lepperem miała dostać pracę w biurze poselskim pana Łyżwińskiego. Tak się zaczęło.

Obraz

Co było dalej?

- Weryfikując jej informacje, dochodziłem do kolejnych kobiet, które potwierdzały, że Łyżwiński także im oferował pracę w zamian za usługi seksualne. W ten sposób powstał artykuł.

Obraz

Do ilu kobiet udało się panu dotrzeć?

- Cztery kobiety mówiły mi o tym, że były molestowane seksualnie przez posła Łyżwińskiego, a jedna z nich miała współżyć jeszcze z Andrzejem Lepperem. Trzy panie pochodzą z województwa łódzkiego, a czwarta jest z Małopolski.

Obraz

Jaką osobą jest Aneta K.? Jakie wrażenie na panu zrobiła? W artykule była mowa o tym, że nie dostała się w tym roku do sejmiku. Może opowiedziała panu o tym ze złości i rozgoryczenia po przegranych wyborach?

- Seks to jest temat tabu wokół którego się krąży. Jest wiele spraw o których wiedzą dziennikarze i politycy, ale one nie wychodzą na jaw. Pamiętam, jak trzy lata temu zbierałem informacje na temat dyrygenta poznańskiego chóru chłopięcego – Wojciecha Krollopa. To był podobny kaliber sprawy. Bardzo trudno jest przekonać informatora do rozmowy. Wtedy rozmawiałem z chłopcami i pytałem ich, czy to prawda, że dyrygent wykorzystywał ich seksualnie. Mieli opory i wstydzili się tego, że ich męskość została naruszona przez kontakt z pedofilem. Miałem też sygnały ze środowiska, żeby o tym nie pisać, bo Krollop jest ikoną świata kulturalnego w Poznaniu, ale zdecydowałem się to zrobić i dyrygent został zatrzymany. Potem był proces i został skazany.

Obraz

To jest podobna sprawa?

Zdecydowanie, bo również mamy do czynienia z informatorem, który został skrzywdzony, naznaczony przez upokorzenie i boi się. Starałem się tak prowadzić rozmowę, żeby jeszcze bardziej ich nie skrzywdzić, bo dla nich nawet sama rozmowa o tym jest upokarzająca.

Obraz

Czyli motywem nie była zemsta za przegrane wybory?

- Gdyby Aneta K. chciała się zemścić, to sama szukałaby dziennikarza. W tym przypadku było na odwrót. To ja musiałem do kobiet dotrzeć i mozolnie przekonywać je do ujawnienia tego chorego mechanizmu. Proszę mi wierzyć, kiedy przez kilka miesięcy przygotowuje się materiał dotyczący upokorzeń seksualnych, to co chwilę informator chce się wycofywać, waha się i trudno jest go podtrzymać w tym, że uda się coś zmienić.

Obraz

Andrzej Lepper mówi, że ten artykuł jest uderzeniem w koalicję, w niego samego i w jego rodzinę

- Ja nie komentuję wypowiedzi polityków na temat spisków, bo mnie polityka nie interesuje. Zajmuje się zbieraniem i uwiarygodnianiem informacji jako dziennikarz i przekazywaniem ich dalej. To moi szefowie decydują, czy materiał jest wiarygodny. Mnie interesuje to, że doszło do skrajnie bulwersujących zachowań na szczytach władzy i muszą być one potępione. Jeśli te kobiety – jak same twierdzą - są tylko wierzchołkiem góry lodowej, to ta sprawa powinna być wyjaśniona.

Obraz

Andrzej Lepper zapowiedział dziś skierowanie sprawy przeciw panu i redakcji do sądu. Nie boi się pan procesu?

- Nie obawiam się, bo jestem uczulony na wszelkie formy manipulacji i wpływania na dziennikarzy. Poza tym, to jeden z lepiej udokumentowanych artykułów, jaki udało mi się przygotować, w ciągu mojej dziesięcioletniej pracy.

Obraz

Jak się domyślam, to dopiero początek artykułów na ten temat?

- Będziemy drążyć sprawę do skutku. Do momentu, w którym winni poniosą konsekwencje za swoje czyny.

Rozmawiała: Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)