PolskaDzień niepodległości od kuchni

Dzień niepodległości od kuchni

Wieczorem, po głównych uroczystościach w Babilonie, polscy żołnierze i ich goście zajadali się polskim chlebem, grochówką i bigosem.

12.11.2003 12:49

Wojskowi szczególnie cieszyli się z chleba. To rarytas, bo amerykański odpowiednik sanepidu zabronił karmienia żołnierzy bochenkami wypiekanymi według tradycyjnej polskiej receptury.

- Piekarze po cichu go robią i rozdają chłopakom w namiotach - zdradził nam wczoraj wieczorem podpułkownik Adam Mazguła z Nysy, szef zespołu wsparcia współpracy cywilno-wojskowej w bazie Al-Hillah koło Babilonu. - Ale dziś, w dniu Święta Niepodległości, mogliśmy go jeść oficjalnie na stołówce.

Na stołach królowały też bigos, fasolka po bretońsku i żołnierska grochówka. Była również polska kiełbasa, którą przywiózł ze sobą dowódca wojsk lądowych generał Edward Pietrzyk.

- Niewiele, ale po kawałeczku wystarczyło - uśmiecha się podpułkownik Mazguła. - Nasze tradycyjne potrawy smakowały nie tylko Polakom, ale również zaproszonym gościom z innych kontyngentów wojskowych oraz Irakijczykom. Irakijczycy doskonale wiedzieli, co wczoraj świętowali Polacy. - Przeprowadziliśmy akcję informacyjną, tłumacząc, że w tym dniu nasz kraj odzyskał niepodległość po latach zaborów - mówi Adam Mazguła. - Wielu z nich przyrównywało wydarzenia z 11 listopada do obalenia w Iraku Saddama Husajna i mówiło, że za rok też będą świętować rocznicę dnia, w którym go przegnano.

Przez ostatnie dwa dni żołnierze gościli też polskich parlamentarzystów. - Trochę byli zaszokowani tym, co tu zobaczyli - mówi podpułkownik Mazguła. - Przyjechali bowiem przestraszeni, pozapinani w kamizelki kuloodporne, z uzbrojoną po zęby eskortą, a ludzie na ulicach witali ich z przyjaznym uśmiechem. To kontrastowało z tym, co słyszeli w kraju. Posłowie z otwartymi ustami słuchali też opowieści o tym, jak się nam na co dzień żyje, jak współpracuje z miejscowymi i jakie tutaj panują egzotyczne zwyczaje.

Goście z Polski sporo pytali też o bezpieczeństwo żołnierzy. Niedawna śmierć polskiego oficera zastrzelonego podczas zasadzki na konwój nie pozwala zapomnieć, że w Iraku ciągle toczy się wojna.

- Nie jest jednak tak, że tutaj wszyscy są bandziorami i ciągle do nas strzelają - podkreśla podpułkownik Adam Mazguła. - Większość ludzi jest nastawiona przyjaźnie i chce spokoju. Oczywiście, są grupy, które atakują żołnierzy, ale to wypadki incydentalne. Służy nas tutaj 2,5 tysiąca, a na polskie konwoje było tylko kilka ataków. Wszystkim przykro, że w jednym zginął nasz kolega. Przez ostatnie dwa dni ciągle odbierałem od Irakijczyków wyrazy żalu i prośby, żebyśmy czasem stąd nie wyjeżdżali.

W ciągu ostatnich dni nastroje wśród żołnierzy znacznie się jednak pogorszyły. - Martwimy się o rodziny w kraju - mówi Adam Mazguła. - Oni tam są bardzo wystraszeni tym, jak Irak przedstawia się w mediach. Żony i dzieci płaczą, żeby wracać. Tłumaczymy, że tutaj nie jest tak okropnie, ale to niewiele pomaga. Moja żona też się martwi. Dzisiaj, 11 listopada, ma urodziny. Przykro mi, że nie mogę być teraz z nią. Nie wszystkie uczucia da się przekazać w krótkiej telefonicznej rozmowie.

Tęsknota to jest to, co doskwiera nam tutaj najbardziej. Mimo to wracać chce niewielu. Według podpułkownika Mazguły, do końca ubiegłego tygodnia na własną prośbę Irak opuściło 8 żołnierzy, kilka następnych podań czeka na rozpatrzenie.

- Wyjeżdżają głównie z powodów rodzinnych - mówi Adam Mazguła. - Jednemu ktoś choruje, innemu grozi rozpad małżeństwa. Paru żołnierzy przeliczyło się też z siłami i nie wytrzymało trudnych warunków klimatycznych.

Sporą część kontyngentu w Iraku stanowią żołnierze z Opolszczyzny. - Jest to na przykład dość licznie reprezentowany batalion logistyczny z Opola z dowódcą Adamem Słodczykiem na czele - mówi Adam Mazguła. - Chciałbym w imieniu nas wszystkich zaapelować do naszych rodzin o więcej spokoju: Kochani, uwierzcie, że tutaj naprawdę nie jest tak strasznie.

Michał Lewandowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)