Dzień Kobiet komunistycznym świętem? Zapomniano o wątku amerykańskim
Święto Kobiet przeszło w Polsce niemałą ewolucję. Od przedwojennych zebrań organizowanych przez PPS, przez manifestacje i wręczanie goździków w czasach PRL, aż po dzisiejsze strajki przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
Choć w Polsce popularna jest opinia, która mówi, że Dzień Kobiet to komunistyczne święto, to prawda jest taka, że do Europy przyszło ono z Ameryki.
28 lutego 1909 roku Amerykańska Partia Socjalistyczna zorganizowała dużą demonstrację mającą na celu upamiętnienie strajku włókniarek, który miał miejsce 50 lat wcześniej.
Już rok później zostało ono "wyeksportowane" do Europy. Podczas panelu kobiecego związanego ze zjazdem II Międzynarodówki ustalono, że od tej pory będzie ono miało "ogólnoświatowy" charakter.
Zobacz też: Pogoda długoterminowa. Planujesz urlop? Znamy pierwsze prognozy na maj i czerwiec
Dzień Kobiet w Europie
W Europie "świętować" zaczęto w Danii, w Niemczech, w Szwajcarii i Austrii, a potem na niemal całym kontynencie. Na terminie wypadającym na przełom lutego i marca zadecydowała bliskość ze świętowanymi przez Rzymian w pierwszym tygodniu marca Matronaliami.
Było to święto rozpoczęcia nowego roku, przywitania wiosny i urodzaju. Wtedy kobiety oddawały cześć Junonie, a mężczyźni wręczali im niewielkie podarunki.
Ruchomą z początku datę (na początku świętowano w jedną z niedziel, tak żeby każdy miał wolne) zastąpił 8 marca. Tego dnia w 1917 roku – według kalendarza gregoriańskiego - demonstrowały kobiety w Rosji.
Ich strajk przebiegający pod hasłem "chleba i pokoju", rozpoczął burzliwe wydarzenia rewolucji lutowej. Wystąpienie kobiet w Piotrogrodzie zostało krwawo stłumione, ale dało impuls, który był pierwszą kostką domina mającego zakończyć rządy caratu. Od tej pory datę 8 marca uznano za oficjalną w większości państw na świecie.
To pewnie kolejny powód, który zaważył na wspomnianej już łatce "komunistycznego święta", choć pierwsze polskie obchody Dnia Kobiet przypadły na rok 1924. W II RP za obchodami stała Polska Partia Socjalistyczna.
Z okazji święta przygotowywano przemowy, koncerty i debaty. Domagano się urlopów macierzyńskich, tworzenia żłobków przy zakładach pracy czy wprowadzenia przepisów zabraniających zwalniania z pracy kobiet w ciąży.
Za największe osiągnięcie przedwojennego ruchu feministycznego trzeba uznać przyznanie kobietom praw wyborczych, choć słowo "przyznanie" wydaje się być o tyle nie na miejscu, że kobiety prawa wywalczyły sobie same.
Często wypomina się Szwajcarom, że w peletonie państw "przyznających" prawa wyborcze kobietom zajęli ostatnie miejsce na Starym Kontynencie i zrobili to dopiero w 1971 roku, ale warto pamiętać, że na tym polu Polska wyprzedziła choćby Wielką Brytanię – będącą pod wieloma względami ojczyzną ruchu feministycznego – gdzie kobiety wywalczyły sobie pełnię praw wyborczych dopiero w 1928 roku.
Dzień Kobiet w Polsce
Dekret Józefa Piłsudskiego z 28 listopada 1918 roku powstał w następstwie pracy wielu działaczek tak ruchu feministycznego, jak i niepodległościowego. Zresztą śmiało można powiedzieć, że do zakończenia I Wojny Światowej obie te sprawy przeplatały się wzajemnie.
Dla kolejnych pokoleń feministek było jasnym, że najlepiej o prawa kobiet zadbają same w ramach niepodległego państwa polskiego. Z początku Piłsudski nie był sprawie zbyt przychylny. Przekonała go kobieca delegacja, która 10 listopada przyszła pod próg jego willi i parasolkami zaczęła stukać w okna domu, domagając się wpuszczenia do środka.
Sto lat później tamten rekwizyt został "przechwycony" przez Strajk Kobiet protestujący przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. To symbol skutecznej walki o swoje prawa. Piłsudski w końcu wpuścił do środka przedstawicielkę kobiet – znaną feministkę Justynę Budzińską-Tylicką – i za namową tak jej, jak i swojej żony Aleksandry, zgodził się nadać kobietom prawa wyborcze.
Lata 20. i 30. przyniosły także zmiany kulturowe w życiu kobiet. Porzucono gorsety, a w modzie zaczęto stawiać na swobodę; kobiety zaczęły samodzielnie bywać w restauracjach i kawiarniach, a coraz więcej z nich kończyło studia wyższe.
Z drugiej strony wiele padało ofiarami wszechobecnej biedy tamtego czasu, prostytucja była powszechna, samotne matki nie miały szansy na jakiekolwiek zatrudnienie, a za aborcję groziła kara pozbawienia wolności.
W pierwszych latach funkcjonowania Polski Ludowej z powodu biologicznego wyniszczenia narodu i śmierci wielu mężczyzn, kobiety zaczęły się odnajdywać w zawodach, które wcześniej były dla nich niedostępne. Zaczęto promować wzorzec kobiety-robotniczki czy traktorzystki, takiej jak Magdalena Figur, która w zetempowskim mundurze znalazła się na słynnym plakacie z hasłem "Kobiety na traktory".
Z drugiej strony, z powodu intensywności pracy i braków w zaopatrzeniu nowe pozycje zawodowe nie wiązały się z większym prestiżem. To dalej mężczyźni zajmowali lepsze i bardziej odpowiedzialne stanowiska w zakładach pracy. Pewne ścieżki kariery, choćby politycznej czy w służbach mundurowych, były zupełnie zablokowane.
Dzień Kobiet w PRL
W PRL Dzień Kobiet stał się świętem państwowym. W zakładach pracy odbywały się z tej okazji akademie w świetlicach, na których podkreślano rolę kobiet w budowaniu socjalistycznej ojczyzny.
Wręczano obowiązkowy kwiatek (głównie goździki, choć popularne były też frezje, hiacynty i tulipany) i prezent. Mogły to być rajstopy, ręczniki, mydła, kawa lub perfumy. I choć dziś może brzmieć to niedorzecznie, to mowa o produktach deficytowych, o które wcale nie było łatwo na rynku.
Propagandowa nadbudowa sprawiła, że przez lata święto zbrzydło wielu Polkom i Polakom. Obraz gnących się w ukłonach dygnitarzy całujących panie po rękach trudno pogodzić z walką o prawa macierzyńskie czy pracownicze. Teoretycznie zmianę w tym zakresie mogła przynieść rewolucja Solidarności.
Dwa z 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z sierpnia 1980 roku odwoływały się do praw kobiet i pokazywało, że walka o emancypację nie została zakończona.
Mowa o postulacie wprowadzenia płatnego urlopu macierzyńskiego do okresu trzech lat (dziś to maksymalnie 37 tygodni) oraz zagwarantowaniu miejsc w żłobkach i przedszkolach dla kobiet pracujących. Te hasła nie stały jednak wysoko w hierarchii ważności postulatów Solidarności. Zresztą we władzach związku kobiet praktycznie nie było.
Polski feminizm uśpiony przez lata PRL zaczął się budzić u schyłku minionego systemu. Otwarcie granic i rynku pozwoliło także swobodniej przenikać ideom. Tym samym do Polski dotarła spóźniona druga fala rewolucji feministycznej, która w latach 60. w USA wystąpiła przeciwko ideałowi kobiety, będącej strażniczką ogniska domowego.
Feministki w Ameryce m.in żądały równouprawnienia na rynku pracy i sprzeciwiały się seksualizowaniu kobiet w kulturze masowej. Do legendy przeszły słynne akcje palenia staników.
W Polsce na przestrzeni ostatnich 30 lat ruch feministyczny odniósł poważne sukcesy, do jakich można zaliczyć wprowadzenie parytetu na listach wyborczych. Mimo tego nad Wisłą najważniejszą kwestią "do załatwienia" pozostał temat przerywania ciąży.
To powtarzająca się od 2016 roku groźba (a wreszcie jej spełnienie) zaostrzenia prawa aborcyjnego wyciągnęła z domów dziesiątki tysięcy Polek, sprawiła, że termin feminizm przestał wydawać się dziwactwem i dała ruchowi zupełnie nową energię. Na paradoks zakrawa fakt, że to dokładnie ten sam problem, z którym Polki mierzyły się prawie sto lat temu. Dzisiejsze prawo aborcyjne jest tak samo restrykcyjne jak to, które w 1932 wprowadzał kodeks Makarewicza.
Nadzieję polskim feministkom może dostarczać przykład katolickiej przecież Argentyny. 30 grudnia 2020 roku tamtejszy parlament zalegalizował aborcję na żądanie do 14. tygodnia ciąży. Tym samym zniesiono obowiązujące od 1921 roku prawo, które – zupełnie jak obecne polskie prawo – dopuszczało aborcję tylko w wypadku zagrożenia zdrowia i życia matki i podczas gdy ciąża pochodziła z gwałtu.
8 marca 2021 roku Dzień Kobiet zostanie uczczony być może największą demonstracją jaka kiedykolwiek miała w Polsce miejsce z okazji tego święta. Tym samym zostanie dopisany jeszcze jeden rozdział tej trwającej ponad sto lat historii.