"Dzieło Bartoszewskiego o Niemcach fascynującą relacją"
Jako fascynującą relację o przeszłości, a jednocześnie kompendium wiedzy przedstawia biskup Stanisław Budzik najnowszą książkę Władysława Bartoszewskiego, dodając, że to to lektura obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się stosunkami polsko-niemieckimi.
09.02.2010 | aktual.: 09.02.2010 00:45
Duchowny opowiadał o tym dziele na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie uczestniczył w prezentacji książki Władysława Bartoszewskiego pt. "O Niemcach i Polakach. Wspomnienia. Prognozy. Nadzieje", opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie.
Książka, obok wspomnień autora o jego osobistych kontaktach z Niemcami, zawiera obszerny rys historyczny o powojennej historii Niemiec autorstwa Rafała Rogulskiego i Jana Rydela, a także aneks, zawierający najważniejsze dokumenty dotyczące stosunków polsko-niemieckich. - To dwie, a nawet trzy książki w jednym - tak określił książkę sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski biskup Stanisław Budzik.
Jego zdaniem, powinna ona stanąć na biurku, w zasięgu ręki, każdego "kto interesuje się przeszłością, teraźniejszością i przyszłością Europy, a zwłaszcza relacjami polsko-niemieckimi, tak bardzo ważnymi dla historii i przyszłości Europy. Trzeba będzie do niej nieustannie sięgać".
- Historia est magistra vitae - historia nauczycielką życia. Z tego co było, uczymy się jak dalej rozwiązywać trudne problemy. Jak dalej z taką odpowiedzialnością współkształtować historię, jak czynił to pan profesor. Książka ta doskonale - właśnie w tej swoje kompozycji, takie nietypowej - oddaje kim pan profesor jest dla stosunków polsko-niemieckich i dla jednoczącej się Europy: niezwykły świadek epoki, pionier pojednania. Jego wspomnienia życiowe ta wartka interesująca, barwna ilustracja, tego co jest w drugiej części tej książki w książce - mówił biskup.
Władysław Bartoszewski w pierwszych zdaniach swoich wspomnień napisał, że paradoksem jego życia jest to, iż uchodząc za człowieka życzliwego zbliżeniu narodów polskiego i niemieckiego, pierwsze osobiste doświadczenia z przedstawicielami tego narodu zdobywał jako więzień Auschwitz. - W tym przypadku nie może być jednak mowy o poznaniu konkretnych ludzi, to była zupełnie inna relacja - z jednej strony nadczłowiek, z drugiej numer obozowy 4427 - zaznaczył. Dodał, że pierwszego Niemca w życiu poznał w komunistycznym więzieniu, był to współwięzień z tej samej celi.
Podczas poniedziałkowej prezentacji Bartoszewski powiedział, że już w czasie wojny słyszał o Sophie Scholl, że już wtedy, uczestniczył w studenckich dyskusjach, o tym co będzie się działo po wojnie, jak ułoży się sytuacja w Europie. Mówił, że już wtedy doszedł do wniosku, że będzie można budować nową rzeczywistość i nowe stosunki w oparciu o wspólne wartości oraz, że nie można nic budować na zemście, bo ona deprawuje.
Wspominał, jak w latach 60. jako oficjalny warszawski przedstawiciel "Tygodnika Powszechnego" oprowadzał niemieckich katolików i protestantów, księży i grupy NRD-owskiej Aktion Suehnezeichen. - Chodziłem z nimi, rozmawiałem z nimi (...) powstały osobliwe więzi, bo dla tych młodych ludzi, urodzonych po wojnie, były więzień Oświęcimia, katolik, który rozmawia z nimi przyjaźnie i nie ma do nich żadnych pretensji osobistych, to było coś - mówił Bartoszewski. - Wykonywałem moje obowiązki z przekonania i miałem przy tym poparcie arcybiskupa Karola Wojtyły - podkreślił.
O tym, że jest przekonany, iż książka Bartoszewskiego jest bardzo ważna i potrzebna mówił także drugi, obok biskupa Budzika, z gości Bartoszewskiego na poniedziałkowej prezentacji - były minister spraw zagranicznych Niemiec Hans Dietrich Genscher. Zaznaczył, że co prawda, jeszcze jej nie przeczytał, ale sama osoba autora jest dla niego rekomendacją. Wyraził nadzieję, że szybko zostanie przetłumaczona na niemiecki.
Odnosząc się do stosunków polsko-niemieckich i wspomnień w własnego dzieciństwa zaapelował o to, by dzieci były uczone historii i kultury innych narodów, tak jak historii i kultury własnej. - Powinny być uczone szacunku do innych ludzi - inaczej wyglądających, zachowujących się, innej wiary - powiedział Genscher.
Mówiąc o tym, jak jest to ważne, odwołał się do eseju niemieckiej pisarki Christy Wolf, która zauważała, że łatwo jest określić gdy zaczyna się wojna, lecz nie wiadomo kiedy "przedwojnie". - Przedwojnie rozpoczyna się tutaj - w sercach, w głowach ludzi, tam gdzie uprzedzania wobec innych ludzi, zatruwają duszę, tam gdzie już dzieciom mówi się, że inni są gorsi, a my jesteśmy lepsi - mówił.
Przypomniał, że gdy wybuchła wojna miał 12 lat, trzy lata wcześniej - gdy miał dziewieć lat zmarł jego ojciec, który powtarzał, że "Hitler to znaczy wojna. Okazało się, że miał rację. Ojciec był dla mnie autorytetem" - zaznaczył. Wspominał też, że jego matka była bardzo zaangażowaną orędowniczką na rzecz przyjaźni niemiecko-francuskiej. - Ojciec mówił, że tak samo mogłoby być z Polakami - dodał.
Zaznaczył, że zaangażował się politycznie po to, by to co się działo w czasie II wojny światowej, nigdy się nie powtórzyło.