Dziekański musiał umrzeć, żeby Kanadyjczycy coś zmienili
Kanadyjski urząd zajmujący się lotniskami wprowadza zmiany. Cudzoziemcy nie mówiący po angielsku będą mogli liczyć na lepszą pomoc. Jak ustalił portal tvp.info, to odpowiedź na raport komisji śledczej badającej śmierć Roberta Dziekańskiego.
23.06.2010 | aktual.: 23.06.2010 13:51
W raporcie wskazano m.in. na zaniedbania ze strony pracowników lotniska w Vancouver. Sędzia Thomas Braidwood był oburzony tym, że Polak przez pięć godzin błąkał się po strefie odprawy celnej, która teoretycznie powinna być zabezpieczona przez Kanadyjski Urząd Graniczny. Śledczy zalecił zmiany, tak by pasażerowie nie mówiący po angielsku mogli z łatwością poruszać się po tej części lotniska. Wcześniej takie ułatwienia z własnej inicjatywy wprowadziły władze cywilne lotniska w Vancouver. Jednak jak napisał dziennik "Vancouver Sun", w części za którą odpowiadają służby graniczne nie wprowadzono zmian.
Chodzi o umieszczenie jasnych oznaczeń wskazujących drogę, a także zapewnienie pomocy w języku ojczystym pasażera jeżeli wygląda on na zagubionego lud zdenerwowanego. Służby graniczne przygotowały już listę pracowników mówiących w obcych językach na taki wypadek.
Mają też zapewniać tłumacza urzędnikom służby celnej. W tej strefie lotniska ma też być więcej kamer. Na razie ich liczbę zwiększono do 94. Ale choć nagrywają obraz przez 24 godziny na dobę, to nie wszystkie są na bieżąco monitorowane. Pogranicznicy zapowiadają w najbliższej przyszłości dodatkowe zmiany.
Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r. Polak nie znając języka angielskiego nie umiał wydostać się z lotniska. Po dziesięciogodzinnym oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i - z niewiadomych przyczyn - rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na miejsce przybyła policja, poraziła Polaka paralizatorem. Mężczyzna zmarł na miejscu.
Karolina Woźniak