Dziekan WNP odpowiada na zarzuty: biorę na siebie pełną odpowiedzialność
W artykule Kolejna burza na znanej uczelni. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić" Wirtualna Polska przedstawiła historię dr Joanny Gruby, która wytknęła nieprawidłowości podczas procesu nadawania habilitacji na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Chodziło dokładnie o Wydział Nauk Pedagogicznych. - Od strony prawnej oraz formalnej nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń i wiem, że nie zostało złamane prawo. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność dochowania procedur - odpiera zarzuty w rozmowie z WP dziekan wydziału dr hab. Piotr Petrykowski, prof. UMK.
Przeczytaj także: Kolejna burza na znanej uczelni. "Pracownik to zwierzę, ma się łasić"
WP: Dr Joanna Gruba, która zgłosiła się do WP ze swoją sprawą, zarzuca prowadzonemu przez pana Wydziałowi Nauk Pedagogicznych, że w przypadku jej habilitacji wystawiliście recenzje zawierające błędy merytoryczne (mylenie pojęć i nazwisk) oraz ortograficzne. Miały się w nich pojawić również stwierdzenia: "rzuciłem okiem", "nie widziałem wszystkich materiałów", które mogą świadczyć o pobieżnej i niedokładnej ocenie dorobku habilitantki.
Dziekan dr hab. Piotr Petrykowski, prof. UMK: W tych recenzjach rzeczywiście zdarzyły się literówki i błędy językowe. Wynikało to z niedokładnej korekty, ale takie rzeczy się niestety przytrafiają i to nie tylko u nas. Jest to jednak coś, co nie ma wpływu na merytoryczną ocenę pracy. Być może były pomyłki dotyczące przekręcenia tytułu, jednak zawartość treści odnosiła się do właściwej publikacji i tego pani dr Gruba nie podważa.
WP: Może jednak świadczyć o pospiesznym sporządzeniu recenzji. Ponadto pojawiły się też zarzuty dotyczące merytorycznych zagadnień tj. brak wglądu do wszystkich materiałów.
- Zarzut niepełnego wglądu do materiałów jest zupełnie chybiony. Wszyscy recenzenci dostali bowiem komplet dokumentów, co sami potwierdzili. W tym przypadku recenzent oparł się na wersji elektronicznej, a w papierowej pani dr Gruba dołożyła kilka tekstów. W tym kontekście recenzent mógł nie mieć dostępu do wszystkich materiałów przed wystawieniem swojej opinii.
WP: Czy nie uważa pan jednak, że powinien dostać wszystkie materiały, gdyż mogło to mieć później wpływ na wystawioną przez niego ocenę?
- Dosyłaliśmy recenzentowi materiały, o które prosił. Być może nie ze wszystkimi się zapoznał. Ze względu na odmienną subdyscyplinę pedagogiki, którą się zajmuję, ciężko mi jest w pełni ocenić dorobek pani Gruby. Z całą pewnością mogę stwierdzić jednak, że zarzuty zawarte w recenzji w pełni wystarczały do sformułowania negatywnej oceny. Recenzent musiał zająć się wybranymi przez habilitanta oraz istotnymi dla oceny pracami. To zostało zrobione. Z innymi mógł się zapoznać, ale nie musiał. Co więcej wszystkie zarzuty trzech recenzentów odnosiły się do tych samych elementów.
WP: Jeden z recenzentów stwierdził również, że "rzucił okiem" na dorobek.
- Proszę zwrócić uwagę na fakt, że Centralna Komisja powołała do oceny pracy dr Gruby siedem osób, których dorobek jest zbieżny z tematem habilitacji i jako dziekan muszę przyjąć, że są kompetentni w tym zakresie. Oni zapoznali się z dorobkiem habilitantki i ocenili go negatywnie. Co do tego niefortunnego stwierdzenia "rzuciłem okiem", to sam z własnego doświadczenia wiem, że należy się wystrzegać tego typu kolokwializmów. Lepiej np. użyć terminu pierwsze czytanie, które wymagało kolejnych czytań. To stwierdzenie nie budzi żadnych wątpliwości.
WP: Pojawia się również zarzut, że pierwsza recenzja dr Gruby została upubliczniona w internecie jeszcze przed wydaniem opinii reszty recenzentów. To z kolei mogło mieć wpływ na ich decyzję.
- Rzeczywiście trafiła ona zbyt wcześnie, na kilka godzin, na stronę. Jednak nie jest prawdą, że wisiała tam kilka dni. Dowody, w postaci zrzutów ekranu, które pokazuje dr Gruba, są niewiarygodne i nie mają żadnej wartości dowodowej. Centralne Komisja badała tę sprawę bardzo wnikliwie i nie znalazła żadnych uchybień z naszej strony. Ponadto wszyscy recenzenci zgodnie stwierdzili na piśmie, że nie znali treści pierwszej recenzji, która została upubliczniona na stronie. Nie mam podstaw, by nie wierzyć tym sześciu osobom. Trzeba również podkreślić, że wówczas nieprecyzyjny był zapis rozporządzenia ministerstwa o terminie upubliczniania recenzji.
WP: Pojawia się również zarzut, że Uchwała Rady Wydziału składała się z przekopiowanych negatywnych opinii recenzji.
- I tu dotykamy rzeczywistego wierzchołka góry lodowej. Dr Gruba procedurę habilitacyjną rozpoczęła w tzw. nowym trybie. Zarzuty, które stawia, odnoszą się do starego trybu oceny, który ma się do nowego, jak – kolokwialnie mówiąc - samochód do samolotu. W tym przypadku uzasadnienie składa się z fragmentów recenzji, jako merytoryczne udokumentowanie zarzutów. Jest to zawarte w Kodeksie Postępowania Administracyjnego. Rada Wydziału nie dokonuje oceny merytorycznej, a jedynie formalnej, opierając się na wnikliwej analizie dokonanej przez komisję.
WP: Dr Gruba ma jednak odczucie, że jej recenzje zostały nierzetelnie ocenione i wskazuje, że nie może się bronić.
- To, że habilitant w nowym trybie nie ma możliwości do przedstawienia swoich racji, to jest prawda. Wynika to z ustawy i nic nie możemy na to poradzić. Jest jednak tryb odwoławczy i można zwrócić się do Centralnej Komisji. W tym przypadku powołano dwóch superrecenzentów, którzy potwierdzili zasadność naszej decyzji. To daje już w sumie dziewięć osób, które wystawiły negatywną ocenę.
WP: W tym momencie pojawia się jednak zarzut, że całe środowisko doskonale się zna i wzajemnie popiera...
- Oczywiście, że się wzajemnie znamy, trudno jest jednak formułować na tej podstawie zarzuty. Spotykamy się na sympozjach oraz zjazdach i jest to naturalne. Jako dziekan dr Grubę poznałem dopiero, gdy złożyła wniosek o postępowanie habilitacyjne. Wiem natomiast, że już wcześniej iskrzyło pomiędzy nią, a jej byłą uczelnią. Rozmawiałem z tamtejszym dziekanem i zwrócił on mi uwagę, że dr Gruba naruszyła pewne procedury wewnątrz uczelniane.
WP: Nasza rozmówczyni zwraca jednak uwagę, że w czasie, kiedy na UMK odbywało się jej postępowanie habilitacyjne, to kontrolę na Wydziale Nauk Pedagogicznych przeprowadziła Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów, która stwierdziła szereg uchybień.
- Proszę zwrócić jednak uwagę, że kontrola dotyczyła lat 2009-2012, czyli czasu, gdy obowiązywały stare reguły habilitacji. Tymczasem dr Gruba rozpoczęła proces w toku nowych procedur. Tego nie da się porównać i znów wróciłbym tu do wspomnianego "samochodu i samolotu".
WP: Wnioski płynące z raportu CK są jednak bardzo niekorzystne dla Wydziału Nauk Pedagogicznych. W ich wyniku ograniczono uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego.
- Dr Gruba weszła w posiadanie protokołu CK w sposób bezprawny i upubliczniła go. W tej sprawie złożyłem już wniosek do prokuratury. Jeżeli mówimy jednak dokładnie o tym dokumencie, to mogę po kolei odpowiedzieć na sformułowane w nim twierdzenia.
WP: Stwierdzono m.in. nadanie stopnia doktora habilitowanego na podstawie podania "zawyżonej liczby publikacji".
- Centralna Komisja w tym piśmie popełniła rażące błędy i właśnie, jako Rada Wydziału oficjalnie się do nich odniesiemy. Jeżeli chodzi o zawyżoną liczbę publikacji, to ten zarzut jest zupełnie nieprawdziwy. W starych procedurach nie było bowiem wymogu minimalnej liczby publikacji niezbędnych do uruchomienia procedury habilitacyjnej. W nowych przepisach taki wymóg jest. CK zastosowała natomiast nowe wymogi do starego postępowania, co było bezprawne.
WP: W raporcie jest też mowa o nadaniu stopnia doktora habilitowanego na podstawie "niespójnej liczby głosujących". Pada nawet zarzut sfałszowania głosowania.
- Jedyną osobą, która mogła sfałszować to głosowanie, byłem ja. Rzeczywiście w momencie głosowania nie było na sali takiej liczby osób, jaka była na liście podpisanej w momencie rozpoczęcia obrad. Dwie osoby opuściły salę obrad wcześniej, ale zgłosiły to. Jest to dopuszczalne i podkreślam, że została zachowana liczba kworum.
WP: Skoro jest to dopuszczalne, to dlaczego zostało wytknięte przez CK jako złamanie przepisów?
- Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Proszę zwrócić uwagę, że CK stwierdziła "niespójność". Jeden z członków Rady Wydziału w trakcie posiedzenia stwierdził, że liczba osób obecnych na sali jest inna od liczby oddanych głosów. Przy czym liczba oddanych głosów była zgodna z liczbą osób podpisanych na liście obecności, którą sporządza się w momencie rozpoczęcia obrad. Ja taką ważność stwierdziłem i choćby mnie „szarpano”, to nie wycofam się z tej decyzji. Liczba osób uprawnionych do głosowania była wystarczająca do podjęcia uchwały. Jednak faktycznie dwie osoby przed głosowaniem opuściły salę i oddały na moje ręce głos. Prawo tego nie zabrania. Co więcej poinformowałem o tym członków Rady Wydziału i zapytałem, czy ktoś wnosi zastrzeżenia. Nikt nie wniósł jednak wniosku formalnego, co oznacza, że wszyscy członkowie zaakceptowali głosowanie. To zostało zaprotokołowane
WP: Wskazuje pan, że CK się myli, tymczasem są to eksperci i na podstawie ich opinii ograniczono Wydziałowi Nauk Pedagogicznych uprawnienia do nadawania stopnia doktora oraz doktora habilitowanego. W protokole z dnia 4 listopada 2014 roku pada stwierdzenie o sfałszowaniu głosowania. Później CK zmieniła to na "niespójność".
- Znam opinię eksperta, który na zlecenie CK analizował tę sytuację. Ta osoba bardzo rzetelnie zbadała sprawę i z całą stanowczością stwierdziła, że nie można mówić o sfałszowaniu, a jedynie o "niespójności". Już tłumacze skąd się to wzięło. W trakcie posiedzenia Rady Wydziału okazało się, że musimy uzupełnić listę obecnych na sali o jedną osobę, która kilka tygodni wcześniej uzyskała habilitację. Tu mogę przyznać się do błędu, gdyż zgodziłem się by w trakcie kolokwium przynieść nową listę, zamiast poprosić wspomnianą osobę o dopisanie się do tej pierwszej. Stąd się wzięła niespójność, która została przeze mnie wyjaśniona CK na piśmie.
WP: Czy wobec krytycznej oceny CK obu osobom, co do których stwierdzono nieprawidłowości, nie powinny zostać cofnięte habilitacje?
- Nie. Naszym zdaniem zarzuty CK są bezpodstawne i dlatego podjąłem działania, które mają na celu ich uchylenie. W sensie merytorycznym nie było żadnych podstaw do nienadania stopnia doktora habilitowanego. Jedynym organem, który mógł wystąpić o uchylenie tych przewodów, była CK. Jednak nie wystąpiła o jej uchylenie.
WP: Jednak w rozmowie z CK poinformowano mnie, że taka decyzja leży w gestii uczelni.
- Myślę, że rozmawiał pan z prawnikami CK, którzy moim zdaniem byliby świetnymi kandydatami na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Jest wiele zastrzeżeń do ich działalności i wiem o wielu procesach dotyczących błędów formalnych.
WP: Czy w związku z tym zamieszaniem ma pan sobie coś do zarzucenia?
- Od strony prawnej oraz formalnej nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń i wiem, że nie zostało złamane prawo. Tym bardziej wynik głosowania nie został sfałszowany. Mogę się co prawda tłumaczyć, że było to moje pierwsze kolokwium habilitacyjne jako dziekana, ale nie zamierzam podnosić tego argumentu. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność dochowania procedur.
WP: Dr Gruba przygotowała pismo do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa podczas przeprowadzania przewodów habilitacyjnych przez Radę Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu. Jakby się pan ustosunkował do tego działania?
- Pewną słabością prawa jest to, że każdy może napisać podejrzenie o popełnieniu przestępstwa. Jeżeli dr Gruba złoży takie zawiadomienie, to się z nim zmierzę. Gdyby okazało się, że są tam sformułowania, które zniesławiają mnie, wydział lub uczelnię, to wystąpię do sądu i będę dochodził swoich praw. W przypadku tej pani nic nie jest mnie już w stanie zaskoczyć.