Dziecko bezskutecznie błagało o pomoc dla mamy
13-letnia Marta przez pół godziny wzywała karetkę dla matki, która dostała ataku epilepsji. Koordynator dyżuru burknął do dziewczynki, że matka jest histeryczką.
Anna Wesołowska, której atak był związany z operacją guza mózgu, skierowała skargę do dyrekcji pogotowia. Zawsze uczyłam dziecko, że pod nr 999 otrzyma pomoc i ma się nie obawiać! Moja córka była mocno wystraszona tym, że nikt nie chciał jej udzielić pomocy, wiem to z relacji znajomych, do których moje dziecko w międzyczasie dzwoniło i którym opowiadało przebieg zdarzenia - napisała w swojej skardze. Wesołowska żąda wyciągnięcia konsekwencji wobec pracowników pogotowia.
Jej córka wspomina nocne wydarzenia z 17 na 18 czerwca jak najgorszy koszmar. Po godz. 1 mama dostała drgawek, zaczęła się jej wyginać lewa połowa ciała. Strasznie się bałam, że umrze - mówi Marta.
Dziewczynka wszystko dokładnie pamięta. Po raz pierwszy karetka przyjechała po blisko 20 minutach - opowiada. Ratownik zrobił jej mamie zastrzyk ze środkiem uspokajającym, ale kilka minut po odjeździe karetki stan kobiety zaczął się gwałtownie pogarszać. Kiedy Marta straciła kontakt z mamą, znów zadzwoniła po pogotowie.
Córka wykręcała numer pogotowia co najmniej trzy razy. Usłyszała, że lek zacznie działać za 40 minut - relacjonuje Anna Wesołowska. Wspomina, że resztkami sił sięgnęła po słuchawkę i sama poprosiła o pomoc. Usłyszałam, że jak mogę coś powiedzieć, to nie jest ze mną jeszcze źle - kobieta denerwuje się na wspomnienie tamtych przeżyć.
Nastąpił drugi atak. W końcu, po prośbach i negocjacjach, 13-latce udało się nakłonić dyspozytorkę do wysłania karetki. Dyrekcja łódzkiego pogotowia ma własną ocenę sytuacji, w jakiej znalazły się Marta i jej cierpiąca matka. To nie był przypadek dla pogotowia, ale mimo wszystko nie odmówiliśmy pomocy. Czy mamy jeździć do każdej aury przedpadaczkowej? - mówi Janusz Morawski, wicedyrektor Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Czas oczekiwania na karetkę nie przekroczył pół godziny. Pogotowie zachowało się prawidłowo. To matka, zupełnie niepotrzebnie, przez swoją histerię zafundowała córce wielki stres.
Podinsp. Mirosław Micor z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi wszystkim odbierającym wezwania od dzieci stawia za wzór policyjną operatorkę Dorotę Królak, która w październiku ub.r. wzorowo zareagowała na sygnał od 4-letniego Krystiana. Chłopiec wezwał pomoc do chorej na cukrzycę matki, kiedy ta zasłabła. Nie wolno bagatelizować sygnałów od dzieci - podkreśla Micor.
Marzena Konopko, psycholog dziecięcy z Centrum Rozwoju Dzieci i Rodziny w Warszawie, ostrzega, że negatywna reakcja dorosłych może spowodować trwałe zmiany w psychice dziecka. Już sam widok matki w niezwykłej sytuacji, a taką jest atak epilepsji, to dla dziecka przerażające doświadczenie. Brak wsparcie ze strony dorosłych i krytyka, że dziecko źle robi, może je wpędzić w silny stres - zaznacza Konopko.