Dzieci sukcesu
Narzekasz na brak pieniędzy, jesteś biedny - zainwestuj w dzieci" - przekonywał Francuzów Charles de Gaulle. Większość finansowych imperiów nigdy by nie powstała, gdyby nie wielodzietne rodziny - pisze Monika Florek w tygodniku "Wprost".
30.05.2005 | aktual.: 30.05.2005 09:56
Archie Campbell, amerykański kupiec, dopiero po narodzinach czwartego dziecka zaryzykował i wraz ze wspólnikiem Jacobem Fetterem kupił First National Bank. Szybko podwoił kapitał i doskonale sobie radził nawet podczas wielkiego kryzysu. By utrzymać dziesięcioro dzieci, John Deibele rzucił pracę w tartaku i założył w Nowym Jorku fabrykę materiałów budowlanych. Wkrótce stał się jednym z najbogatszych mieszkańców powiatu Noble.
Podobnie powstały fortuny Johna Rockefellera - pierwszego miliardera, który wychował sześcioro dzieci, i Mayera Amschela, założyciela rodu Rothschildów, ojca dziesięciorga dzieci. Także arystokratycznym rodom wielodzietność umożliwiała pomnażanie bogactwa czy przetrwanie w trudnych czasach.
Mitem jest przekonanie, że wielodzietne rodziny są z reguły patologiczne i skazane na pomoc socjalną. - Liczne potomstwo tylko motywuje do większej przedsiębiorczości - mówi "Wprost" prof. Jay Belsky z Institute for the Study of Children, Families and Social Issues na Birkbeck University w Londynie. Jego badania wykazały, że ci, którzy mają więcej niż jedno dziecko, są zwykle energiczniejsi, intensywniej pracują, efektywniej wykorzystują czas i mają większą motywację do zakładania własnych przedsiębiorstw i pomnażania majątku niż samotni, bezdzietni lub wychowujący jedynaka. - Rodzice z determinacją gromadzą majątek, by przekazać go dzieciom. Matki, wychowując potomstwo, mogą jednocześnie pomagać w prowadzeniu przedsiębiorstwa, a dzieci uczą się od rodziców zarządzania - mówi "Wprost" Gary Becker, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 1992 r.
Atut pierwszy: dziecięcy katalizator przedsiębiorczości
Jerzy Jamontt z Mikołowa, prezes zakładów produkujących elementy przepływowe turbin, stracił pracę, kiedy na świat miało przyjść jego drugie dziecko. By zapewnić rodzinie byt, rozsyłał swoje CV wszędzie tam, gdzie szukano menedżerów, i został zaakceptowany na stanowisko prezesa dużej firmy. Dzieci (ma ich troje) okazały się dla niego swoistym katalizatorem przedsiębiorczości. Podobnie było w wypadku aktora Zbigniewa Zamachowskiego, ojca czworga dzieci (w wieku od 4 do 10 lat). - Kiedyś grałem dla własnej satysfakcji, teraz pracuję głównie dla moich dzieci - mówi "Wprost" Zamachowski. Jako ojciec rodziny nie hamletyzuje na temat tego, czy aktor powinien grać w reklamach.
Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, założył przychodnię lekarską, gdy urodziło mu się czwarte dziecko (obecnie ma ośmioro potomków). - Staramy się przełamywać stereotyp zaniedbanej wielodzietnej rodziny, skazanej na pomoc państwa. Z pensji lekarza na etacie nie utrzymałbym tak licznej rodziny, więc musiałem być bardziej przedsiębiorczy - mówi "Wprost".
W rodzinie Pospieszalskich (dziewięcioro dzieci) pojawienie się kolejnego dziecka nigdy nie powodowało obniżenia poziomu życia. - Nasz ojciec, architekt, z każdym kolejnym dzieckiem był coraz bardziej zapobiegliwy i twardszy w negocjacjach - opowiada "Wprost" Jan Pospieszalski, muzyk i współautor programu "Warto rozmawiać". Także Bronisław Komorowski, poseł PO, uważa, że bycie ojcem kilkorga dzieci wyrabia rzutkość i zaradność. Aby utrzymać wielodzietną rodzinę, pracował w Austrii jako kelner, handlował kosmetykami i długopisami.
Kompozytor muzyki filmowej Jan A.P. Kaczmarek po wyjeździe do USA przez pierwsze kilka lat żył na kredyt, bo Amerykanie nie akceptowali jego muzyki. - Utrzymanie domu wymagało wielu wyrzeczeń, ale rodzina była uzasadnieniem moich wysiłków i poświęceń - podkreśla kompozytor w wywiadzie dla miesięcznika "Pani".
Atut drugi: rodzinna wytwórnia kapitału
Arystoteles uważał, że ekonomia rozwinęła się z zarządzania "gospodarstwem rodzinnym". Pierwsze gospodarstwa rodzinne powstały przed 12 tys. lat, gdy część naszych przodków porzuciła koczowniczy tryb życia i zaczęła uprawiać ziemię. Szybko okazało się, że rolników stać na wychowanie większej liczby dzieci niż członków grup łowiecko-zbierackich.
Uprawianie ziemi i hodowla zwierząt wymagały większego współdziałania i podziału pracy. - W rodzinie najlepiej rozwijają się cechy decydujące o rozwoju społeczeństwa: solidarność, uczciwość, ofiarność, pracowitość, odkrywczość, zdolność do współpracy i szacunek dla prawa - uważa prof. Gary Becker, autor "Traktatu o rodzinie".
W wielodzietnych rodzinach powstaje zatem nie tylko największa część kapitału, ale też najcenniejsza - kapitał społeczny. Dobrze ilustrują to zwyczaje panujące w domu Janusza Onyszkiewicza, byłego ministra obrony narodowej. Na drzwiach wejściowych domu Onyszkiewiczów wisi grafik dyżurów określający podział domowych obowiązków. Jest też "książka wyjść", do której dzieci wpisują, z kim i dokąd wychodzą i kiedy wrócą.
Czwórka dzieci kompozytora Jana A.P. Kaczmarka świetnie sobie radzi nawet w Hollywood. Najstarszy syn Szymon pracuje przy produkcjach filmowych Spielberga, a Anastazja pisze scenariusze. - Wielodzietna rodzina jest szkołą zarządzania, bo zmusza rodziców nie tylko do intensywniejszej pracy, ale i konsekwentnego egzekwowania od dzieci posłuszeństwa i wykonywania obowiązków - uważa prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina była głównym wrogiem totalitaryzmów i dyktatorów XX wieku - Lenina, Stalina, Hitlera, a potem Mao oraz Pol Pota i Czerwonych Khmerów. "Również w nadchodzącej epoce gospodarki postindustrialnej rodzina, a nie jednostka, będzie najważniejszym podmiotem rynkowej rywalizacji" - twierdzi politolog Francis Fukuyama w książce "O zaufaniu jako kapitale społecznym". Fukuyama uważa, że niezbędnym warunkiem tworzenia dobrobytu jest wzajemne zaufanie między gospodarczymi partnerami, a środowiskiem, które szczególnie sprzyja pojawianiu się ludzi godnych zaufania, jest dobrze funkcjonująca wielodzietna rodzina.
Roman Kluska, założyciel Optimusa, nie ma wątpliwości, że jego firma odniosła sukces dzięki godnym zaufania pracownikom mającym liczne rodziny. - Zamiast wydawać miliony euro na ochronę przed kradzieżami, postawiłem na uczciwość pracowników. Wysokie stanowiska powierzałem osobom mającym dzieci, bo przekonałem się, że na nich można polegać. To oni mają silny kręgosłup moralny i są uczciwi - opowiada Kluska, obecnie właściciel firmy ProDoKs.
Atut trzeci: dziecięca szkoła współpracy i konkurencji
Rodzice, którzy decydują się tylko na jedno dziecko, bo są przekonani, że inwestują w jego "jakość", mylą się. Psychologowie twierdzą bowiem, że dopiero gdy ma się troje dzieci, uczą się one współpracy (dwoje dzieci często z sobą destrukcyjnie rywalizuje). - Dziecko królewicz, któremu rodzice poświęcają czas i pieniądze bez ograniczeń, w późniejszym życiu nie potrafi rezygnować z przyjemności, odczuwa lęk przed przyszłością i brak poczucia bezpieczeństwa, zamyka się w sobie i staje się "samotnym królem" - mówi prof. Jean-Didier Lecaillon, autor książki "Rodzina źródłem dobrobytu".
Badania amerykańskiego National Institute of Child Health and Human Development dowodzą, że dwulatki, które dużo czasu spędzają w grupie liczącej więcej niż troje dzieci, gdy dorosną, mają mniej problemów w kontaktach z innymi i lepiej współpracują w dużych zespołach.
Przekonał się o tym Jan Pospieszalski. Dla niego wielodzietna rodzina była poligonem, na którym nauczył się konkurować. Rozwinął zmysł organizacyjny, bo był jednym z najstarszych pośród rodzeństwa. - Zawsze byłem animatorem wspólnego rodzinnego muzykowania. To między innymi dlatego moi bracia Mateusz i Marcin są dziś jednymi z najbardziej wziętych muzyków i aranżerów w Polsce - mówi Jan Pospieszalski - pisze Monika Florek w tygodniku "Wprost".