"Działania rządu Tuska oceniono na dwa i pół"
Z dużym zdziwieniem przeczytałem tekst o ocenie rządu (GW 10-11.11.2008). Chodzi między innymi o pochwałę rządu za to, że rządząca koalicja przegłosowała w Sejmie ważne i społecznie delikatne ustawy.
24.11.2008 14:30
Mam na myśli o ustawy dotyczące komercjalizacji szpitali oraz emerytur pomostowych. Zdumiewa mnie pogląd, że PiS i Lewica muszą się tłumaczyć, dlaczego mają inne niż rząd pomysły na poprawę sytuacji w służbie zdrowia, skoro ich nie zrealizowały, gdy sprawowały władzę. Do tej koktajlowej oceny dorzuca się prezydenta, stwierdzając, że „ gdy jednak przyszedł moment prawdy, prezydent zgodnie z oczekiwaniami staje po stronie PiS”. Dziwne, że publicysta Gazety Witold Gadomski nie dostrzega, iż tylko, a może aż nadto Agata Nowakowska, również publicystka Gazety, oceniła na 2+ działania rządu premiera Tuska w zakresie przeprowadzonych reform, w ochronie zdrowia. A więc, idąc tropem myślowym Witolda Gadomskiego, dostrzec trzeba, że autorka oceny reform w ochronie zdrowia też staje po stronie PiS, bo moment prawdy już jest. Tym momentem są, ustawy buble, zrobione na przysłowiowym kolanie, wprowadzone jako poselskie, boczną furtką do Sejmu. Następnie przegłosowane przez większość sejmową i senacką koalicji Platformy z
PSL, trafiły na biurko prezydenta.
W swojej ocenie rządu dotyczącej zdrowia, red. Nowakowska słusznie w tytule stwierdza, że dobre chęci to za mało. Czy jednak można stwierdzić, że były dobre chęci rządu do reformowania ochrony zdrowia, skoro wzięto się do tego zadania bez spójnej i jasnej koncepcji rozwiązania istniejących wcześniej problemów? Czy jak według oceniającej, nieprzygotowana w tej materii Platforma, zaprezentowała wytwór imaginacji? Bo przecież słusznie stwierdza ona brak koncepcji reformy, choćby na przykładzie prześledzenia drogi od projektu, do ostatecznej wersji ustawy o zoz, która znalazła się już u prezydenta.
Nie mogę natomiast zgodzić się z poglądem autorki, że szpitale będące spółkami na pewno lepiej będą gospodarowały pieniędzmi z NFZ. Teza ta jest absolutnie błędna. Nie znajduje ona uzasadnienia w praktyce. Wystarczy zapoznać się z wynikami rankingu szpitali przeprowadzanego od kilku lat przez "Rzeczpospolitą". Tam właśnie w czołówce są samodzielne publiczne zozy. Z porównania elementu oceny dotyczącego zarządzania w tym rankingu, nie można również wnioskować, że spółki zoz są lepiej zarządzane od samodzielnych publicznych zoz.
Warto sobie również uświadomić, że możliwość leczenia odpłatnego pacjentów, w szpitalach finansowanych głównie przez NFZ – z pieniędzy publicznych - może wyrządzić więcej zła, niż przynieść korzyści. Chodzi o to, że obywatele o niskich dochodach, a jest ich ponad 80% populacji Polaków – a szczególności emeryci, renciści, rolnicy – mogą mieć utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych. Wydłuży się kolejka, bo pacjenci leczeni za dodatkową odpłatnością, zajmą miejsca tych leczonych tylko ze środków NFZ. Nastąpić może również ograniczenie miejsc dla chorych, bo trzeba będzie stworzyć lepsze warunki dla tych, których stać na płacenie poza NFZ. Chodzi przecież głównie o zarabianie w komercyjnej działalności, a nie o nisko dochodowych pacjentów finansowanych przez NFZ. Zakłady pracy nie mają aktualnie możliwości finansowania leczenia szpitalnego swoich pracowników. Z tego tytułu ponosiły by one, tak zwane koszty nie stanowiące kosztów uzyskania przychodu, co powodowałoby większe opodatkowanie, a poza tym pracownik
byłby obciążony dodatkowo podatkiem dochodowym.
Sytuację zróżnicowania świadczeń zdrowotnych według kryterium oceny jakości(mieszkaniowe, wyżywieniowe, zabiegowe) pacjentów o pełnej odpłatności i pacjentów, których płatnikiem jest NFZ lub ZUS, obserwuje się już obecnie w lecznictwie sanatoryjnym. Tam właśnie działa komercja, a dawne uzdrowiska państwowe są spółkami prawa handlowego. Dla pełnopłatnych pacjentów są inne, wyższe standardy, niż dla tych z ZUS czy NFZ.
W pełni podzielam poglądy opozycji, że samorząd może sprzedać szpital spółkę i pozbyć się kłopotu, jak również to, że spółki zoz mogą zamykać niedochodowe oddziały, co neguje autorka. Komercyjny właściciel spółki zrobi to najpewniej wtedy, kiedy to będzie jeden ze sposobów odzyskania płynności finansowej, bądź ucieczki przed upadłością. Aktualnie ekonomia rządzi się swoimi prawami, często ponad interesem społecznym. Objawia się to poprzez decyzje samorządów o likwidacji np. szkół w miastach i na wsiach, mimo oporu lokalnych społeczności. A szpital to przecież nie szkoła. Warto o tym pamiętać, że świadczenia z tytułu ochrony zdrowia, to najważniejsza przecież dla państwa publiczna odpowiedzialność. Bo państwo ma obowiązek konstytucyjny, póki co, zapewnienia obywatelom równego dostępu do świadczeń, bez względu na ich status materialny. Dlatego wytknięte przypadki dzikich prywatyzacji, do których dochodziło i może dochodzić, powinny być dokładnie rozliczone, a winni tych przekształceń ukarani. Powinien zostać
również przywrócony stan pierwotny sprzed przekształcenia. Kilkanaście czy kilkadziesiąt przypadków tak zwanych dzikich przekształceń własnościowych szpitali w spółki prawa handlowego nie może stanowić źle o sytuacji kilkuset pozostałych funkcjonujących, jako samodzielne publiczne zoz. Tym bardziej, że cele przekształceń związane były z ucieczką przed rosnącymi długami, przed dłużnikami i komornikami.
Niezrozumiałe jest sformułowanie autorki, że winę za pogrzebanie reformy będzie można zrzucić na prezydenta i opozycję, bo prezydent zapowiedział weto, a SLD nie zamierza pomóc Platformie go odrzucić. I całe szczęście, że prezydent i opozycja, w której razem są PiS i SLD, chcą zatrzymać te ustawy w koszu i nie dopuść do ich wprowadzenie w życie. Chodzi przecież o ustawy systemowe, o charakterze ustrojowym, które dotyczą wszystkich obywateli. Dlatego też nietrafny wydaje się wytyk rządowi, że PO nawaliła, bo za pomocą reklam nie dotarła do pacjentów z informacją, że spółki niepubliczne, nie oznaczają dla nich dodatkowych kosztów. Będą i to znaczące dla systemu, dodatkowe koszty dotyczące przekształceń oraz kosztów funkcjonowania spółek. Rząd, minister zdrowia ani wnioskodawcy z PO nie przedstawili do tej pory jaki będzie wolumen tych kosztów związanych z procesem przekształceń. Nie przedstawiono również. kosztów związanych z funkcjonowaniem spółek zoz, które będą dodatkowo, co roku powiększały wydatki ze
środków publicznych. Z drugiej strony stworzono możliwości leczenia za dodatkową odpłatnością pacjenta. To nowe rozwiązanie systemowe, to też przecież dodatkowe koszty właśnie dla indywidualnego pacjenta. A więc chyba to dobrze, że zabrakło reklam propagujących informacje, że „niepubliczne” (spółki zoz) nie oznaczają dla pacjenta i dla systemu dodatkowych kosztów. Jak wykazano wyżej, koszty takie będą.
Wreszcie błędnie autorka ocenia możliwości zwiększenia wolumenu środków publicznych ze składek z tytułu ubezpieczenia zdrowotnego. Państwo nie tylko za rolników płaci składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Podatnicy podatku dochodowego od osób fizycznych w rocznym rozliczeniu z fiskusem, odliczają od podatku 7,75%, z zapłaconej wcześniej 9 % składki na ubezpieczenie zdrowotne. A więc tak naprawdę, to państwo płaci za tych podatników ponad 86 % z puli, środków pieniężnych na ubezpieczenie zdrowotne. Za ubezpieczenie zdrowotne rolników płaci 100 % przypadających na nich składek zdrowotnych. Problem jednak nie tkwi w ilości rolników, za które płaci państwo składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Problem ten dotyczy wielkości kwoty składki przypadającej na jednego rolnika, którą państwo z budżetu przekazuje do KRUS. Kwota ta, moim zdaniem, jest zaniżona, w porównaniu do wymiaru składek ustalonych dla podatników podatku dochodowego od osób fizycznych. Zgodzić się należy z poglądem autorki, że nie ilość ustaw w
szufladach, a wdrożonych w życie, to jeden z ważnych elementów oceny skuteczności polityków. Jednak w przypadku oceny przez nią ustaw zdrowotnych na 2+, za odwagę i twardość w znoszeniu ostrej krytyki, to moim zdaniem, zbyt wysoka ocena.
Wydaje się, że minister zdrowia jednak bezkrytycznie odrzucała i nadal odrzuca wszystkie uwagi oponentów z opozycji, publicystów, organizacji korporacyjnych i związkowych. Odrzuca również uwagi pochodzące z wyników badań naukowych, czy też uwagi z „białego szczytu”. Niczym nie poparte są twierdzenia minister Kopacz, że poprawi się jakość świadczeń i dostępność do nich dla wszystkich, bez względu na status materialny. Tak samo jak trudne do zaakceptowania jest fałszywe głoszenie opinii o jedności wspólnotowej, programowej i ideowej, czy wręcz koalicyjnej, posłów PiS i posłów SLD, pozostających przy samodzielnych i niezależnych decyzjach swoich klubów o utrzymaniu weta prezydenta. Jestem głęboko przekonany, że SLD nie da się wciągnąć w żadne obiecanki, czy też inne sposoby oddziaływania przez rządzących lub większość parlamentarną, potrzebną do odrzucenia weta prezydenta. Propaganda dobrych chęci, uprawiana skutecznie, jak się okazuje przez Platformę Obywatelską i rządzących, bez jasnej i przejrzystej
koncepcji całościowej zmian, to za mało aby reformować ochronę zdrowia w Polsce. Za mało, aby realizować nadzieje premiera na bardziej konstruktywną postawę SLD w przełamywaniu weta prezydenta. To nie prezydent – joker, jak nazywa go W.Gadomski, ani krytyka opozycji z ław PiS i SLD, są odpowiedzialne za złe ustawy zdrowotne, które uchwaliła większość parlamentarna Platformy Obywatelskiej z PSL. To mało też na ocenę 2+ za ustawy zdrowotne.
Ireneusz Kwiatkowski