"Dziady" Władysława Gomułki
30 stycznia 1968 roku po raz ostatni w Teatrze Narodowym wystawiono "Dziady" Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka. Uważano wówczas, że władze Polski Ludowej wydały zakaz na prośbę ZSRR, a konkretnie ambasady radzieckiej w Warszawie. Tymczasem była to nadgorliwość polskich komunistycznych decydentów, a w szczególności Władysława Gomułki.
Kazimierz Dejmek postanowił wystawić "Dziady" w 50. rocznicę rewolucji październikowej, na co uzyskał zgodę i dotację 5 mln złotych z Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz akceptację pomysłu, by tę właśnie adaptację pokazać podczas gościnnych występów w Moskwie. Nikomu wówczas z polskich urzędników partyjnych nie przeszkadzał antyrosyjski, a raczej antycarski, wydźwięk sztuki Mickiewicza. Nikomu też nie przyszło do głowy by stawiać znak równości między Rosją carską a Rosją radziecką. Spóźniona o 20 dni dni premiera "Dziadów" w Teatrze Narodowym odbyła się 25 listopada 1967 roku. Antyradzieckie nastroje były wówczas mocno wyczuwalne w polskim społeczeństwie, dlatego też na podatny grunt padały wszelkie plotki mówiące o radzieckim ambasadorze (Awierkij Aristow) żądającym od polskich władz zdjęcia z afisza "Dziadów".
Według historyka prof. Jerzego Eislera nic takiego jednak nie miało miejsca, bowiem ambasador sztuki nie widział, a przedstawiciele ambasady zobaczyli "Dziady" dopiero na przedostatnim przedstawieniu 23 stycznia 1967, kiedy to decyzja o zdjęciu jej z afisza już dawno zapadła.
Piotr Kostikow, kierownik sekcji polskiej w radzieckiej KC KPZR, we wspomnieniach (“Widziane z Kremla. Moskwa – Warszawa. Gra o Polskę”) zapisał, iż Moskwa wydała ambasadzie w Warszawie nakaz zachowania spokoju: "Broń Boże nie interweniować, nie wtrącać się, a jeśli trzeba – spokojnie rozmawiać w duchu historycznej interpretacji dzieł o znaczeniu narodowym". W 1968 roku w numerze 4 paryskiej "Kultury" anonimowy autor pisał: "Nie ma dowodów, że ambasada sowiecka w Warszawie wywierała jakiekolwiek naciski zmierzające do zdjęcia Dziadów z afisza; władze sowieckie trzymają się rygorystycznie zasady, że nie wolno dopuścić nawet myśli o możliwości powstania w umysłach Polaków analogii między Rosją carską a ZSRR (…) po wydaniu zakazu dalszych przedstawień ambasador sowiecki w Warszawie Aristow nie ukrywał swego niezadowolenia, a nawet groził, że zdementuje publicznie opinię, głoszącą, że zakaz został wydany na jego żądanie".
Według Mieczysława Rakowskiego ktoś celowo rozpuszczał te plotki o wzburzonym "Dziadami" radzieckim ambasadorze, które zresztą ówczesny redaktor naczelny "Polityki" nazwał wierutnym kłamstwem. Reżyser Kazimierz Dejmek mówił wręcz, że afera jaką wywołała jego adaptacja "Dziadów" była ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla samych Polaków, ale też dla Rosjan i potwierdził, że na żadnym przedstawieniu nie było nigdy ambasadora Aristowa.
Do politycznej histerii, która rozpętała się wokół "Dziadów" miał przyczynić się głównie Zenon Kliszko, którego dobitnie Stefan Kisielewski scharakteryzował w swoim słynnym "Alfabecie": "Był to wariat ideologiczny, marksista absolutny, przy tym szalony nerwus, krzyczał, pięścią w stół walił (…) Potworny nerwus i histeryk". Kliszko był na premierze w Teatrze Narodowym, ale sztuka chyba mu się nie spodobała, bowiem z teatru wyszedł bardzo niezadowolony jej antyrządowym wydźwiękiem. To Kliszko miał też być autorem pierwszych opinii – które potem przerodziły się w podchwyconą przez wszystkich plotkę – o antyradzieckich manifestacjach dochodzących na widowni w trakcie przedstawienia. Aby uspokoić nieco sytuację dyrektor generalny Ministerstwa Kultury i Sztuki, Stanisław Witold Balicki, chcąc wyciszyć sensacyjne pogłoski, napisał uspokajający raport dla partii, w którym donosił, iż "wbrew plotkom przedstawienie podobało się wielu towarzyszom radzieckim".
21 grudnia 1967 roku Kazimierz Dejmek został wezwany do KC PZPR, gdzie oficjalnie zarzucono jego adaptacji "Dziadów": antyradzieckość, antyrosyjskość oraz "religianctwo". Reżyser bronił się przed tymi zarzutami, a zakaz odcięcia się władz PRL od dzieła Mickiewicza określił jako “wyraz nieufności przywódców partii do socjalizmu, rewolucji i społeczeństwa”. Na nic się jednak zdała reżyserska samoobrona, bowiem dziewięć dni później – 30 grudnia 1967 roku na noworocznym przyjęciu z twórcami – Władysław Gomułka stwierdził, iż "'Dziady' wbijają nóż w plecy przyjaźni polsko-radzieckiej". I to właśnie Gomułka, chcąc być bardziej świętym od papieża, bardziej radzieckim od towarzyszy z Moskwy, wydał nakaz zdjęcia z afisza Teatru Narodowego "Dziady". Gustaw Herling-Grudziński twierdzi wręcz, że Gomułka podjął tę decyzję wbrew dyspozycjom płynącym z Moskwy, co miało wyrażać jego niezależność i decyzyjną samodzielność: "Rosjanie ani nie interweniowali, ani nie zamierzali interweniować w sprawie inscenizacji Dejmka,
uważając za niedopuszczalną w ogóle samą myśl o stawianiu przez kogokolwiek znaku równości między carstwem a władzą sowiecką. Wprost przeciwnie – odradzali Gomułce ten ryzykowny i głupi krok. Ale tu właśnie Gomułka postanowił zabłysnąć swoją rzadko kiedy indziej przejawianą suwerennością".
Zdjęcie z afisza "Dziadów" w bezpośredni sposób przyczyniło się do słynnych wydarzeń marcowych 1968 roku – po ostatnim przedstawieniu 30 stycznia 1968 roku w Teatrze Narodowym manifestacja w obronie sztuki przeszła w kierunku pomnika Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. Milicja aresztowała wówczas 35 osób. Wkrótce potem z Uniwersytetu Warszawskiego usunięto dwóch uczestników tej manifestacji – Adama Michnika i Henryka Szlajfera – co było już tylko iskrą do wybuchu pamiętnych protestów studenckich w marcu 1968 roku.
Jerzy Eisler "Polskie miesiące czyli kryzysy w PRL", Warszawa 2008
Jerzy Eisler "Marzec 1968", Warszawa 1991