PolskaDyrektor zabił, bo kazały mu głosy? Nowe fakty

Dyrektor zabił, bo kazały mu głosy? Nowe fakty

Spokojny, kulturalny, zawsze dobrze wyglądający, o nienagannych manierach. Tak o dyrektorze więzienia w Sztumie (woj. pomorskie) Andrzeju G. mówią jego współpracownicy. Ale w psychice dyrektora musiało dziać się coś bardzo złego. Nieoficjalnie wiadomo, że w liście, który zostawił w domu idąc zamordować więźnia napisał, że słyszy tajemnicze głosy, które każą mu zabić.

– Człowiek nie może się zmienić ot tak, od pstryknięcia palcem. To musiało narastać w nim od dłuższego czasu. Widzieliśmy czasami dziwne zachowania, jakby zapadał się w sobie, ale nikt nie przypuszczał, że stanie się coś tak okropnego – zdradza nam osoba doskonale znająca realia sztumskiego więzienia.

Kluczowym dowodem w sprawie jest list, który dyrektor feralnego dnia zostawił w domu. Adresatem była żona i dzieci funkcjonariusza. Oprócz ważnych dokumentów, numerów PIN do kart bankowych i innych praktycznych informacji (przygotowanych tak, jakby Andrzej G. wiedział, że rodzina przez długi czas będzie musiała radzić sobie bez niego) miało tam być kilka bardzo dziwnych zdań. Mężczyzna miał napisać, że słyszy głosy, że po prostu „musi to zrobić”, że rozważa samobójstwo.

Kilkadziesiąt minut później wszedł do celi Józefa S. (66 l.), wyprosił jego współwięźnia, wyciągnął kuchenny nóż i zadał cztery śmiertelne ciosy. Dlaczego wybrał akurat tego kryminalistę? Tu rzecz wydaje się jasna - Józef S. obrażał dyrektora i innych strażników, pisał na nich ciągłe donosy, skarżył się, że ma złe warunki.

- Pozwalał sobie dosłownie na wszystko i właściwie nie było szans, by go za to ukarać. Tak działa system, trudno się z tym pogodzić - mówi nasz informator. Wiadomo, że Andrzej G. przez najbliższe trzy miesiące spędzi na oddziale szpitalnym aresztu, gdzie będą go obserwować psychiatrzy. Wiadomo też, że we wrześniu dyrektor przeszedł okresowe badania.

W przeciwieństwie jednak do strażników noszących broń palną nie stosuje się w takich przypadkach testów psychologicznych. Lekarz może, ale nie musi skierować badanego na dodatkowe badania. W przypadku Andrzeja G. tak się nie stało.

Wojciech Szelągowski (38 l.) z gdańskiej prokuratury okręgowej dodaje:

- Ustalamy również motyw zabójstwa. W tym celu badaniu zostanie poddany list pozostawiony przez podejrzanego Andrzeja G. Więcej nie mogę powiedzieć ze względu na dobro śledztwa.

Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Nasz synek wziął kluczyki i zginął!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)