Dymisja Jaceniuka odrzucona. Ekspertka dla WP.PL: popierają go i prezydent, i kręgi międzynarodowe
- Tego należało się spodziewać - mówi o decyzji ukraińskiego parlamentu, który odrzucił dymisję premiera Arsenija Jaceniuka, Bogumiła Berdychowska, publicystka i ekspertka ds. Ukrainy. Jak dodaje, Jaceniuk ma poparcie i obecnego ukraińskiego prezydenta, i kręgów międzynarodowych. A wynik głosowania ws. dymisji pokazał, że nawet niektórych pogrobowców Partii Regionów, ugrupowania obalonego w marcu Wiktora Janukowycza.
Nim Rada Najwyższa zdecydowała, że nie przyjmie dymisji Jaceniuka, parlamentarzyści zgodzili się na zmiany budżetowe zaproponowane przez rząd. Oznaczają one m.in. dodatkowe fundusze dla armii. Czy więc zeszłotygodniowa decyzja o podaniu się do dymisji premiera była po prostu taktycznym posunięciem? Jaceniuk ogłosił ją po rozpadzie koalicji rządzącej, z której wyszły partie Udar i Swoboda. Otworzyło to drogę do przedterminowych wyborów parlamentarnych.
- Premier chciał podkreślić swoją wagę, co mu się udało. Petro Poroszenko (prezydent Ukrainy - red.) od razu zastrzegał, że dekonstrukcja większości parlamentarnej nie powinna skutkować dymisją premiera - komentuje Berdychowska. Jak wyjaśnia ekspertka, pozostawienie Jaceniuka na stanowisku było "racjonalne z punktu widzenia bieżącego zarządzania państwem". Premier ma także - w ocenie komentatorki - mocne poparcie międzynarodowych kręgów politycznych i gospodarczych.
Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, dymisję premiera poparło tylko 16 deputowanych 450-osobowej Rady Najwyższej. Oznacza to, że Jaceniuka dalej na stanowisku szefa rządu widzieli nawet członkowie dawnego ugrupowania obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza. Berdychowska nie jest tym zaskoczona. Eksperta przypomina, że także podczas powoływania Jaceniuka na to stanowisko został on wybrany rekordową liczbą 360 głosów. - Partia Reginów uległa po ucieczce Janukowycza daleko idącej dekonstrukcji. Podzieliła się na kilka frakcji, z których część - z większą lub mniejszą ochotą - współpracowała w pewnych wydzielonych dziedzinach z większością parlamentarną - mówi.
Przedterminowe wybory
Choć dymisja premiera została odrzucona, Ukrainę nadal czekają przedterminowe wybory. Jak mówi Berdychowska, jeśli nic się nie zmieni, odbędą się one już pod koniec października tego roku. Będzie to trudny sprawdzian dla Kijowa, który nadal musi się koncentrować na walkach z prorosyjskimi separatystami na wschodzie kraju.
Według Berdychowskiej nie było jednak innego wyjścia niż dążenie do wcześniejszych wyborów. - Poroszenko dobrze rozumie nastroje społeczne. Psychologicznie i politycznie było nie do wytrzymania to, że Rada Najwyższa, której spora część deputowanych działa przeciwko interesowi ukraińskiemu, w dalszym ciągu jest reprezentantem państwa - mówi ekspertka, dodając, że skłonność parlamentu do kooperacji z rządem i prezydentem malała z dnia na dzień.
Dodatkowe pieniądze dla armii
Dzięki zaakceptowaniu przez parlamentarzystów zmian budżetowych do armii trafią dodatkowe pieniądze. Według IAR chodzi o 9 miliardów hrywien, czyli około 2,5 miliarda złotych. Czy te fundusze mogą sprawić, że szala zwycięstwa na wschodzie Ukrainy przechyli się na korzyść sił rządowych? - Mam nadzieję, chociaż trudno to ocenić. Kampania w Donbasie zależy nie tylko od aktywności, konsekwencji i odwagi ukraińskich dowódców oraz możliwości ukraińskiego budżetu, ale przede wszystkim od tego, czy Rosja będzie w dalszym ciągu wspierać rebeliantów - mówi Berdychowska.
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska