Dwudniowy protest lekarzy na Podkarpaciu
W kilkunastu placówkach medycznych
Podkarpacia zakończył się, po prawie ośmiu
godzinach, pierwszy dzień dwudniowej akcji protestacyjnej lekarzy,
domagających się 30% podwyżek wynagrodzeń. Praca przebiegała
tam jak w dni świąteczne; ok. tysiąca lekarzy skorzystało z
urlopów "na żądanie" i nie przyszło do pracy. W szpitalach byli
tylko lekarze dyżurujący i kontraktowi.
Protest rozpoczął się o godz. 7 rano i trwał do końca dnia pracy w normalnym systemie, czyli do godz. 14.30. Do akcji dołączyły też przychodnie publiczne i pracownie diagnostyczne. W szpitalach odwołano zaplanowane zabiegi i operacje, a miały być wykonywane tylko te ratujące życie. Zamkniętych było część przyszpitalnych poradni i przychodni. Taka sama sytuacja będzie we wtorek. Jest to już kolejny protest podkarpackich lekarzy, poprzedni odbył się 20 lutego.
Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) na Podkarpaciu, głównego organizatora protestu, Zdzisław Szramik podkreślił, że akcja nie jest wymierzona w pacjentów, ale jest jedyną obecnie szansą na poprawę sytuacji w służbie zdrowia.
Pan minister zdrowia chyba idzie w zaparte. Czy musi się stać coś poważnego, musi umrzeć pacjent, żeby ktoś w końcu oprzytomniał - powiedział Szramik. Przypomniał, że w razie niespełnienia postulatów lekarze zapowiadają przeprowadzenie strajku w drugiej połowie marca. Nie będą m.in. wypełniać druków, pisać zaświadczeń, zwolnień lekarskich na specjalnych drukach, wystawiać recept z kodem paskowym. Zapowiadają też, że - jeżeli będzie to konieczne - będą leczyć tylko tych pacjentów, którzy już będą w szpitalu, natomiast przestaną przyjmować następnych.
Szramik zaznaczył, że 30 proc. podwyżka płac jest żądaniem wysuwanym w obecnej chwili. Nadrzędnym celem akcji jest bowiem zmiana systemu finansowania służby zdrowia tak, "aby personel medyczny każdego szczebla zarabiał według rzeczywistej wartości jego pracy, placówki medyczne nie miały długów, a pacjenci mieli dostęp do pomocy medycznej bez zbędnej zwłoki".
Dyrektorzy niektórych szpitali popierają żądania podwyżek pensji w służbie zdrowia, ale zaznaczają, że szpitale nie są w stanie spełnić tych postulatów. Obawiają się także zaostrzenia akcji strajkowej.
Na razie odbywa się to jak najmniejszym kosztem pacjentów, ale dalsza eskalacja budzi mój niepokój. Nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji. Oczekuję, że rząd nie pozostanie głuchy na te - nie jedyne przecież - żądania (chodzi m.in. o pielęgniarki i pozostałych pracowników służby zdrowia) - powiedział dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Tarnobrzegu, Wojciech Gutowski.
Zdaniem dyrektorów szpitali poniedziałkowa akcja lekarzy nie spowodowała dużych utrudnień w pracy tych placówek. Nie było kolejek oczekujących i zniecierpliwionych pacjentów, ponieważ większość z nich została powiadomiona o proteście i wyznaczono im nowe terminy wizyt.
Wśród placówek, w których przeprowadzono protest lekarzy, znalazł się m.in. Wojewódzki Szpital nr 2 w Rzeszowie, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Rzeszowie, Szpital MSWiA w Rzeszowie, Wojewódzki Szpital Podkarpacki w Krośnie i Tarnobrzegu, Wojewódzki Szpital w Przemyślu a także ZOZ-y w Nowej Dębie, Mielcu, Tarnobrzegu, Jarosławiu, Jaśle, Lesku, Sanoku, Brzozowie, Strzyżowie i Ustrzykach Dolnych.
Protest lekarzy popiera Okręgowa Rada Lekarska i Okręgowa Rada Pielęgniarek i Położnych.