Dwie wizje, dwie Polski
Znów wygrała wizja Polski zorientowana przeszłościowo, nastawiona rozliczeniowo i destrukcyjnie. Zepchnięta na bok została Polska otwarta, nowoczesna, pewna siebie, niezakompleksiona. Pierwszą reprezentuje Macierewicz, drugą Sikorski.
07.02.2007 | aktual.: 17.04.2007 12:39
Sikroski musiał chyba od początku w tym rządzie czuć się mało komfortowo. Znany na świecie, w kręgach dyplomacji, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, otwarty i obyty stykał się na co dzień z zupełnie inną filozofią działania. Musiał się ugiąć przed pierwszą wizją. Musiał się poddać, był bezsilny wobec dominującej w rządzie pokusy destrukcji, a jeśli jeszcze po drodze doszła jego - nawet nieśmiała - krytyka braci Kaczyńskich, to już nie miał szans. Nie on pierwszy zresztą. I nie ostatni.
Nie ma się też co dziwić się jego rezygnacji z innego powodu. Nie chciał brać odpowiedzialności za misje zagraniczne i obecnie szykowaną w Afganistanie. Służby podległe jemu, a bezpośrednio Macierewiczowi, mają inne sprawy na głowie, a pod takim wątpliwym przewodem szybko tracą wiarygodność. Trudno ufać komuś, kto na falach Radia Maryja mówi, że nie było konfliktu z Sikorskim, a jego szef, premier mówi, że był. To jest ktoś wiarygodny? Bez skrupułów wmawia przy okazji ludziom różne historie. Dla swoich zwierzchników pozostaje wiarygodny. To też miara ich wiarygodności.
Kompromitacja lustracji w wykonaniu Macierewicza w 1992 roku, jego żałosna, nieczysta obrona upadającego słabego rządu Olszewskiego odsunęła go od decyzji i stanowisk na kilka lat. Powrócił na fali niezdrowego fanatyzmu, zawiedzionych nadziei i frustracji. Gra na czułych strunach, rozgrywa swoje gry. A zaproszony został do tej gry przez Kaczyńskich. Niczego dobrego to nie wróży. Nowoczesne państwo potrzebuje dobrych, sprawnych służb. Już powoli dopracowywaliśmy się swoich nowych, młodych służb, ludzi wykształconych i oddanych, a teraz muszą grzebać w starych papierach, a w razie potrzeby i politycznego zlecenia muszą szukać haków na niewygodnych – jak podobno miało być w przypadku Sikorskiego. Kto teraz będzie chciał z naszym wywiadem współpracować? Kto będzie chciał się narażać na kompromitację? Jak mają się czuć żołnierze na misjach bez właściwego wsparcia wywiadowczego?
Nieważne też okazały się przygotowania Polski do misji, nieważne okazały się negocjacje ze Stanami w sprawie tarczy, w których Sikorski miał dobrą pozycję wyjściową. Przeważyły małości ludzi nieznoszących krytyki, ba, nawet zwykłej politycznej i merytorycznej samodzielności współpracowników. Taką cenę tej małości płacimy. Najważniejsze, że pokorny zajmie miejsce Sikorskiego, a że ławka krótka, trzeba było sięgnąć po żołnierza z Kancelarii prezydenckiej. I jeszcze jedno. W ten sposób rozstrzygnie się sprawa przyszłości armii. Była pod Sikorskim szansa na sprawną, zawodową i nowoczesną w realiach globalnych armię, a teraz, zgodnie z zapowiedziami, przyjdzie nam powrócić do pospolitego ruszenia i myślenia z końca XIX wieku. Takiego myślenia o armii nie kryją przecież rządzący. Znów wygrywa pierwsza wizja. Naszym kosztem. Najważniejsze dla władzy będzie spełnione. Nowy minister nie będzie się niczym zanadto wyróżniał, nie będzie się wybijał na samodzielność. Jeden się wyróżniał i teraz obserwujemy od tygodni
jego sukcesywne zsuwanie się po drabinie kariery, na którą mozolnie się wspinał. Miał potencjał i ambicje. Był nawet premierem. Później miał zostać prezydentem, a teraz nawet prezesem nie może. I już tak nie zagraża przywódcom. Taki thriller ma już za sobą Sikorski, jest bardziej niezależny i sobie poradzi. Może nawet pobędzie mężem swojej żony. Gorzej z Marcinkiewiczem. No, chyba że zdecyduje się na jakiś męski, zdecydowany ruch i znajdzie wspólną platformę z Sikorskim. Może być jeszcze ciekawie. Do roboty, panowie, do roboty!
Inni ministrowie wyznają pierwszą wizję i koncepcję „świętego spokoju”. Tak, jak minister skarbu. Sprawy leżą, nic się nie dzieje, ale nie naraża się żadne ryzyko działania i na krytykę. Inni urządzają sobie prywatne folwarki w ministerstwach, jak w ministerstwie pracy, chociaż powinno zajmować się pracą. Po żałosnym pomyśle przejęcia składek prywatnych przez ZUS pani minister ucichła i pracą się już nie zajmuje.
A w tym wszystkim coraz słabiej słychać o odnowie moralnej i o tzw. IV RP. Częściej o takich niemoralnych zachowaniach, jak zablokowane miejsc ludźmi z czasów prezydentury Kaczyńskiego w ratuszu warszawskim, którzy na wszelki wypadek są na urlopach bezpłatnych, pełniąc inne dobrze płatne funkcje publiczne. To jest moralność? Podwójna moralność. Dla nas i dla nich. Czekamy na kolejne odsłony w tej polsko-polskiej wojnie na wizje.
Prezydent Lech Wałęsa dla Wirtualnej Polski