Dwie słabości komisji - prasa o przesłuchaniu Michnika
Poniedziałkowa prasa komentuje sobotnie przesłuchanie redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" Adama Michnika przed sejmową Komisją Śledczą.
17.02.2003 | aktual.: 17.02.2003 07:13
Specjalna komisja śledcza to swoisty uniwersytet, w którym przyśpieszony kurs demokracji przechodzą wszyscy. I posłowie, którzy komisję powołali, i jej członkowie, i przesłuchiwani, a także społeczeństwo z ogromnym zainteresowaniem śledzące jej posiedzenia. Jak wszystko, co nowe, komisja nie jest w swej pracy doskonała – napisał w "Rzeczpospolitej" w komentarzu po przesłuchaniu Adama Michnika, Krzysztof Gottesman.
Według komentatora, po przesłuchaniu pierwszego świadka ujawniły się dwie słabości komisji. Pierwsza to nieumiejętność odrzucenia partyjnych legitymacji. Druga to brak współpracy i napięcia w komisji, które powodują niepotrzebne zgrzyty i podejrzenia o manipulację.
Cóż przeszkadzało w sobotę posłom SLD-UP i Samoobrony przyjąć wniosek o dostarczenie billingów rozmów telefonicznych premiera Millera i ministra Nikolskiego? – pyta komentator na łamach gazety. Według niego, już dziś można przyjmować zakłady o to, że wcześniej czy później i tak wyjdą one na światło dzienne.
Jak pisze Gottesman, najbardziej uderza brak wspólnej linii postępowania, rozpisanego na poszczególnych posłów scenariusza przesłuchań. Każdy z posłów czuje się w obowiązku zadawać kolejny raz pytania podstawowe, nie bacząc, iż inny poseł zrobił to już wcześniej. Przesłuchania przed kamerami to tylko część obowiązków posłów z komisji – dodaje komentator. Muszą wspólnie przyjąć plan i punkt po punkcie go realizować - to zadanie dla przewodniczącego Nałęcza. I muszą pracować szybciej. W przeciwnym razie nie będzie bowiem mowy o wyjaśnieniu, lecz o rozwodnieniu.
Wyraźnie znudzeni przedłużającym się i nie wnoszącym nic nowego do śledztwa przesłuchaniem byli sami posłowie – podaje "Super Express". Gazeta podkreśla, że w przeciwieństwie do początku przesłuchania szef komisji Tomasz Nałęcz starał się zdyscyplinować i wypowiedzi Michnika, i pytania posłów.
Dziennik zapytał wprost przewodniczącego, czy był znudzony. "A było to po mnie widać? Starałem się to skrzętnie maskować" - przyznał.
Najwięcej zainteresowania przesłuchaniem redaktora naczelnego "GW" poświęciła "Trybuna". Gazeta przede wszystkim odniosła się do wypowiedzi Michnika, w których zarzucił gazecie, że ta z rozmysłem próbuje robić sobie kpiny z całej sprawy.
Michnik miał pretensje do dziennika, że w piątkowym numerze tekstowi opisującemu przeszukanie pomieszczeń należących do Lwa Rywina dała tytuł "Kipisz u Rywina". "Kipisz to jest pojęcie z języka złodziejskiego. Tak mówią więźniowie na przeszukanie celi. Ta relacja ma na celu wyśmianie, ośmieszenie, poniżenie działań podjętych przez prokuraturę" - stwierdził naczelny "GW". Wezwał członków komisji do zapoznania się z tekstami gazety na temat afery Rywina. Według niego, to być może da odpowiedź na pytanie: "kto jaki ma interes, żeby tę sprawę mącić".
Przeciwko wykorzystywaniu przez Michnika prac komisji do swoich celów zaprotestował prof. Tomasz Nałęcz i zaapelował do redaktora, by z "Trybuną" polemizował na łamach "GW".
Co poza publikacją dziennika najbardziej Pana Redaktora rozgniewało? – pytają dziennikarze. Według nich, chyba perspektywa odczytania jego złożonych w prokuraturze zeznań. "W końcu i tak wydało się, że Pan Redaktor w stosunku do premiera nadal zachowuje się dwuznacznie. Zwracaliśmy już uwagę, że gdy on publicznie podnosi zasługi Millera dla wyjaśnienia afery korupcyjnej i jego całkowitą niewinność, to jednocześnie najważniejsi redaktorzy "GW" podpowiadają publiczności, że premier ponosi największą winę za niepowiadomienie prokuratury, co więcej - oni mu to podpowiadali, tylko on nie chciał słuchać" - pisze dziennik.
Te sugestie – jak twierdzi gazeta - Michnik lekceważył, pomniejszał ich znaczenie mówiąc, że albo jego współpracownicy nie wiedzieli, co mówili, albo źle coś zrozumieli. "Teraz okazało się, że "poza oczy" Pan Redaktor postępuje podobnie jak jego ludzie. (...) W złożonych przez Pana Redaktora, w obecności prokuratorki i adwokatów Lwa Rywina, zeznań. Na pytanie - dlaczego nie zawiadomił pan od razu prokuratury, co pozwoliłoby jej zabrać się za tę sprawę, póki była gorąca, Redaktor odpowiedział: "zawiadomiłem premiera, który jest zwierzchnikiem prokuratora generalnego". (mk)