Duże pieniądze po bezdomnym czekają na spadkobierców
Prawnicy brytyjskiego resortu finansów
i skarbu poszukują krewnych zmarłego 28 października 2007 r.
87-letniego polskiego pustelnika i trampa Józefa Stawinogi,
lokalnie znanego jako "Fred the Tramp", który nie pozostawił
testamentu, za to niemały majątek - donoszą brytyjskie
media.
06.03.2008 | aktual.: 06.03.2008 20:02
Przez ok. 35 lat Stawinoga mieszkał samotnie w namiocie na wysepce otoczonej ze wszystkich stron przez miejską obwodnicę Wolverhampton, utrzymując się z ludzkiej życzliwości i darmowych posiłków dla najbiedniejszych przywożonych mu dwa razy dziennie. Co pewien czas władze lokalne wymieniały mu stary namiot na nowy i zabierały śmiecie.
W tym czasie nie korzystał z wypłacanej mu emerytury ani świadczeń socjalnych, które nietknięte rosły na jego koncie. Jeśli nie zgłoszą się krewni, to jego mienie przejmie państwo.
W Wolverhampton Stawinoga osiadł w latach 50., gdzie pracował w hucie. W czasie wojny służył w wojsku, ale dokładnie nie wiadomo, gdzie. Ożenił się w 1952 r. z Austriaczką, ale związek był nieudany. Wychodząc do pracy Stawinoga miał w zwyczaju zamykać żonę w domu na klucz. Uwolniona przez sąsiada porzuciła go.
W latach 60. sprawiał wrażenie człowieka coraz bardziej zdziwaczałego i wyobcowanego. Podobno chorował na depresję. Jako lokator był usuwany z wynajmowanych pokojów za niepłacenie czynszu. Na ulicy widywano go z wózkiem, w którym trzymał wszystkie swoje ziemskie posiadłości.
W 1967 r. przestał stawiać się do pracy. Wkrótce potem zamieszkał w namiocie zrobionym z plastykowych płacht pod płaczącą wierzbą na porośniętej wysoką trawą wysepce-minirezerwacie przyrody otoczonym przez ruchliwą drogę A4150.
Władze lokalne po kilku nieudanych próbach zaprzestały namawiania go do przeniesienia się do mieszkania socjalnego, ponieważ twierdził, że cierpi na klaustrofobię.
Wśród Anglików ceniących ekscentryzm stał się popularnym elementem lokalnego kolorytu, a światową sławę zdobył sobie za pośrednictwem internetowego portalu Facebook, na którym zebrało się liczące 6,5 tys. osób grono jego admiratorów. Uchodzi za pierwszego w świecie trampa, który zdobył rozgłos w Internecie.
Z brodą do ziemi i wystrzępionej odzieży pozował do rysunku lokalnym artystom, a społeczność Hindusów i Sikhów uważała go za świętego, który wyrzekł się pokus doczesnych i przynosiła w darze odzież, żywność i koce. Widywano go zamiatającego ulice.
Gdy zmarł pisano o nim od Australii po Kanadę, obdarzając długą listą pochlebnych określeń, jak np. "Super-Tramp", albo "Król Obwodnicy".
Nikt nie wie, dlaczego w latach 60. sam siebie wykluczył poza nawias społeczeństwa. Twierdzono, że dlatego jest tak tajemniczy, iż w swoim życiorysie może mieć jakąś ciemną plamę z wojny i sam sobie zadał pokutę.
Obok klaustrofobii miał uraz do ludzi w mundurach, co podobno brało się u niego z okresu niewoli u Rosjan. Według jego przyjaciela Juliusza Leonowicza, Stawinoga był w czasie wojny wcielony do SS i służył w 8. armii niemieckiej we Włoszech, gdzie przeszedł na stronę Brytyjczyków, a następnie jako Polak przesiedlił się do Anglii.
Kilkaset funtów zebrano po jego śmierci w ramach zbiórki społecznej na umieszczenie pamiątkowej tablicy, w miejscu, w którym koczował. Namiot, w którym mieszkał i jego obozowisko zostały zlikwidowane przez władze lokalne ze względów sanitarnych.