Drugi dzień akcji na lawinisku - bez rezultatu
W środę o godz. 15.15 przerwano
przeszukiwanie lawiniska w rejonie Czarnego Stawu pod Rysami w
Tatrach. W ciągu dnia ratownikom nie udało się odnaleźć żadnej z
sześciu poszukiwanych tam ofiar wtorkowej lawiny.
29.01.2003 | aktual.: 29.01.2003 20:35
"Nie natrafiliśmy na żadne ślady. Doskonale wyszkolone psy słowackich ratowników, których poprosiliśmy o pomoc, niestety nie podjęły żadnego tropu. Mamy dylemat, bo wszystko wskazuje na to, że najprawdopodobniej poszkodowani zostali wtłoczeni pod lód i przysypani sporą warstwą śniegu i nie ma technicznej możliwości podjęcia tam poszukiwań. Nie da się zanurkować, bo jest za dużo lodu i śniegu" - powiedział uczestniczący w akcji zastępca naczelnika TOPR, Adam Marasek.
Ratownicy sądzą, że skoro polskie i słowackie psy nie podjęły śladu, to ani w czole lawiny, ani wyżej zasypanych osób nie ma. "Najprawdopodobniej są w stawie lub w kilkumetrowej warstwie śniegu przy linii brzegowej. Niestety także tam - w zwałach śniegu na granicy lądu i wody sondy lawinowe wchodzące na głębokość trzech metrów niczego nie wskazują, a psy nie podejmują śladu" - podsumował Marasek.
Środową akcję przerwano ze względu na trudne warunki atmosferyczne i rosnące zagrożenie. W rejonie lawiniska wiał po południu bardzo silny wiatr i panowała zamieć. Z okolicznych stoków schodziły niewielkie lawiny pyłowe. "Zagrożeniem są spadające cały czas pyłówki i spora ilość wciąż wiszącego śniegu, która nie zjechała w całości z wtorkową lawiną. Nikt nie da głowy za to, że ten śnieg w którymś momencie nie ruszy w dół. Ciężko podjąć decyzję, czy działać, czy też po prostu zrezygnować" - podkreślił zastępca naczelnika TOPR.
Marasek dodał, że decyzja w sprawie ewentualnej kontynuacji poszukiwań zależeć będzie od warunków. Zaznaczył, że z powodu bardzo silnego wiatru oraz wciąż przybywającego śniegu warunki są złe. Nie można wykluczać, że akcja poszukiwawcza może być zawieszona na dłuższy czas. "Na lawinisku pracowało od 30 a 50 osób. Ta liczba się zmieniała. Ze względu na warunki musieliśmy się wymieniać lub ograniczać liczbę osób, bo cały czas nie dało się tam pracować" - powiedział Marasek.
Przy Czarnym Stawie w środę od rana poszukiwania prowadzili polscy i słowaccy ratownicy górscy, pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego, funkcjonariusze Straży Granicznej, strażacy oraz dwóch żołnierzy z wykrywaczami metali. Strażacy z grupy poszukiwawczo-ratowniczej w Nowym Sączu przywieźli ze sobą sprzęt oświetleniowy i geofony do nasłuchu dźwięków dochodzących z niedostępnych miejsc. Z Krakowa przyjechali płetwonurkowie, ale po rozpoznaniu sytuacji ocenili, że zejście pod rozbity lód Czarnego Stawu nie jest możliwe.
Akcję utrudniła poważna awaria śmigłowca ratowniczego. Podczas przelotu transportowego w Tatry zepsuł się jeden z silników. Pilot zdecydował się powrócić do bazy. Po opuszczeniu terenu Tatr, nad miejscowością Murzasichle, drugi silnik także odmówił posłuszeństwa. Konieczne było awaryjne lądowanie, podczas którego śmigłowiec rozbił się się o ziemię. Maszyna ma złamaną belkę ogonową, zniszczone śmigiełko ogonowe oraz uszkodzony wirnik główny. Pilot z lekkimi potłuczeniami trafił na obserwację do szpitala.
MSWiA oddało do dyspozycji ratowników śmigłowiec "sokół" Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. W niedługi czas po wypadku, "sokół" pograniczników przyleciał do Zakopanego.
Piętnaścioro osób ze Szkolnego Klubu Sportowego "Pion" przy I LO w Tychach, który zorganizował tragicznie zakończoną wycieczkę w Tatry, w środę po południu wróciło już do domów w rodzinnym mieście. Osoby te to jeden z opiekunów oraz młodzi turyści, którzy nie ucierpieli w wyniku zejścia lawiny będącej przyczyną śmierci ich kolegów.
Uczestnicy wycieczki i rodzice zaginionych są pod opieką psychologów. Siedmioro rodziców w środę obserwowało akcję poszukiwawczą na lawinisku. Dziennikarze nie byli do nich dopuszczani, a oni sami także unikają rozmów z mediami. Wieczorem w schronisku nad Morskim Okiem została już tylko jedna z rodzin. Reszta zjechała do Zakopanego i najprawdopodobniej wkrótce wrócą do domów.
Piątek ma być w całym powiecie tatrzańskim dniem żałoby - zapowiedział starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski. O g. 18.00 w kościele na Krzeptówkach zostanie odprawiona msza św. w intencji tych, którzy zginęli w lawinie. Wojewoda małopolski Jerzy Adamik zaapelował do uczestników zimowego wypoczynku i ich opiekunów o szczególną rozwagę przy wychodzeniu na trasy turystyczne, a do organizatorów obozów o ochronę dzieci i młodzieży.
We wtorek przed południem lawina, wyzwolona przez turystów pod wierzchołkiem Rysów, porwała wycieczkę licealistów z Tychów. Pod śniegiem znalazło się 9 osób, 6 z nich wciąż się tam znajduje. Trzy osoby odkopano we wtorek wkrótce po rozpoczęciu akcji ratunkowej - dwoje rannych nastolatków, w tym jednego bardzo ciężko, oraz zwłoki 21-letniego mężczyzny.
Ratownicy poszukują ciał turystów, bo według specjalistów po upływie niemal doby od wypadku nie ma szans na odnalezienie w lawinisku żywych osób. Za zaginionych w lawinie uznawanych jest pięcioro licealistów oraz jeden z opiekunów wycieczki. Drugi z mężczyzn opiekujących się grupą wyszedł z lawiny bez szwanku. (jask)