Druga kadencja Kieresa?
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon
Kieres - którego kadencja wygasa w czerwcu tego roku - podjął już
decyzję, czy będzie kandydował w konkursie na nowego prezesa, ale
jej nie ujawni do czasu zamknięcia listy kandydatów w marcu.
Wcześniej w rozmowie radiowej poinformował, że już w ubiegłą środę oddał się do dyspozycji kolegium IPN, które jednogłośnie, także z udziałem reprezentanta SLD, udzieliło mu pełnego zaufania. Kieres odpowiedział w ten sposób na pytanie Radia Zet, czy poda się do dymisji, do której wezwał go przedstawiciel SLD w sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych Jacek Zdrojewski. Według Zdrojewskiego, Kieres powinien "honorowo podać się do dymisji", bo to IPN jest odpowiedzialny za zamieszanie wokół "listy Wildsteina".
W lutym ruszy procedura wyłaniania nowego prezesa IPN na kolejną 5-letnią kadencję. Wybór przez Sejm prezesa - do czego trzeba 3/5 głosów - może wywołać spory: pierwszego prezesa IPN wybierano przez wiele miesięcy. Nie wiadomo, czy wyboru zdąży dokonać obecny Sejm. Kandydata na prezesa przedstawia Sejmowi 11-osobowe kolegium Instytutu, reprezentatywny politycznie organ doradczy i opiniodawczy IPN.
Wkrótce ukaże się publiczne ogłoszenie o konkursie na prezesa, co otworzy możliwość zgłoszeń kandydatów, na co będą mieli czas do 15 marca. Potem będą się odbywały przesłuchania kandydatów. Po przesłuchaniach kolegium wybierze jednego kandydata, którego przedstawi Sejmowi. Ustępujący prezes pełni obowiązki do objęcia funkcji przez następcę.
W poniedziałek Kieres - zapytany o rozbieżności w mediach co do liczebności listy inwentarzowej IPN oraz "listy Wildsteina" - powiedział, że na liście inwentarzowej IPN jest ok. 164 tys. nazwisk, choć zarazem - ok. 240 tys. pozycji, gdyż niektóre nazwiska powtarzają się, nawet po kilka razy.
We wtorek rząd ma rozważyć wniosek Kieresa o pomoc finansową dla Instytutu - tak by nie doszło do paraliżu pracy IPN w związku z olbrzymią liczbą wniosków o dostęp do akt od osób z "listy Wildsteina". Premier zadeklarował, że zarekomenduje rządowi pozytywne rozpatrzenie wniosku prezesa IPN. Wysokość kwoty, o jaką wnosi IPN, na razie jest nieznana.
W zeszłą środę kolegium Instytutu uznało, że umieszczonym na "liście Wildsteina" osobom pokrzywdzonym (czyli tym, które były inwigilowane, a nie były agentami ani oficerami służb specjalnych PRL), należy udostępniać ich teczki w trybie przyspieszonym. IPN chce wnioski rozpatrywać tak szybko, jak to możliwe; mowa nawet o 2-3 tygodniach.
Kieres dodał, że wniosek do IPN może złożyć nie tylko osoba z "listy Wildsteina", ale także osoba jej najbliższa (żona, mąż, syn, córka, rodzeństwo), jeśli dana osoba już nie żyje.
Prezes IPN wyrażał wcześniej przekonanie, że do IPN może wystąpić ok. 5% osób z listy tajnych współpracowników i funkcjonariuszy służb specjalnych PRL oraz tych, których wytypowały one do ewentualnej współpracy (na liście są też osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN).
Listę inwentarzową IPN wyniósł były już publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein. Listę zwaną "listą Wildsteina" nieznane osoby umieściły w internecie. IPN nie bierze za to odpowiedzialności i podkreśla, że mogą tam być dopisywane nazwiska.