Właściciel zniszczonego domu w Wyrykach-Woli rozprawia się z teoriami spiskowymi
W sieci krążą kłamliwe komentarze, że dom w Wyrykach-Woli zniszczony po wlocie do Polski rosyjskich dronów, był uszkodzony już wcześniej, przez burzę. - Daj Boże, żeby sami to przeżyli, co my przeżyliśmy. Niech oni też przeżyją taką "burzę", to będą wiedzieli, jak to jest - komentuje w rozmowie z WP Tomasz Wesołowski, właściciel domu.
W czwartek wieczorem starosta włodawski Mariusz Zańko na nagraniu w mediach społecznościowych opowiedział o ostatnich działaniach w powiecie po przekroczeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez drony. Przekazał, że w urzędzie wprowadzono 24-godzinny dyżur w powiatowym zespole zarządzania kryzysowego.
Już pierwszy komentarz pod nagraniem odnosił się do domu w miejscowości Wyryki-Wola, który w środę rano został zniszczony po tym, jak w dach uderzył jakiś obiekt.
Kłamliwe komentarze o domu w Wyrykach-Woli
"A dach w Wyrykach to niestety burza zerwała dwa miesiące temu. Nie siejcie dezinformacji" - strofował w komentarzu starostę pan Alan.
Starosta szybko zareagował na kłamstwo. "No właśnie po to są te informacje, aby mieszkańcy byli czujni na takie fejki i dezinformacje, które pan przedstawia" - odpisał Mariusz Zańko.
Podobnych komentarzy w sieci krążą setki. Na platformie X można znaleźć prawdopodobnie całkowicie sfabrykowany wpis rzekomego mieszkańca tej wsi, który również przekonywał, że dom został zniszczony dwa miesiące temu. To całkowite kłamstwo.
- Koleżanka, która pracuje w starostwie, mieszka cztery domy dalej. Łapie się za głowę, do jakiego poziomu ludzie mogą być zmanipulowani przez tego typu komentarze - mówi starosta Mariusz Zańko w rozmowie z WP.
Właściciel domu: Trzy miesiące burzy u nas nie było
Najbardziej zainteresowany, czyli właściciel domu w Wyrykach-Woli, przyznaje w rozmowie z WP, że jest mu przykro, kiedy słyszy takie teorie. Pan Tomasz mówi, że sam internetu w tej chwili nie czyta, ale informacje o sensacyjnej teorii już do niego dotarły.
- Syn do mnie dzwonił, że ludzie piszą, że to po burzy. Trzy miesiące burzy u nas nie było, a oni piszą, że to po burzy - załamuje ręce Tomasz Wesołowski. - Daj Boże, żeby sami to przeżyli, co my przeżyliśmy. Niech oni też przeżyją taką "burzę", to będą wiedzieli, jak to jest - dodaje.
Przyznaje, że on i żona mają wsparcie nawet w tej kwestii. Sąsiedzi, kiedy tylko mogą, prostują fake newsy.
- Byłem dziś w sklepie i sklepowa mówiła, że też komuś odpisała konkretnie na taki komentarz - przyznaje pan Tomasz.
Małżeństwo w czwartek wieczorem mogło po raz pierwszy wejść do zniszczonego domu. Panu Tomaszowi aż ciężko relacjonować, co zobaczył.
- Ech, lepiej nie mówić. Wszystko popękane, dziura w suficie między piętrem a strychem. Następny strop też trochę naruszony - mówi.
Przyznaje, że on z żoną mają teraz odpowiednie wsparcie i niczego im nie brakuje. Nocują w lokalu zaoferowanym przez gminę, lada dzień przeniosą tam także swoje meble, które się do tego nadają. Już wiedzą, że dłużej zostaną poza rodzinnym domem. Pan Tomasz mówi, że zwierzęta pozostaną w gospodarstwie, ale będą przez nich doglądane.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Białoruś umywa ręce? "Była zgoda, żeby drony wleciały do Polski"
Co spadło na dom w Wyrykach-Woli?
Wciąż jednak nie ma pewności, co spadło na dom w Wyrykach-Woli. Początkowo mówiło się o tym, że mógł to być dron lub jego szczątki. Jednak jeden ze świadków, którzy pojawili się w domu zaraz po zdarzeniu, przekazał nieoficjalnie WP, że widział fragmenty blachy, co mogłoby świadczyć, o tym, że na dach nie spadł dron, ale np. wystrzelona z myśliwca rakieta lub jej fragment.
Prokuratura na razie jednak nie przekazuje swoich ustaleń.
- Na chwilę obecną nie potwierdzono jeszcze, czy obiekt, który spadł na dom mieszkalny, był dronem, czy też jego elementem. Brak jest dowodów również tym samym na to, że jeśli to był ewentualnie dron, to czy on został zestrzelony - mówiła w czwartek prokurator Jolanta Dębiec.
Również w piątek dziennikarze nie dowiedzieli się niczego nowego. - Nie mam informacji na tyle wiążących, że mogłabym je przekazać mediom - stwierdziła prokurator Dębiec.
Myśliwiec wystrzelił rakietę. Relacja fotografa
Pan Tomasz Kawiak jest pasjonatem fotografii przyrodniczej. W środę o świcie był w Adampolu koło Wyryk, gdzie wybrał się na obserwacje rykowiska jeleni. Do granicy z Białorusią jest stąd w linii prostej nie więcej niż 10 kilometrów. Zamiast spektaklu na ziemi, stał się mimowolnym świadkiem wydarzeń na niebie. Najpierw usłyszał huk samolotu odrzutowego.
- Przez lornetkę zaobserwowałem w oddali myśliwiec, a następnie po około 1-2 minutach zobaczyłem drona, leciał ze wschodu na zachód - relacjonuje mężczyzna.
Było około godziny 6.28-6.30.
- Widziałem go nawet gołym okiem, leciał nad ścianą lasu, na wysokości może 60-70 metrów, miał trójkątny zarys. Słychać było silnik dwusuwowy, jednostajne obroty - relacjonuje pan Tomasz.
Myśliwiec zrobił przelot nad terenem, a następnie ustawił się w kierunku zachodnim.
- Widziałem, jak oddał strzał. Czy rakieta nie trafiła w drona? Tego nie mogę jednoznacznie stwierdzić - przyznaje Tomasz Kawiak.
Dodaje, że w tamtej chwili nie myślał nawet o robieniu zdjęć, tylko skupił się na własnym bezpieczeństwie.
- Stałem na otwartym terenie, byłem ubrany w kolorach moro, z czarnym dużym plecakiem, w którym był aparat fotograficzny. Pierwsze co pomyślałem, to czy pilot myśliwca nie pomyli mnie z operatorem tego drona. Potrzeba własnego bezpieczeństwa wzięła górę i ewakuowałem się do najbliższego drzewa, do którego miałem około 300-400 metrów - relacjonuje Tomasz Kawiak w rozmowie z WP.
Przekonuje, że właśnie z tego powodu nie jest w stanie stwierdzić, czy wystrzelona rakieta uderzyła w drona, czy nie.
Wojsko: powstaną rekomendacje ws. zwiększenia efektywności systemu
Wirtualna Polska zapytała Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, czy pilot, który wystrzelił rakietę w okolicach Wyryk w kierunku drona, raportował, w co trafił. Wojskowi odpowiadają, że jedynie prokuratura jest upoważniona do przekazywania informacji w sprawie prowadzonych postępowań.
- Pragnę podkreślić, że szczegółowe informacje dotyczące działań wojskowych w trakcie naruszeń przestrzeni powietrznej w nocy z 9 na 10 września br. mają obecnie status informacji niejawnych i nie mogą być udostępnione opinii publicznej - dodał ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik prasowy DORSZ.
Zapowiedział równocześnie, że zostaną przygotowane rekomendacje w celu zwiększenia efektywności polskiego systemu obrony powietrznej.
- Dowództwo Operacyjne RSZ prowadzi wyjaśnienia dotyczące wszystkich zdarzeń związanych z systemem obrony powietrznej oraz przygotuje rekomendacje mające na celu zwiększenie jego efektywności - przekazał ppłk Jacek Goryszewski.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl