"Drastyczny film ze Smoleńska bez znaczenia dla śledztwa"
Płk Edmund Klich, b. polski przedstawiciel akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), z którym rozmawiała Wirtualna Polska ocenia, że nowy film z miejsca katastrofy Tu-154, który w środę ujrzał światło dzienne nie będzie miał istotnego znaczenia dla przebiegu polskiego śledztwa. Ponaddziesięciominutowe nagranie zamieścił serwis eOstrołęka.pl. Film jest drastyczny, wśród rozbitych fragmentów samolotu widać ciała ofiar.
03.02.2011 | aktual.: 03.02.2011 13:23
Wcześniej niepublikowane nagranie powstało tuż po katastrofie i najprawdopodobniej w trakcie kilku kolejnych dni. Operator kamery swobodnie porusza się pośród prowadzących akcję funkcjonariuszy milicji, OMON-u i rosyjskiego ministerstwa do spraw nadzwyczajnych. Zainteresowała się nim prokuratura.
- Na miejscu panował taki rozgardiasz, że właściwie każdy mógł to sfilmować - uważa płk Klich. Nie wyklucza jednak, że nagranie mogło powstać w ramach czynności służbowych - jako dokumentacja z oględzin miejsca katastrofy. Podkreśla, że istnieje praktyka dokumentowania nawet najbardziej drastycznych scen, ale się ich nie upublicznia.
- Oficjalna publikacja takich nagrań byłaby przekroczeniem granicy dobrego smaku. Dlatego także ze względu na dobro rodzin ofiar się tego nie robi - mówi. Zdradza, że sam dysponuje drastycznymi zdjęciami, które mu przesłano, ale nie zamierza ich ujawniać publicznie.
Klich zwraca uwagę, że podobnych filmów dotychczas ukazało się kilka i z pewnością pojawią się następne. Uważa, że nowy materiał nie będzie miał istotnego znaczenia dla przebiegu polskiego śledztwa.