Dramat na zajęciach. Dyrektor zabiera głos po śmierci dziecka
- Nikt w szkole jej go nie podał — zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską dyrektorka niepublicznej szkoły podstawowej w Chełmie, mówiąc o cukierku, którym śmiertelnie zadławiła się 9-letnia dziewczynka. Doszło do tego w trakcie zajęć opiekuńczych, kiedy dziecko będące po operacji, było pod opieką szkoły.
- Doszło do tragedii — mówi Beata Witamborska, dyrektorka niepublicznej szkoły w Chełmie. - W tym momencie nie jestem w stanie rozmawiać — powiedziała Wirtualnej Polsce. Dodała, że aby funkcjonować po tym, co się dziś stało w placówce, musiała "zażyć leki uspokajające".
Jednocześnie w rozmowie z WP zaznacza, że z całą pewnością "nikt w szkole nie dał dziewczynce cukierka".
Wcześniej próbowaliśmy także skontaktować się z innymi przedstawicielami władz szkoły. Prezes spółki prowadzącej placówkę nie chciała w żaden sposób skomentować spraw. Mówiła, że jest na zwolnieniu lekarskim.
9-latka zmarła po zadławieniu się cukierkiem
W woj. lubelskim trwają ferie zimowe. Mimo to wiele placówek prowadzi zajęcia opiekuńcze — głównie dla przedszkolaków, ale nie tylko. 9-letnia uczennica jednej z niepublicznych szkół specjalnych w Chełmie uczęszczała właśnie na takie zajęcia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielkie odkrycie na Mazurach. Syn rolnika znalazł skarb
Jak ustaliła Wirtualna Polska, dziecko o specjalnych potrzebach miało za sobą operację i z uwagi na bardzo poważne problemy z przełykaniem mogło przyjmować wyłącznie pokarmy płynne lub zmiksowane. Nie wiadomo, skąd dziewczynka, która była pod opieką nauczycieli, wzięła cukierka.
Mimo szybkiej reakcji, życia 9-latki nie udało się uratować. Na SOR — jak mówią lekarze - dziecko przyjechało do szpitala już w stanie agonalnym. Nie było szans na ratunek.
Prokuratura Rejonowa w Chełmie wszczęła śledztwo w sprawie śmierci dziecka w szkole specjalnej, zlecając sekcję zwłok dziewczynki.