PolskaDramat na warszawskiej Ochocie. Nikt nie zauważył śmierci starszej kobiety

Dramat na warszawskiej Ochocie. Nikt nie zauważył śmierci starszej kobiety

Blisko centrum stolicy, w dużym bloku blisko ruchliwej ulicy umiera starsza osoba. I chociaż za ścianą mieszkają sąsiedzi, to nikt nie zwraca uwagi, że nagle z dnia na dzień kobieta przestaje pokazywać się na podwórku. Jak to możliwe, że nikt nie zauważa tej śmierci?

19.08.2016 | aktual.: 19.08.2016 10:07

Według mieszkańców budynku na warszawskiej Ochocie kobieta mieszkała tu z mężem i dziećmi od momentu wybudowania bloku. Rodzina od zawsze unikała kontaktu z sąsiadami. Od pięciu lat, od chwili gdy zmarł mąż kobiety, ona sama rzadziej opuszczała mieszkanie. Samotnie opiekowała się upośledzoną córką. Gdy zmarła, niepełnosprawna kobieta została w mieszkaniu sama z rozkładającym się ciałem matki. Najprawdopodobniej spędziła tak dużo czasu.

- Trudno określić, ile to ciało w tym miejscu leżało, natomiast leżało na pewno dłuższy czas - mówi Nikodem Kiełbowicz z komendy miejskiej straży pożarnej w Warszawie. O tym, że coś jest nie tak zaalarmowała sąsiadka z dołu, pani Katarzyna, gdy na suficie pojawiła się u niej duża plama. Jak się potem okazało, pochodziła z rozkładających się zwłok zmarłej.

Kobieta jednak miała nie jedną, ale dwie córki. Starsza z nich nie mieszkała z matką i, jak mówią sąsiedzi, utrzymywała z nią sporadyczne kontakty. - Nie byłam u matki od siedmiu lat - wyjaśniła. Dodała, że o śmierci kobiety dowiedziała się od policji.

Niezauważona śmierć. "Jest pęd za swoimi sprawami, za swoim życiem"

- To zależy od tego, jakie są relacje sąsiedzkie. Tutaj były bardzo ograniczone - uważa Krzysztof Gajos, przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej. - Jest pęd za swoimi sprawami, za swoim życiem i nikt nie zwraca na to uwagi, co się dzieje u kogoś - mówi pani Katarzyna, sąsiadka zmarłej kobiety. Tłumaczy, że sama wychowuje córkę i gdy na górze była cisza, uznawała to za dobry znak. - Uważałam, że wszystko w porządku. Myślałam, że opieka społeczna jest z nią w jakimś kontakcie, że ktoś tu przychodzi. Nie wiedziałam, że jest tam córka nie widywałam jej - twierdzi pani Katarzyna.

Kobieta unikała kontaktów z sąsiadami. Po śmierci męża zaczęła też znosić do mieszkania rzeczy z okolicznych śmietników. Administracja od lat próbowała doprowadzić do uprzątnięcia lokalu, jednak właścicielka nie chciała nikogo wpuścić do środka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (59)