Dr Tadeusz Rutkowski: polska kampania 1939 r. dawała Zachodowi czas na ofensywę
- Polska kampania 1939 r., podczas której Wehrmacht był związany ciężkimi walkami, dawała czas Francji i Wielkiej Brytanii na ofensywę; niestety ona nie nastąpiła - mówi PAP dr hab. Tadeusz Rutkowski z Instytutu Historycznego UW.
- Polska kampania 1939 r., podczas której Wehrmacht był związany ciężkimi walkami, dawała czas Francji i Wielkiej Brytanii na ofensywę. Niestety, ona nie nastąpiła - mówi PAP dr hab. Tadeusz Rutkowski z Instytutu Historycznego UW.
Dr hab. Tadeusz Rutkowski: Ta kampania była zbyt krótka, by mieć duże znaczenie dla całego przebiegu działań wojskowych podczas II wojny światowej. Ale z pewnością miała znaczenie w jej pierwszej fazie. Bo nie była to kampania, którą planował Adolf Hitler, gdyż zależało mu na jak najszybszym, zgodnie z doktryną Blitzkriegu, rozbiciu Polski.
Warto przypomnieć, że niemiecka agresja wobec Polski miała nastąpić 26 sierpnia. Już wtedy niemieckie oddziały dywersyjne zaatakowały niektóre miejsca na Pomorzu, na południu wdarły się na Przełęcz Jabłonkowską. Jednak po podpisaniu układu sojuszniczego pomiędzy Polską a Wielką Brytanią 25 sierpnia Hitler wstrzymał atak, ponieważ obawiał się wypowiedzenia wojny przez państwa zachodnie i chciał temu zapobiec. To spowodowało, że kampania niemiecka miała inny niż planował to Hitler przebieg. Polska miała więcej czasu, by się przygotować, przeprowadzić mobilizację, która jednak i tak nastąpiła bardzo późno, bo 30 sierpnia.
Po wybuchu wojny Niemcy musieli zatem prowadzić ciężkie walki z Polakami ponad trzy tygodnie i gdyby nasi sojusznicy nie zostawili nas samych i zaatakowali od zachodu III Rzeszę, to Wehrmacht nie byłby w stanie przerzucić na Zachód swoich oddziałów nawet do końca września.
Polska armia, która wiązała niemieckie wojska na wschodzie, dawała w gruncie rzeczy czas Francji i Anglii na przeprowadzenie ofensywy.
I ten czas był bezcenny. Już w latach PRL-u bardzo dobrze to opisał Leszek Moczulski w swojej książce "Wojna polska 1939", wydanej po raz pierwszy w 1972 r. Postawił tam tezę, z którą ja się zgadzam, że Polska wykonała w tamtym czasie swój obowiązek sojuszniczy. Proszę zwrócić uwagę, że przez całe dwa tygodnie od momentu ogłoszenia mobilizacji przez armię francuską i brytyjską, czyli od dnia 1 września, Wehrmacht był związany ciężkimi działaniami wojskowymi, i to w głębi terytorium Polski. Broniła się Warszawa, a Sowieci zwlekali z wejściem od wschodu Polski aż do 17 września.
Zatem, gdyby zgodnie z układami podpisanymi przez Polskę z Francją i Wielką Brytanią nastąpił po dwóch tygodniach atak sojuszniczych armii, to Niemcy nie byliby w stanie w znaczący sposób wycofać swojej armii z Polski. Groziłaby im klęska. Mogliby owszem wycofać lotnictwo, ale to z kolei znacznie wzmocniłoby skalę oporu w Polsce.
Widzimy zatem wyraźnie, że gdyby Zachód dotrzymał swoich zobowiązań sojuszniczych, to byłyby znacznie większe szanse na pokonanie wspólnego wroga. Niestety, tak się nie stało.
Polacy nie zostali też poinformowani przez sojuszników o tym, że ofensywy na Zachodzie nie będzie.
Tak, jak również o tajnym protokole do układu niemiecko – sowieckiego z 23 sierpnia 1939 r.
Wśród historyków istnieje opinia, że polskie wojsko specjalnie nie wydawało jednej czy dwóch walnych bitew Niemcom, by właśnie zyskiwać na czasie.
Wydaje się raczej, że Polacy po prostu nie mieli potencjału na walne bitwy, poza jedną - bitwą nad Bzurą. Pamiętajmy, że w 1939 r. problemem dla polskich władz było określenie, jaki zakres będzie miała agresja niemiecka - ograniczony przez zajęcie terenów nadgranicznych czy wojny na pełną skalę.
Dzisiaj też mamy podobny problem z określeniem celów polityki Putina, co do której nie wiemy, czy Rosja zaatakuje całą Ukrainę, czy ograniczy się np. do zajęcia Donbasu. Czy manewry rosyjskich wojsk przy południowo-wschodniej granicy to tylko prężenie muskułów, czy raczej realne zagrożenie - tego nie wiemy. Podobnie było z Hitlerem w 1939 r.
Dziś uważa się, że głównym sprawcą klęski wrześniowej był marszałek Edward Rydz Śmigły, którego z pewnością ona obciąża najbardziej, ale pamiętajmy też, że istotną rolę w tej sprawie odegrał minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski. Sprzeciwiał się on radykalnemu zwiększeniu wydatków na wojsko, ponieważ obawiał się załamania gospodarczego. Polska nie była krajem bogatym, który mógł sobie pozwolić na długotrwałą mobilizację.
Polska w obliczu zagrożenia niemieckiego kupowała w 1939 r. w pośpiechu dodatkowe uzbrojenie, samoloty, czołgi we Francji i Wielkiej Brytanii, ale tak jak i dzisiaj, nie można było na to wydawać zbyt wielkiej ilości pieniędzy. Istniała bowiem realna obawa, że Niemcy przez długotrwałą mobilizację, czyli powołania pod broń 1,3 miliona ludzi, doprowadzą Polskę do załamania gospodarczego.
Kiedy i gdzie zapadła decyzja, że Francja i Wielka Brytania nie pomogą broniącej się Polsce?
W Abbeville 12 września podczas francusko-brytyjskiej konferencji międzysojuszniczej. Ta decyzja zapadła najprawdopodobniej w związku z wiedzą naszych sojuszników o treści tajnego protokołu do układu Ribbentrop-Mołotow. Zachód, mając świadomość, że Armia Czerwona wkroczy do Polski od wschodu, uznał, że sprawa Polski jest już przegrana. To oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia Francji ani Wielkiej Brytanii, ale pozwala nam zrozumieć mechanizm tej decyzji. Ale dodam od razu - decyzji błędnej. Bo pierwsze dwa tygodnie września 1939 r. były jedynym momentem na początku wojny, kiedy układ sił był zdecydowanie na korzyść Zachodu. Tę wyjątkową szansę zaprzepaszczono.
Tym bardziej, że Wehrmacht poniósł nadspodziewanie duże straty w wojnie z Polską.
W trakcie kampanii wrześniowej z ponad 3 tysięcy niemieckich pojazdów pancernych aż tysiąc uległo zniszczeniu bądź uszkodzeniu lub zużyciu. Niemcy z pewnością nie mogli zrobić łatwego "w tył zwrot" i ruszyć na wojnę z Zachodem.
Jak wielka była różnica w ilości i jakości uzbrojenia pomiędzy armią polską i niemiecką?
Niemcy mieli nad nami przewagę liczebną, ok. 2 do 1. Warto pamiętać, że Polska była na dziewiątym miejscu na świecie, jeśli chodzi o liczbę czołgów, a na szóstym miejscu w Europie. Jakość tych czołgów była stosunkowo wysoka, ale niestety modernizacja polskiej armii trwała powoli, bo musieliśmy się też liczyć z każdym groszem. Dlatego bardzo ostrożnie eksperymentowano z organizacją broni pancernej, raczej myślano o tej broni nie jako o broni ofensywnej, ale obronnej i pomocniczej.
Przy tej okazji chciałbym podważyć mit dotyczący polskiej kawalerii, bo wciąż od czasu do czasu można spotkać się z poglądem, że była to formacja anachroniczna. Pamiętajmy, że to jest teza propagandy niemieckiej, podtrzymywana jeszcze w czasie II wojny światowej, a potem kontynuowana przez propagandę PRL.
Tymczasem po reformach z połowy lat 30., kawalerzyści tworzyli oddziały bardzo dobrze uzbrojone, również w broń przeciwpancerną. Nie było - poza wyjątkami - szarż na niemieckie czołgi. Były to też oddziały szybkie, a przez to mobilne. Z całą pewnością można powiedzieć, że brygady kawalerii w wojnie 1939 roku bardzo dobrze się sprawdziły, tym bardziej, że w Polsce nie było przecież porządnych dróg.
Co w pana ocenie było największym błędem polskiej obrony? Czy był to może zły system dowodzenia? Polskie dowództwo było przecież skupione w rękach tylko jednej osoby – marszałka Rydza-Śmigłego, a trudno przecież, by jeden człowiek mógł nieustannie podejmować decyzje.
To nie jest tak, że Rydz-Śmigły tylko sam dowodził i tylko on podejmował decyzje. Oczywiście żaden wódz armii w czasie wojny nie może pozwolić sobie na normalne funkcjonowanie - odpoczynek i sen. To było oczywiście niemożliwe. Tu błędu nie było, po prostu w tamtym czasie nie było dobrego wyjścia.
Proszę spojrzeć na mapę - tu kryje się odpowiedź. Polska była przez Niemców otoczona, wzięta w śmiertelne kleszcze, zwłaszcza po zajęciu przez niemieckie wojska Czech i Słowacji.
Dodam też, że rządzący wówczas Polską piłsudczycy doskonale wiedzieli, że Francuzi nie mają woli walki, że boją się podobnych skutków jak w I wojnie światowej, czyli ogromnych strat w ludziach. No i co w tej sytuacji mogli zrobić? Albo zgodzić się na dyktat III Rzeszy Niemieckiej, albo walczyć.
Józef Piłsudski miał powiedzieć: "balansujcie dopóki się da, a gdy już się nie da, to podpalcie świat". Próbowano to zrobić, ale to się nie udało, właśnie dlatego, że Zachód obawiał się bezpośredniej konfrontacji z Niemcami.
A gdy wojna już trwała, gdy mijały pierwsze dni września, to Polska nie tylko nie otrzymała informacji, że Francja i Wielka Brytania nie ruszy na Niemcy od zachodu, ale nie dostała nawet informacji o tajnym protokole do układu Ribbentrop-Mołotow, bo mocarstwa zachodnie obawiały się, że to osłabi wolę walki Polaków.
Naprawdę, w tamtej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Rządzący wówczas Polską nie mieli najmniejszych szans, by przewidzieć dokładnie wydarzenia wojny.
###Rozmawiał Norbert Nowotnik, PAP