Dr Jacek Zaleśny: wcześniejsze wybory są na rękę tylko Palikotowi i Korwin-Mikkemu

PiS chce prowadzić negocjacje z całą opozycją w sprawie konstruktywnego wotum nieufności dla rządu w związku z treścią ujawnionych przez tygodnik "Wprost" nagrań. Z kolei SLD nie zamierza uczestniczyć w rozmowach z PiS. Sojusz liczy, że to premier podda pod głosowanie wotum zaufania do swojego rządu. Jaka jest zatem przyszłość gabinetu Donalda Tuska? Zdaniem dr Jacka Zaleśnego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, przyspieszone wybory nie będą na rękę żadnej większej partii politycznej.

Dr Jacek Zaleśny: wcześniejsze wybory są na rękę tylko Palikotowi i Korwin-Mikkemu
Źródło zdjęć: © TVP/PAP/Ireneusz Sobieszczuk, PAP/DPA/Arno Burgi

W opinii politologa nie ma warunków sprzyjających zebraniu większości, która doprowadziłaby do rozwiązania rządu, bowiem zgodnie z konstytucją sejm wyraża radzie ministrów wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów, a więc 231.

- Rachunek jest prosty. PiS ma 136 posłów, zatem brakuje 95 głosów. Być może uda się przekonać Solidarną Polskę i Polskę Razem Jarosława Gowina, ale to zaledwie 15 głosów. Wciąż za mało. I właśnie dlatego łączenie prawicowych partii nie ma większego znaczenia, a do hipotetycznej koalicji "wszyscy przeciwko PO" nie przystąpi PSL. Za bardzo ceni sobie udział we władzy, by ryzykował jego utratę – podkreśla dr Zaleśny.

Komu opłacą się wcześniejsze wybory?

Zdaniem dra Zaleśnego, skrócenie kadencji sejmu najbardziej opłacałoby się Januszowi Palikotowi, który liczy, że w ten sposób utrzyma się w polityce, a jego partia zachowa kilka miejsc w parlamencie. - Zyskałby też Janusz Korwin-Mikke, argumentujący, że miejscem dla Donalda Tuska i większości innych członków tego rządu jest w zakład karny a nie Rada Ministrów. Wodą na młyn tej tezy są rozmowy ministra Sienkiewicza z Prezesem NBP czy ministra Nowaka z wiceministrem finansów – tłumaczy dr Jacek Zaleśny.

Jak twierdzi politolog, żadna z partii parlamentarnych nie ma pewności, co przyniosłyby wcześniejsze wybory. – PO traci zaufanie społeczne, i – jeśli wypłyną kolejne nagrania – tendencja spadkowa utrzyma się. W tej sytuacji PiS nie będzie wykonywać gwałtownych ruchów. Dla niego lepszą strategią jest poczekanie aż PO się wykrwawi, tak jak to miało miejsce z SLD po aferze Rywina, starachowickiej i innych. Czas pracuje na korzyść PiS– mówi dr Zaleśny.

Dlaczego zatem Jarosław Kaczyński próbuje dogadać się z innymi partiami ws. wotum nieufności? – Poprzez chęć rozmawiania z innymi partiami PiS chce pokazać, że jest partią propaństwową, jednoczącą różne podmioty, by dla dobra Polski odsunąć od władzy skompromitowaną Platformę – mówi politolog.

Dla PO sytuacja jest mniej klarowna. – Donald Tusk ma minę pokerzysty. Stara się przeczekać, zamieść aferę pod dywan, ale to metoda ryzykowna. Analogicznie zachowywał się Leszek Miller, próbując nieudolnie bagatelizować afery, które finalnie doprowadziły Sojusz do upadku i skazały na trwanie w wiecznej opozycji – akcentuje dr Zaleśny.

O tym, czy metoda przeczekiwania przyniesie zamierzony efekt, przekonamy się w najbliższych tygodniach. – Obserwujemy nerwowe reakcje prezesa NIK i innych prominentnych działaczy obozu rządzącego. Miasto huczy od plotek, że są kolejny taśmy, obciążające nie tylko polityków, ale celebrytów, biznesmenów. Doszło do próby przejęcia nośników przez ABW. Sprawa wygląda poważnie. Jeśli wypłyną kolejne materiały obciążające PO, żadne tłumaczenie premiera nie będzie wystarczające. Już dzisiaj mało kto wierzy w jego zapewnienia o profesjonalizmie Platformy w rządzeniu i wysokich kwalifikacjach etycznych tej ekipy. Traci na znaczeniu, a straszenie PiS można tłumaczyć obawą przed rozliczeniem z tego, że po latach rządów PO – jak mówił minister Sienkiewicz – Polska istnieje tylko teoretycznie – twierdzi dr Zaleśny.

- Premier liczy, że elektorat nie odpłynie, bo wyborcy Platformy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza - ma świadomość, że władza jest byle jaka, toleruje obniżanie standardów w polityce i nie wierzy, by jakakolwiek inna formacja była lepsza. Druga, od lat wierna PO, prędzej w ogóle nie pójdzie na wybory, niż przyzna, że błędem było głosowanie na Platformę. Donald Tusk liczy, że zadziała mechanizm psychologiczny. I nawet jeśli elektorat PO się uszczupli, nie będą to ogromne odpływy i wyborcy nie przejdą na stronę PiS – podsumowuje politolog.

Jak zachowa się PSL?

Mimo szumnych deklaracji PiS ws. wotum nieufności dla rządu, a także głośnego apelu SLD, by premier zwrócił się do Sejmu o wotum zaufania, trudno oczekiwać, że w najbliższym czasie dojdzie do skrócenia kadencji sejmu. – Pośrodku jest bowiem koalicjant, a PSL nie zależy na wcześniejszych wyborach, ponieważ istnieje ryzyko, że nie przekroczy progu wyborczego. Nawet, jeśli udałoby się uzyskać wymagane 5 proc., to PSL niekoniecznie musi brać udział w tworzeniu rządu po wyborach, a z tego żyją działacze PSL i ich rodziny.

Dodaje, że w interesie PSL, który jest zbudowany na siatce połączeń biznesowo-rodzinnych, nie jest dokładanie Platformie. – Zdecydowanie łatwiej zdystansować się od afery taśmowej, pozostać w cieniu, wzywając jednocześnie do współpracy wszystkie znaczące siły polityczne i czekając na dalszy rozwój wydarzeń – podkreśla politolog.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)