Dowódcy ściągają policjantów na marsz. Protestujący ujawniają rozmowy, sprawę bada prokuratura
Groźba cofnięcia awansu i kilkaset złotych pensji mniej, albo postępowanie służbowe. Protestujący policjanci ujawniają rozmowy, z których ma wynikać, że siłą przymusza się ich do powrotu na służbę. Jest problem z ochroną planowanego na 11 listopada marszu.
Szefowie stołecznej policji mają poważny problem ze ściągnięciem do pracy policjantów, gotowych nadstawić karku przy zabezpieczeniu Marszu Niepodległości. Po zakazie prezydent Hanny Gronkiewicz-Walz, ripoście prezydenta Andrzeja Dudy, a także sprzeciwie środowisk narodowych, marsz odbędzie się. Temperatura wydarzeń na imprezie zapowiada się gorąco. W dodatku szef MSWiA Joachim Brudziński obiecał, że komenda stołeczna zadba o bezpieczeństwo. A przecież jeszcze nie dogadał się z policjantami, którzy masowo poszli na zwolnienia lekarskie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Psia grypa" dotknęła również warszawskie oddziały prewencji - nie wiadomo jeszcze w jakiej skali. To wyspecjalizowana jednostka przeznaczona do zabezpieczenia imprez masowych. Stamtąd pochodził policjant "Kulson" - bohater ubiegłorocznego marszu. Dowódcy oddziałów prewencji mają dzwonić do podwładnych, przymuszając ich do powrotu na służbę. Relacje z rozmów uczestnicy protestu w policji publikują na forach policjantach i poprzez aplikację WhatsApp.
Jak udało nam się dowiedzieć, dowódca kompanii OPP czuje się pokrzywdzony. Już złożył doniesienie do prokuratury w sprawie ujawnienia jego danych osobowych. Twierdzi, że rozmowa jest nieprawdziwa, a ktoś podszył się pod niego, wykorzystując nazwisko i funkcję. Skarży się też na hejt, którego stał się celem.
Komenda Stołeczna Policji odniosła się do tej sprawy: "Screen z rozmowy na WhatsApp'ie nie jest zapisem rozmowy z prawdziwym dowódcą jednego z plutonów Oddziału Prewencji w Warszawie" - podano.
- Z jednej strony mamy do czynienia z podwładnym, z drugiej z jego przełożonym. Z jednej strony lojalność wobec kolegów, z drugiej odpowiedzialność za powierzone zadanie. Niepotrzebne jest dodatkowe napięcie i tak należy spojrzeć na tę sprawę - komentuje kom. Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji. - Obecnie na zwolnieniach jest więcej osób jak na co dzień. Nie jest to sytuacja prosta, jednak jesteśmy przygotowani do zabezpieczenia uroczystości 11 listopada - dodaje.
Wśród policjantów krąży też nagranie:
Dowódca: - Halo! Do kiedy ty masz to zwolnienie?
Policjant: - Do 15. [listopada]
(...)
D: Dowódca był u Kubiaka [ red. - ins. Daniel Kubiak, szef Oddziałów Prewencji Policji w Warszawie]. Kubiak przekazał, że jeśli wrócicie na 10. i 11. [listopada] to się bez żadnych konsekwencji temat kończy. Więc jak się zapatrujesz, czy zapatrujecie? Bo podejrzewam, że jesteście na łączach.
P: Nie wracam na pewno, dowódco
D: Aha, mhm. To dobra. Jak tak. To widzę, że wniosek na referenta był przedwcześnie chyba napisany. Byłeś rozmawiałeś, napisaliśmy.
P: Nie będę chłopaków zostawiał.
D: Aha. To chyba nie mamy o czym rozmawiać. Do piętnastego.
Z rozmowy można wywnioskować, że dotyczy perspektywy awansu na referenta. I znacznie wyższych zarobków. Szeregowy policjant zarabia około 2600 zł. Referent ma wyższa grupę zaszeregowania i pensję 3353 zł (średnia pensja na tym stanowisku w Polsce).
Kto z policji pójdzie na marsz?
- Sytuacja związana z L4 nie jest łatwa, ale to nie znaczy, że nie będziemy w stanie zabezpieczyć Marszu Niepodległości - przekonywał w radiu TOK FM Sylwester Marczak, rzecznik prasowy KSP. Podał, że w niektórych komórkach policji jest tylko kilka procent chorych policjantów, a gdzie indziej powyżej 20 proc. Nie chciał podać dokładnych danych.
Według Dariusza Lorantego, było nadkomisarza policji, obecnie eksperta bezpieczeństwa policja ma jeszcze rezerwy do zabezpieczenia marszu 11 listopada. - Nawet przy 30 procentach osób na zwolnieniach można tworzyć nieetatowe oddziały prewencji z policjantów, którzy wciąż pracują. To funkcjonariusze sztabowi, dowódcy kompanii, którym można przydzielić funkcjonariuszy z wydziałów kryminalnych, dochodzeniowych innych wydziałów - mówi WP Dariusz Loranty.
Pytany czy popiera protest odpowiada: - Rozumiem rozczarowanie policjantów, którzy są przeładowani obowiązkami, a dodatkowo słabo wynagradzani. Widzą, że pieniądze idą do wojska żandarmerii, wielu innych służb. Mam jednak wrażenie, że sporo osób poszło do policji oczekując spokojnej pracy. W moich czasach nikt nie narzekał, kiedy o godzinie 17 trzeba było jeszcze jechać 200 km, aby zatrzymywać przestępcę. Jak się jest na pierwszej linii, nie ma mowy o dyskusji z rozkazami, praca jest nielimitowana - dodaje.
Do zabezpieczenia marszu niepodległości potrzebnych jest minimum 5-6 tys. policjantów. Taka ich liczba była obecna podczas marszu w ubiegłym roku. Nie skutkuje specjalna zachęta, czyli 1000 zł oferowane przez komendanta głównego za pozostanie na służbie 11 listopada. Nieoficjalnie, w Szkole Policji w Słupsku chęć wyjazdu do Warszawy zadeklarowało 6 policjantów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl