Dostał 500 zł mandatu za żniwa pod oknami. Rolnicy bronią się przed hejtem miastowych
Krowy śmierdzą i muczą, koguty pieją, rolnicy hałasują kombajnami zbierając ziarno pod oknami, kwitnący rzepak nie daje oddychać. To skargi mieszczuchów, którzy wyprowadzili się na wieś, a teraz nie dają rolnikom pracować i nasyłają policję.
Właśnie trwa najbardziej dziwaczna kampania społeczna. Dolnośląska Izba Rolnicza prosi, przekonuje i edukuje miastowych, którzy przeprowadzili się na wieś, aby dali w spokoju pracować rolnikom. To po serii przypadków, gdy na gospodarzy nasyłano policję za hałasowanie kombajnem i nawożenie pola śmierdzącym obornikiem.
"STOP - wieś, teren pracy rolnika", takim hasłem opatrzone są plakaty, ulotki, spoty informacyjne w mediach. Kampania skierowana jest do nowo osiadłych na wsi mieszkańców miast.
PRZECZYTAJ TEŻ:"A może by tak to wszystko rzucić i wyjechać na wieś?"
Trzask zamykanych okien. Policja i 500 zł mandatu
- Musiałem zdążyć przed zapowiadanym deszczem. Kosiłem zboże już po godzinie 22, a tu podjeżdża policja, wezwana przez mieszkańców sąsiadujących z polem bloków. Dali mi 500 zł mandatu za zakłócanie ciszy nocnej - opowiada WP 44-letni Karol. To rolnik z Oławy, którego 95-hektarowe pole w ostatnich latach zostało otoczone nowymi willami. Za miedzą ma też osiedle bloków na 5 tys. mieszkańców. Miastowi regularnie skarżą się na rolnika, nasyłając służby. - To absurd, prowadzę gospodarstwo jeszcze po dziadku, a tu nowi mieszkańcy wsi nie pozwalają mi normalnie pracować - skarży się rolnik. Mandatu nie przyjął. Twierdzi, że w razie sprawy sądowej wytłumaczy, że praca rolnika to nie chuligańskie wybryki.
Pan Karol przyznaje, że jak sypnie obornikiem, to zapach utrzymuje się przez 2-3 dni. Wtedy niektórzy "miastowi" od razu wzywają policję. Wyjedzie z pola zaciągając błoto na drogę, to zanim sięgnie po miotłę i łopatę już życzliwi dzwonią po straż miejską. - Chciałbym żyć z mieszkańcami w zgodzie, ale jak im wytłumaczyć, że ich niedogodności to dla mnie normalna praca? Kiedy spacerują z psami po moim polu, nie bronię - tłumaczy rolnik.
Leszek Grala, szef Dolnośląskiej Izby Rolniczej, po serii podobnych konfliktów zdecydował o uruchomieniu akcji broniącej rolników. Wkrótce ruszają żniwa. Podczas poprzednich zdarzało się, że policja zganiała rolników z pól. Osiadłym na wsi mieszczuchom przeszkadzał hałas. Sypią się mandaty, pouczenia, narastają złe emocje. - My pracujemy na wsi, dla rolnika wieś to zakład pracy - przekonuje Grala.
Życie na wsi. Nie takie spokojne
- Największy problem mamy z nowymi mieszkańcami wsi, nie daj Boże jak jakiś nowobogacki wystawi willę. Przeprowadzają się w poszukiwaniu tak zwanego świętego spokoju, potem skarżą się, że na wsi go nie ma - mówi Mirosław Kaszkur, prezes Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Starej Kamienicy. Wylicza, że spotkał się ze skargami w sprawie piejących kogutów, muczenia krów, a także smrodów z gnojowicy i kurzego nawozu. Najbardziej kuriozalne zgłoszenie do władz jego gminy dotyczyło zbyt dużych upraw rzepaku. Kwitnąca roślina rzekomo emitowała duszący, niepozwalający oddychać zapach. - Musiałem się tłumaczyć, dlaczego jest tyle rzepaku. Ręce opadają - komentuje Kaszkur.
- Ktoś, kto przeprowadza się na wieś, powinien zdawać sobie sprawę, że my, rolnicy tutaj pracujemy. Chciałbym, aby dzięki kampanii miastowi zastanowili się, skąd się biorą ogórki, ziemniaki czy mięso. Otóż nie ze sklepu, bo wcześniej musiał je wyprodukować rolnik - dodaje prezes spółdzielni.
Tymczasem, jak podaje Dolnośląska Izby Rolnicza, przeciwko gospodarzom nagminnie jest wykorzystywany art. 51 §1 Kodeksu wykroczeń. "Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny (...), podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny". Ten przepis wykorzystuje część nowych mieszkańców wsi, traktując działalność rolników jako wybryk chuligański.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl