Rzucili pracę w korpo... aby zacząć kisić kapustę. "Przynajmniej robię coś dobrego dla ludzi"

To była najskrytsza z tajemnic biura Credit Suisse we Wrocławiu. Jarosław Chmura, wiceprezydent do spraw finansowych, o świcie przebierał się w drelich, wskakiwał do zardzewiałego dostawczaka i rozwoził po Wrocławiu swojską kiszoną kapustę. Już o godz. 8 przebierał się w garnitur, by sprawdzać raporty z podległych sobie regionów Europy, Azji i Bliskiego Wschodu. Rzucił tę bardziej nudną robotę.

Rzucili pracę w korpo... aby zacząć kisić kapustę. "Przynajmniej robię coś dobrego dla ludzi"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | fot. Marcin Skiba
Tomasz Molga

- Czy dodzwoniłem się do firmy sprzedającej kiszoną kapustę? Chciałbym zamówić trzy beczki.
- Tak, przyjmuję zamówienie... - odpowiada Jarosław Chmura.
- Jarek, to naprawdę ty? Myślałem że to żart. Po PwC, Orange i Credit Suisse teraz zajmujesz się kapustą?

Takie żarciki czasem robią znajomi Jarosławowi Chmurze. Trudno uwierzyć w tę przemianę, bo on naprawdę wygląda jak szwajcarski bankier. Tyle, że po dawnym "korpo-życiu" Jarosławowi i Emilii zostały tylko konta w serwisie LinkedIn, zapełnione listą firm. On: PwC, TP SA, Orange i Credit Suisse. Wszędzie na ważnych dyrektorskich stanowiskach z solidną pensją. Ona pracowała m.in. w firmie audytorskiej PwC oraz korporacji Unilever. Rzucili kariery w Warszawie, aby zająć się rodzinnym biznesem na kiszonej kapuście i ogórkach.

-- Pracując jako analityk w globalnym koncernie banku inwestycyjnego miałam wpływ jedynie na mały fragment biznesu. Jednocześnie nie miałam pewności, czy moja praca nie przyczynia się do wyniszczenia jakiegoś lokalnego rynku, albo że produkty, których zyskowność analizuję, bazują na surowcach pozyskiwanych z odległych, dziewiczych terenów, przy okazji je niszcząc - opowiada Emilia Chmura. - Teraz mam poczucie, że robię coś etycznego i dobrego dla ludzi.

Stanowiska w najbardziej znanych polskich firmach zamienili na pracę przy kiszonej kapuście i ogórkach w gospodarstwie w dolinie Baryczy, niedaleko Wrocławia.

Obraz
© Archiwum prywatne | M.Sznajder

Córeczko, nie musisz robić matury

Chmurowie przyznają, że byli idealnymi kandydatami do pracy w wielkich firmach w Warszawie. Ze swoich rodzinnych miejscowości właściwie uciekli. Rodzice Jarosława mają sad na Lubelszczyźnie. Ciężko tam pracował. Emilia w każde wakacje pomagała w gospodarstwie w rodzinnych Karnicach. Jej ojciec uprawiał ogórki i kapustę, robił kiszonki. Przekonywał: "dziewczyno, nie musisz nawet zdawać matury, patrz, ile tu jest pięknych ogórków".

- Inne czasy, każdy chciał pracować w wielkiej międzynarodowej firmie. Dostałam się na praktyki w Procter&Gamble oraz do europejskiej centrali Coca-Coli. I już mnie nie było - wspomina Emilia. W 2003 roku firma doradcza PwC wyłowiła ich z dwóch tysięcy kandydatów do pracy. Ofert było osiem. Poznali się w biurowym open space, zakochali, wzięli w ślub. Potem zakup mieszkania i zmiana pracy na lepiej płatną.

- Zorientowałam się, że duszę się w wielkim mieście. Pracujesz 10, potem 12 i 14 godzin na dobę. Firma nigdy nie jest wdzięczna, tylko ciśnie na kolejne projekty. To nie ma końca - opowiada dalej Emilia Chmura. Momentem przełomowym było przyjście na świat trzeciej córki.

Swoją kapustę znalazła w sklepie

- Jeszcze w trakcie ciąży miałam wielki apetyt na kiszoną kapustę. Tyle, że ta sklepowa była ohydna. Szukałam smacznego produktu na bazarach - wspomina. To był już 10, a może nawet 20 sklep. Sprzedawca zaprosił ją do spróbowania najlepszej kiszonej kapusty, jaką ma w sprzedaży. Szok. Po samym smaku poznała, że to kapusta z jej rodzinnego gospodarstwa.

Okazało się, że główny dystrybutor produktów z gospodarstwa jej rodziców przekłada kiszonkę do własnych opakowań, wysyła w Polskę jako produkt premium i zarabia niesamowite pieniądze. To był znak "dziewczyno, wracaj do domu". Przecież pracowałaś w Unileverze, znasz się na produktach FMCG.

- Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że kapusta z doliny Baryczy może być tak wyjątkowa. Handlowcy znaleźli kurę znoszącą złote jaja, do tego nieświadomą ich wartości. Kiedy powiedziałam o tym tacie, zgodził się, aby młodsze pokolenie poprowadziło gospodarstwo - wspomina dalej Emilia Chmura.

Obraz
© Gospodarstwo M.Sznajder | fot. Łukasz Woźnica

Marka przyjęła rodowe nazwisko M.Sznajder. Rodzina postawiła wszystko na jedną kartę. Odcięli się od części pośredników handlowych, stawiając na własną dystrybucję. Chmurowie już wcześniej przeprowadzili się do Wrocławia. To właśnie wtedy Jarosław Chmura, mimo dyrektorskiego stanowiska w Credit Suisse zaczął sprzedawać kapustę. Wstawał o 4 rano, wsiadał do dostawczego samochodu i ruszał w objazd po restauracjach i sklepach. Potem wskakiwał w garnitur i do późnego popołudnia pracował w banku. Po godzinie 21 siadali z żoną do rozliczeń kapusty i ogórków. W lipcu 2016 roku rzucił posadę w banku.

Emilia Chmura chwali się, że korporacyjnymi metodami w zaledwie 3 lata doprowadzili rodzinną firmę do rozkwitu. Gospodarstwo rok rocznie podwaja sprzedaż produktów pod własną marką. Po odliczeniu kosztów i podziale zysku pomiędzy członków rodziny, okazuje się, że zarabiają niemal tyle samo, co na eksponowanych stanowiskach w wiodących w Polsce firmach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (83)