Polska"Donosy na dr G. były inspirowane z zewnątrz"

"Donosy na dr G. były inspirowane z zewnątrz"

Według prof. Antoniego Dziatkowiaka, sławnego
kardiochirurga i nauczyciela dr. Mirosława G., oskarżonego dziś o
korupcję i mobbing byłego ordynatora szpitala MSWiA, donosy
podwładnych i próba pozbycia się go z kliniki "były inspirowane z
zewnątrz".

02.04.2009 | aktual.: 02.04.2009 18:03

- To świetny kardiochirurg i organizator - ale jako przełożony - trudny, bo wymagający. Za żonę bym go nie wziął, bo ma charakter taki jak ja - powiedział na procesie dr. G. 78-letni prof. Dziatkowiak. - Najbardziej cenimy tych nauczycieli, którzy dali nam najbardziej w kość. A dr G. przy mnie to był gołąbek pokoju - dodał. Prof. Dziatkowiak pytany o inspirowanie donosów na dr G. oświadczył, że jego wcześniejsze podejrzenia, a dzisiejsza pewność w tej sprawie wynikają z faktu, iż dobrze wie, że dr G., który nastał w szpitalu MSWiA po prof. Zbigniewie Relidze, był "nie na rękę wielu osobom".

- Zaczął wymagać tego, co lekarze podpisują w umowie o pracę, a czego od nich wcześniej nie wymagano - powiedział prof. Dziatkowiak. Uznał on też, że to nie ordynator mobbingował personel, ale personel - ordynatora, składając nań donosy. Pytany, kto był owym ich inspiratorem, świadek odparł: "o zmarłych mówi się dobrze albo wcale". Mówił też, że prof. Religa kiedyś był jego przyjacielem, ale potem się to zmieniło. Dodał, że podejrzewa, iż Religa nienawidził doktora G., bo ten organizując w Krakowie ośrodek transplantacji serca, "złamał monopol Religi" na te zabiegi. - W środowisku kardiochirurgów, tak jak w wielu innych, konkuruje się ze sobą - dodał.

Po rozprawie dr Mirosław G. powiedział, że jeszcze nigdy nie usłyszał od swego nauczyciela tylu ciepłych słów o sobie.

Gdy dr G. objął klinikę kardiochirurgii w Warszawie, Dziatkowiak został konsultantem służby zdrowia MSWiA w dziedzinie kardiochirurgii i miał "patronować" oddziałowi dr. G. Prokurator Agnieszka Tyszkiewicz pytała, czy zespół lekarski nie miał prawa czuć zmęczenia i presji - pracując w niewielkim składzie, a ostrym rygorze i wykonując po kilka operacji dziennie. - Kardiochirurgia to nie to samo co praca w urzędzie gminnym, że można po 14. wyjść do domu, a żeby być kardiochirurgiem trzeba mieć pasję i świadomość poświęceń łączących się z tym zawodem - brzmiała odpowiedź. Dziatkowiak zeznał, że trzykrotnie podjął się mediacji między zespołem lekarskim, a ordynatorem i na spotkaniach wyjaśniano sobie wszelkie nieporozumienia, uzyskując konsensus. - Ale potem - jak się okazywało za każdym razem - te same kwestie znów powracały. Dlatego uważam, że był to konflikt podsycany z zewnątrz - dodał.

Dziatkowiak podkreślił, że spektakularne zatrzymanie dr. G. przez CBA i późniejsze słowa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry poczyniły wielkie szkody w kardiochirurgii i transplantologii. - Liczba przeszczepów radykalnie spadła, a klinika kardiochirurgii szpitala MSWiA została zaorana, bo miano się tylko pozbyć z niej doktora G., ale minister Ziobro się zagalopował - powiedział świadek.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (134)