Donald Tusk: problemy rozwiążę cięciem miecza
O sabotowaniu poleceń, chęci sięgania po nóż, świerzbieniu rąk, sprzątaniu po poprzedniku i o tym, dlaczego nie chce przejść do historii mówi dziennikowi "Polska" premier Donald Tusk w rozmowie z Pawłem Fąfarą, Pawłem Siennickim i Wiktorem Świetlikiem. Pytany o budowę autostrad na Euro 2012 premier zapowiedział rozwiązanie problemu jak Aleksander Macedoński, za pomocą jednego cięcia mieczem.
22.02.2008 | aktual.: 22.02.2008 09:02
"Polska": Po wyborach zapytaliśmy Czytelników, czego oczekują od Pana rządu. Odpowiedzi były proste i konkretne: budowa autostrad, poprawa wizerunku Polski, budowa tanich mieszkań, walka z korupcją, lepsze warunki funkcjonowania firm. Teraz przeprowadziliśmy podobny sondaż. Okazało się, że poza poprawą wizerunku Polski wiara w realizację wszystkich tych punktów zamarła...
Premier Donald Tusk:Jestem odpowiedzialny za skuteczne działanie rządu. Dopiero potem za poziom optymizmu wśród Polaków.
Nie jest Pan rozczarowany, że Polacy się rozczarowali?
Zdaję sobie sprawę, że dzień wyborów, przełom o rzadko spotykanej sile, wywołał wysoki pułap oczekiwań, jeśli chodzi o tempo zmian. W miarę wprowadzania zmian będzie malało rozczarowanie.
Przyzna Pan, że sam te szybkie oczekiwania rozbudził. Postawiliście poprzeczkę w kampanii wyborczej wysoko...
Możecie mnie na torturach przepytać, czy kiedykolwiek powiedziałem, że zbuduję autostrady w ciągu stu dni. Nie przyznam się, bo to nieprawda.
A co zrobiliście w tej sprawie w ciągu pierwszych stu dni?
Wszystko, co dało się zrobić. Odblokowanie inwestycji autostradowych oraz przyśpieszenie budowy autostrad i dróg ekspresowych. To wysiłek obarczony wielkim ryzykiem. Każda decyzja wymaga tu odwagi.
Na czym ona ma polegać?
Otóż przez długie lata zator związany z budową autostrad wynikał m.in. z faktu, że zawierano umowy niekorzystne z punktu widzenia interesu państwa, jeżeli chodzi o cenę. Pojawiał się więc dylemat, czy budujemy szybko, ale drogo, czy też szukamy innych partnerów, tańszych rozwiązań...
I o autostradach na Euro 2012 przy takich rozterkach możemy zapomnieć...
Dlatego my zdecydowaliśmy się rozwiązać ten dylemat jak Aleksander Macedoński, jednym cięciem miecza. Razem z ministrem Grabarczykiem opowiadamy się za decyzjami na rzecz budowy, a nie na rzecz kolejnego kontrolowania, procesowania się.
A nie ma Pan wrażenia, że przez tych pierwszych sto dni wszelką inną działalność przesłoniły konflikty z prezydentem i rozliczenia z PiS?
Możecie mi zarzucić subiektywizm, ale twardo tu twierdzę, że wina nie leży po naszej stronie. A jeśli chodzi o to rzekome rozczarowanie, to chciałbym zauważyć, że zaufanie do PO rośnie.
Możliwe jest przeskoczenie konfliktu między rządem PO a prezydentem? Dziś taka trudna kohabitacja stanowi mechanizm blokujący...
Rozmawiałem i będę nadal rozmawiał z prezydentem o tym, jak zmienić ustrój Polski. Trzeba zniwelować wpisany w konstytucję mechanizm wzajemnego ograniczania się przez prezydenta i rząd, który odsłania swoje negatywne strony, kiedy pochodzą oni z przeciwnych obozów politycznych.
Nie ma Pan dziś poczucia, że dużo trudniej jest rządzić, niż wygrać wybory?
Jedno i drugie nie jest łatwe. Nie ma idealnego patentu ani na wybory, ani na dobre rządzenie. To dwie bardzo trudne sztuki. Wymagają wiedzy, determinacji i szczęścia.
Ma je Pan?
Mam determinację. Mam poczucie, że otaczają mnie ludzie kompetentni. Co do szczęścia - zobaczymy.
Pan rządzi czy tylko administruje?
Fałszywy dylemat. Nie ma dobrego rządzenia bez administrowania. We współczesnej polityce to 99 procent skutecznego rządzenia.
A dalekosiężna koncepcja polityczna, wizja?
Na szczęście czas najważniejszych wyborów geopolitycznych mamy za sobą. Dziś ciągle wszyscy pytają o wizje, o przełomowe reformy. A ja mówię: dajcie wreszcie Polakom odpocząć od rewolucyjnych zmian.
Ma Pan poczucie, że porusza się po ruinach IV RP?
Nie. Nie używam takiego określenia, bo jest nieadekwatne. Ja po prostu porządkuję bałagan pozostawiony przez mojego poprzednika, a także jego niektórych nieudolnych współpracowników, jak choćby Antoniego Macierewicza.
Czy nie wchodzicie w buty PiS? Minister Ćwiąkalski zajmuje się głównie rozliczeniami?
Nie zauważyłem tego. Widzę natomiast, jak minister Ćwiąkalski przygotowuje zmiany, które doprowadzą do usamodzielnienia funkcji prokuratora generalnego, co staje się standardem w demokratycznych krajach, a czego przeciwnikiem jest PiS. Widzę, jak przygotowywany jest nowoczesny i jednolity model aplikacji prawniczych, o których poprzednicy tylko mówili. Wykonywana jest w ministerstwie ogromna praca zmierzająca do reformy prawa karnego materialnego, procesowego i wykonawczego. Proszę jednak nie żądać od ministra Ćwiąkalskiego, aby spuścił zasłonę milczenia na działania poprzedników, które bulwersowały nie tylko polityków, ale i społeczeństwo.
Czy w naszych stosunkach z Rosją można mówić o jakiejś realnej, a nie tylko symbolicznej poprawie, skoro Gazociąg Północny i tak ma powstać, a Rosjanie nadal grożą, że wycelują w nas swoje rakiety?
Polityki międzynarodowej nie buduje się w sto dni. Rozwiązywanie ważnych spraw polsko-rosyjskich to proces długofalowy, wymagający nie tylko poprawy naszych wzajemnych relacji, ale i budowy jednolitej, spójnej polityki zagranicznej Unii Europejskiej, w czym Polska winna odegrać ważną rolę. Trudno jednak wyobrazić sobie naszą aktywność na arenie międzynarodowej bez symbolicznych wydarzeń. Bez spotkań, pokazania dobrych intencji nie ma mowy o sukcesach w dyplomacji. Świat polityki, w którym wymachuje się szabelką, odchodzi w przeszłość. Dzisiaj liczy się zdolność do wypracowywania kompromisów, w których - mówiąc kolokwialnie - każdy coś może wygrać.
Zarzuca się Wam dziś, że mieliście przyjść do władzy z workiem ustaw, a okazaliście się nieprzygotowani.
Protestuję! Protestuję za każdym razem, kiedy się mówi o worku ustaw.
To znaczy, że go Pan nie miał?
Kiedy ktoś w PO mówił mi, że musimy mieć pełne szuflady ustaw, to miałem ochotę poszukać noża. Trzeba podchodzić z wielką rezerwą do polityków, którzy przychodzą do obywateli z obietnicą: teraz was zasypiemy ustawami.
Ile projektów ustaw zgłosiliście jako rząd?
Dwadzieścia osiem przesłaliśmy do Sejmu. To za dużo, a nie za mało! W tym tempie przygotowalibyśmy do końca naszej kadencji 500 ustaw.
Więc w ciągu następnych stu dni nie będzie więcej nowych ustaw niż do tej pory?
Będzie ich mniej. Nie jest sztuką komplikować życie obywateli nowymi przepisami. My chcemy osiągnąć odwrotny efekt.
Senat znowu będzie musiał odwołać posiedzenie, jak ostatnio, bo nie będzie miał czym się zajmować...
O, chyba dobrze, że nie będzie tych kilometrów akt, jałowych rozmów, dodatkowych kosztów dla podatnika.
Nadal jest Pan zwolennikiem likwidacji Senatu?
Gdybym miał taką możliwość, zrobiłbym to natychmiast.
Zdaje się, że nie jest Pan także entuzjastą podwyżek dla lekarzy...
Jestem przekonany, że Polacy tak naprawdę nie chcą zwiększenia nakładów na służbę zdrowia, ale chcą zwiększenia nakładów na swoje zdrowie. Czy Polakom chodzi o to, by lekarze zarabiali więcej? Pytam retorycznie, bo znam odpowiedź - nie.
Ale w przypadku pielęgniarek jest już zupełnie inaczej.
Tak. Ale znacznie ważniejsze pozostaje dziś dla mnie, by pacjent w polskim szpitalu nie był codziennie upokarzany warunkami, w jakich jest leczony, a nawet gorzej - warunkami, w jakich musi czekać na to leczenie.
Dlaczego właściwie nie zwiększycie składki?
To najprostsza, ale wcale nie najlepsza metoda. To, że pacjenci wyjmą ze swoich kieszeni kolejne pieniądze, a my będziemy mieli spokój, nie uzdrowi służby zdrowia. Słabości systemu pozostaną. Myślę, że to dobrze świadczy o moim rządzie, że nie szukamy kosztem obywateli takich pozornych rozwiązań.
Więc nie chce Pan dać podwyżek lekarzom?
Części tak. Ale trzeba uwzględnić zróżnicowanie w obrębie tej grupy zawodowej. Przecież niejeden z nich naprawdę dobrze zarabia.
A co z wielkimi projektami cywilizacyjnymi?
Odrzućmy to sformułowanie, powiedzmy, o co chodzi. Projekty cywilizacyjne, za którymi panowie tak tęsknicie, to choćby oszczędności na administracji i przeniesienie tych pieniędzy na infrastrukturę.
Ma Pan te wątpliwości co do podnoszenia płac nauczycieli, które ma Pan w przypadku lekarzy?
Nie. Tu nie mam wątpliwości. W pierwszy dzień mojego urzędowania wezwałem wszystkich ministrów i powiedziałem twardo: nie ma mowy, by podwyżki dla nauczycieli były tak niskie. Szukajcie oszczędności, rezerw, które przeznaczymy na oświatę. Kazałem ministrom obcinać wydatki na resorty.
Kto stracił?
Najwięcej udało się zaoszczędzić na cięciach w MON, MSWiA i Ministerstwie Sprawiedliwości. A także kancelariach - mojej i prezydenta.
Efekt?
Trzy i pół miliarda złotych oszczędności. Pieniądze na podwyżki dla nauczycieli i realne obniżenie deficytu budżetowego. To jest właśnie projekt cywilizacyjny. Inny to przywrócenie rynkowi pracy pokolenia pięćdziesiąt plus.
Chce Pan zagonić wszystkich pięćdziesięciolatków do roboty?
Nie będzie skoku cywilizacyjnego, jeśli ludzie będą uciekać od pracy w niskie, ale bezpieczne emerytury. Szczególnie w sytuacji, w której mamy stosunkowo niewysoki poziom zatrudnienia ludzi najmłodszych.
Jak minister Boni ma to zmienić?
Poprzez negocjacje ze związkami. Poprzez zmiany ustawowe, jakie będziemy proponowali w odniesieniu do emerytur pomostowych. Poprzez uproszczenie systemu emerytalnego. Wierzę, że przerwie to zaklęty krąg: coraz więcej ludzi na dziadowskich emeryturach.
Nie otwiera się Panu - także jako historykowi - nóż w kieszeni, gdy słyszy Pan pomysł minister Hall, by wprowadzić wczesną specjalizację i możliwość rezygnacji, choćby z historii, na kilka lat przed maturą?
Bardzo jestem zadowolony z pracy minister Hall. Jest fachowcem i ma wielką energię. Ale nie muszę ze wszystkim się z nią zgadzać.
Czyli ten nóż się Panu jednak otwiera?
Po prostu nie ze wszystkim się zgadzam. Tak samo jak nie jestem entuzjastą posyłania do szkoły dzieci od szóstego roku życia. Chyba że przez pierwsze lata dziecko byłoby przygotowywane w sposób inny niż dziś. (PAP)