Donald Tusk: jestem za status quo, jeśli chodzi o ustawę aborcyjną
Jestem zwolennikiem utrzymania status quo, jeśli chodzi o ustawę aborcyjną, bo uważam, że to dowód realnego podejścia do tego, co dziś w Polsce jest możliwe - powiedział premier Donald Tusk, który był gościem Kongresu Kobiet. W reakcji na słowa premiera z sali rozległo się głośne buczenie.
15.06.2013 | aktual.: 15.06.2013 20:52
- Jeśli chodzi o liberalizację ustawy aborcyjnej, to tutaj bez bicia przyznawałem się, że nie jestem zwolennikiem liberalizacji ustawy aborcyjnej. Ja nie będę w tej kwestii się angażował, jestem zwolennikiem utrzymania status quo - oświadczył premier.
Po tych słowach w Sali Kongresowej, gdzie toczą się obrady rozległo się głośne buczenie.
- Nie przyjechałem tutaj po to, aby oszukiwać w tej kwestii - odparł szef rządu.
Tusk podkreślił jednocześnie, że udało się "zatrzymać dość radykalny projekt zwiększenia rygorów, jeśli chodzi o ustawę aborcyjną". - Myślę, że sporo pracy w to włożyłem, aby zaostrzenie ustawy aborcyjnej nie stało się faktem. Bo to status quo uważam za optimum i za dowód realnego podejścia do tego, co dziś w Polsce jest możliwe - zaznaczył.
"Jeśli ktoś będzie przesadzał w kwestii związków partnerskich, to przyniesie to odwrotne od zamierzonych skutki"
W swoim przemówieniu premier przedstawił działania podjęte przez rząd na rzecz realizacji postulatów poprzedniego Kongresu Kobiet. W pewnym momencie musiał odnieść się także do ustawy o związkach partnerskich, chociaż temat ten nie był w planie przemówienia, a został wywołany wystąpieniem jednej z uczestniczek obrad.
Kiedy na scenie w Sali Kongresowej pojawił się Tusk, Anna Zawadzka, działaczka LGBT znana, jako Anka Zet, zaczęła wykrzykiwać przez megafon swoje pytania i zarzuty wobec premiera. Sala próbowała zagłuszyć ją oklaskami, usiłowano odebrać jej megafon. Ostatecznie została dopuszczona do głosu. Zawadzka pytała premiera m.in.o to kiedy zostanie przyjęte rozwiązania dotyczące związków partnerskich.
- Nie jestem zdeklarowanym zwolennikiem najbardziej progresywnych projektów z różnych względów. Przede wszystkim z tego tytułu, że bardzo obawiam się także skutków społecznych i publicznych - powiedział o związkach partnerskich Tusk.
Jego zdaniem prace nad zmianami ustawowymi powinny być prowadzone w taki sposób, by nie powodowały wzajemnej agresji. - To, co jest kluczowe dzisiaj w Polsce, to wychowanie wszystkich Polaków do maksymalnej tolerancji i zrozumienia dla faktów odmienności, nie tylko o charakterze seksualnym. Wydaje się, że zbyt forsowne tempo niektórych zmian może doprowadzić do skutków odwrotnych. Ja się tego obawiam - powiedział premier.
Apelował do uczestniczek Kongresu, by rzetelnie oceniały to, co naprawdę można uzyskać. Ustawa o związkach partnerskich - podkreślił szef rządu - wymaga nie tylko większości w parlamencie, lecz również "faktycznej i to przygniatającej większości wśród Polaków".
- Nie jest sztuką rozpętać bój o dość radykalne projekty po to, żeby ten bój w parlamencie przegrać, ale co gorsza, żeby przegrać pewną ideę wychowania do szacunku dla odmienności, także wśród innych ludzi - mówił Tusk. - Jeśli ktoś będzie przesadzał w tej kwestii, to przyniesie to odwrotne od zamierzonych skutki - podkreślił.
Powołując się na rozmowy z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, Tusk ocenił też, że wprowadzenie związków partnerskich komplikuje konstytucyjny zapis, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. - Nie byłoby gorszego scenariusza, niż radykalny projekt dotyczący związków partnerskich uznany przez Trybunał Konstytucyjny za sprzeczny z konstytucją, bo to by zamroziło ten problem nie na lata, a być może na dziesiątki lat - ocenił szef rządu.
Podkreślił przy tym, że nie widzi żadnej szansy, by w ciągu 10-15 lat znalazła się w parlamencie większość zdolna zmienić konstytucję na rzecz radykalnych rozwiązań dla związków partnerskich.
- Powiem więcej, jeśli można się czegoś obawiać, także wtedy, jeśli będziemy przesadzali z tempem, że będzie dokładnie odwrotnie - że znajdzie się w parlamencie większość konstytucyjna, która da tak do wiwatu, że będziemy żałowali, że się w ogóle podjęliśmy tego wysiłku, do końca życia - ostrzegał Tusk.