Donald Tusk do tego doprowadza Jarosława Gowina
Najlepszą dietą dla Jarosława Gowina jest interakcja z Donaldem Tuskiem, dla Tomasza Kaczmarka wegetarianizm (co naprawdę widać), a dla Roberta Biedronia filozoficzne rozważania na temat cierpienia i przetrwania gatunków. Z kolei o diecie trudno rozmawia się z Beatą Kempą i Jadwigą Wiśniewską, ale z zupełnie innych przyczyn. Sprawdź wakacyjną dietę polityków. Na przykład Jarosław Gowin uwielbia krewetki, smażone na czosnku, mniam, mniam – przyznaje polityk.
12.07.2013 | aktual.: 12.07.2013 09:08
- Chyba dostrzegła pani, że mi tych kilka kilogramów ubyło? - pyta Tomasz Kaczmarek na wstępie. Rzeczywiście widać postępy, więc poznajmy sekret. - Od niedawna jestem wegetarianinem, może stąd te efekty – przypuszcza poseł. Nie ma specjalnej diety, ale stara się. Czasem się zdarza jakaś wpadka, bardzo tłusta. A nie śni się panu czasem mięso? Nie. A tłusta ryba? - Też nie, śni mi się tłusty Donald Tusk opuszczający scenę polityczną – śmieje się. Hmm, chyba nie chodzi o to, co głodnemu na myśli.
Na pewno nie chodzi również o to Jarosławowi Gowinowi, którego życie kulinarne również w pewien sposób związane jest z premierem. - Moją formą diety jest kampania wewnątrzpartyjna, jestem tak nią pochłonięty, że nie mam czasu na jedzenie – mówi Gowin. Je to co wpada mu w ręce, kompletnie nie zwracając uwagi na to, jak to wpływa na jego tuszę, a i tak czuje, że szczupleje. Czyli adrenalina? - Adrenalina, praca i siłą rzeczy mało jedzenia, nie to żebym chciał wyglądać jak młody bóg, tylko dlatego, że nie mam kiedy jeść – tłumaczy polityk. Więc ile kilogramów spaliły nerwy? - Nie mam wagi, ale od początku kampanii schudłem jedną dziurkę w pasku - odpowiada.
Jarosław Gowin generalnie nie stosuje diet, ale w zamian za to stosował w tym roku prawdziwy post, nic nie jadł przez dziewięć dni. Tak specjalnie? - Właściwie to był czas wielkiego postu, ale zbiegło się to z zapowiedzią mojej dymisji, z której premier potem się wycofał. Ale zanim to zrobił, myślałem, że będę musiał zacząć nowe życie i postanowiłem odnowić się również duchowo - wyznaje. To doświadczenie pokazało mu pewną prawidłowość. - Dawniej myślałem, że jak się nie je tyle czasu, to się umiera. Okazuje się jednak, że człowiekowi nie potrzeba zbyt wiele i tak naprawdę je bardziej dla przyjemności niż potrzeb organizmu – mówi. Czy i on sam sprawia sobie czasem kulinarną przyjemność? - Oczywiście, uwielbiam krewetki, smażone na czosnku, mniam mniam – przyznaje Gowin.
Dla Marka Sawickiego takim szaleństwem jest schabowy albo goloneczka z piwem. Zdarza się to jednak rzadko, bo odkąd rok temu udało mu się schudnąć 10 kg w miesiąc (!), stosuje rygor przez cały rok. Podstawowa zasada to proste i stare ŻP (żryj połowę). OK, to rzeczywiście stare i proste, ale chyba bardziej interesujące jest te 10 kg w miesiąc, co to była za dieta? - Białkowa – mówi Sawicki i nie chce powiedzieć więcej. Wiemy tylko, że została dobrana specjalnie dla niego i bezwzględnie się jej podporządkował. Nadzorowała go córka, która zapewne zna więcej szczegółów.
Z kolei Robert Biedroń nigdy nie musiał stosować żadnej diety, ani "przygotowywać się" na letni sezon. Dużo je, ale też dużo się rusza. To znaczy jemu wydaje się, że dużo je, bo w porównaniu do innych sam stwierdza, że wcale nie je tak wiele. Zawsze zwraca uwagę na to, co je. Właściwie to ma prawdziwie filozoficzne podejście do jedzenia. Mało mięsa. Po pierwsze jest niezdrowe, a po drugie zwierzęta cierpią. Dlatego też stara się nie jeść drobnych zwierząt, tylko duże. - Próbuje minimalizować cierpienie zwierząt, bo np. trzeba zabić więcej kurcząt żeby zaspokoić głód niż jedno duże zwierzę. Również zwracam uwagę na wymierające gatunki, np. ryb – tłumaczy poseł.
Andrzej Dera też ma nietuzinkowe podejście, ale do warzyw, zwłaszcza do pomidorów. Jest prawdziwym ekspertem. Nigdy nie kupi pomidora bez wąchania. - Jak pomidor nie pachnie, to go nie kupię - zdradza. Pomidor po prostu musi mieć ładny zapach i tyle. Wtedy go kupi i zje. Zje ich bardzo dużo, na śniadanie. Czyli sezon letni sprzyja? - Jak najbardziej, wakacje są dobre do odchudzania, bo latem organizm nie potrzebuje dopieszczania kulinarnego – mówi. Co je oprócz pomidorów? Koktajle zsiadłego mleka i świeżych owoców – to na lunch. Ale obiad też jest nietypowy. Np. kalafior z jajkiem sadzonym. A po godzinie 18 już nic. I chudnie.
Klubowa koleżanka Dery ma za to latem wolne! - Jak się przystępuje do diety, to najpierw trzeba porozmawiać z własnym rozumem. Jak mózg nie chce, to co byśmy nie zrobili, to i tak nie schudniemy – mówi rozsądnie Beata Kempa, której zdaniem zupełną głupotą robić tego typu postanowienia w wakacje. Wtedy należy się rozpuszczać, rozpieszczać i robić wszystko co najlepsze. A co jest najlepsze dla Kempy? - Lody i ciasto, co widać - mówi bez skrępowania posłanka. - Od waniliowych po czekoladowe, pod każdą postacią, i w pucharkach, i na patyku, każdy jest mój – dodaje z entuzjazmem.
Na słodko również lubi poszaleć Katarzyna Piekarska, choć nie robi tego z taką swobodą jak Kempa. Bo jest plan. - Jeśli spędzam wakacje u siebie na Mazurach, to zawsze obiecuję sobie zrzucić kilka kilogramów, tam więcej chodzę i pływam – mówi. I podobno na ogół tak się dzieje. - Ale – kontynuuje - jeśli wyjeżdżam za granicę, to wtedy jest inaczej. Jak można nie popróbować lokalnych specjałów? - pyta oskarżycielsko. Wiadomo, że rzadko takie specjały są dietetyczne, ale zagłuszając sumienie (które krzyczy zrzuć 10 kg!), Piekarska tłumaczy sobie, że kuchnia to też element poznawczy innej kultury. Piekarska zaznacza jednak, że w tym roku nigdzie się nie wybiera, więc optymistyczny plan wraca do gry. Czy coś może jednak wybić ją z rytmu? - Ptasie mleczko, potrafię zjeść całe pudełko! I domowe ciasta. Zaczynam od małego kawałeczka i obietnicy długiego spaceru, ale kończy się jak zawsze i moje biodra to czują – mówi pogodzona z losem.
Latem biodra Jadwigi Wiśniewskiejnie czują za to nic. Posłanka ma istny fart. Po prostu uwielbia świeże owoce i warzywa. A jak chce zaszaleć? To samo. Owoce i warzywa. - Truskawki, a zaraz będą wiśnie... - zważywszy na jej nazwisko wcale nas to nie dziwi, ale żeby owoce były największym kulinarnym szaleństwem, naprawdę?! Naprawdę ma fart.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska