Dobra mina do złej gry. Rosyjska armia ma problem z nowoczesnymi czołgami
Straty - gigantyczne. Magazyny - regularnie drenowane. Po trzech latach pełnoskalowej wojny w Ukrainie Rosjanie są zmuszeni do maksymalnego oszczędzania broni pancernej. Czołgi w większych ilościach pojawiają się tylko na najbardziej newralgicznych odcinkach frontu, a nowoczesnych maszyn jest zbyt mało i nie są tak niezawodne, jak zapowiadał Kreml.
W przeddzień agresji na Ukrainę Rosja - według różnych szacunków - miała od ok. 13 tys. czołgów do 17,5 tys. W czynniej służbie znajdowało się prawdopodobnie zaledwie ok. 3 tys., reszta była zmagazynowana.
Według danych przekazanych przez Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy od początku inwazji do stycznia 2025 r. Rosja straciła 9679 z nich. Obecnie ta liczba miała przekroczyć już 10 tys. Z kolei Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS), renomowany brytyjski think tank zajmujący się analizą polityki międzynarodowej, obronności i konfliktów zbrojnych szacuje, że przez trzy lata Ukraińcy zniszczyli ok. 4,4 tys. czołgów.
Tak czy inaczej, straty są gigantyczne, a na front - po remontach i modernizacji - trafiają maszyny kilkudziesięcioletnie: T-54, T-55 i T-62. To dlatego, że rosyjska zbrojeniówka nie jest w stanie dostarczyć w odpowiedniej liczbie czołgów nowych i zaawansowanych technologicznie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie zaskoczeni na froncie. Moment ataku na czołgi armii Putina
Z wielkiej Armaty, została armatka
Plan modernizacji opracowany jeszcze w 2009 r. miał skierować rosyjską armię na nowe tory. Zakładał m.in., że w ciągu dekady armia dostanie 11 tys. nowoczesnych pojazdów pancernych i opancerzonych. W tym nie tylko zmodernizowanych pojazdów z rodzin dotychczas wykorzystywanych, ale również nowych konstrukcji, które miały zrewolucjonizować pole walki.
Rosjanie chcieli przede wszystkim stworzyć jedną uniwersalną platformę gąsienicową, na której miałyby być produkowane: czołg podstawowy, ciężki bojowy wóz piechoty czy bojowy wóz wsparcia. W ramach serii pojazdów gąsienicowych powstał przede wszystkim czołg T-14 Armata, którego ograniczoną produkcję seryjną rozpoczęto w 2016 r., oraz samobieżna haubica 2S35 Koalicja-SW, której od 2013 r. wyprodukowano zaledwie 12 sztuk.
Pozostałe pojazdy z rodziny do dziś istnieją jedynie jako nieliczne prototypy. Np. ciężkich bojowych wozów piechoty T-15 Armata powstało zaledwie trzy sztuki. Z kolei żaden z pojazdów, które miały zdominować pole walki i stać się trzonem pancernych sił rosyjskiej armii, wbrew licznym zapowiedziom, dotychczas nie spełnił oczekiwań.
Już wiosną 2022 r. Rosjanie twierdzili, że czołgi T-14 Armata trafiły na "frontowy" poligon, tyle że w Syrii. Oprócz komunikatu rosyjskiego Ministerstwa Obrony nie ma jednak na to żadnych dowodów. Pierwszy raz Armaty miały być widziane na froncie w październiku 2022 r., ale to również była niepotwierdzona informacja. Dopiero w styczniu 2023 r. roku brytyjski wywiad poinformował, że Rosjanie przygotowują się do wysłania swych najlepszych pojazdów na front - pojawiły się zdjęcia satelitarne pokazujące T-14 na poligonie w niedalekiej odległości od zaplecza frontu.
Brytyjczycy skomentowali, że "każde rozmieszczenie T-14 może być ryzykowną decyzją dla Rosji. Jedenaście lat rozwoju programu było związanych z opóźnieniami, zmniejszeniem planowanej wielkości floty i doniesieniami o problemach produkcyjnych".
W trzy miesiące później agencja RIA poinformowała, że Armaty znalazły się w Ukrainie, "ale nie brały jeszcze udziału w bezpośrednich operacjach szturmowych". Nie brały i do dziś nie wzięły. Najprawdopodobniej w czerwcu ub.r. wróciły do Rosji.
Dwa "najlepsze czołgi świata"
Przyczyna jest banalna. Rosyjski przemysł zbrojeniowy nie potrafił - mimo zapowiedzi - zaprojektować i wykonać nowoczesnych pojazdów, które nie byłyby awaryjne i spełniały wymagania wojska. Prototyp "najlepszego czołgu świata" zepsuł się podczas próby przed paradą 8 maja w 2015 r. i choć minęła dekada, najwyraźniej Armata nadal nie została dopracowana.
Tuż po tym, jak ogłoszono, że T-14 trafi na Ukrainę, w rosyjskich mediach społecznościowych pojawiły się informacje, że załogi nie są zadowolone z czołgu. Duże problemy miał sprawiać silnik i mechanizm przełożenia napędu. Zastosowany napęd okazał się awaryjny oraz zbyt słaby i Armaty miały problemy z pokonywaniem przeszkód terenowych. Do tego nowoczesny system kierowania ogniem jest oparty na zachodnich komponentach. Kiedy się zepsuje, ze względu na sankcje, jest nie do naprawienia.
Siergiej Czemiezow, prezes Rostechu produkującego T-14 utrzymywał jednak, że czołg, ma znacznie lepsze parametry od zachodnich konkurentów, ale nie będzie używany w Ukrainie, ponieważ jest zbyt drogi.
To prawda - Armata w zależności od wersji, wyposażenia oraz technologii zastosowanej w danym egzemplarzu kosztuje według szacunków od 5 do 9 mln dol. Jest jednak i tak tańsza od Abramsów, których najnowsza wersja jest wyceniana na 12 mln.
Pieniądze zaoszczędzone na T-14 miały umożliwić armii rosyjskiej zakup T-90, które kosztują 4,5-5 mln dol. Pewnie dlatego sam Putin zdegradował Armatę i odebrał jej tytuł "najlepszego czołgu świata", przyznając go T-90. I to on, obok T-72B3, będzie podstawowym czołgiem rosyjskiej armii.
Coraz mniej czołgów na froncie
W 2022 r. Rosja miała 350 czołgów T-90A i 67 wersji M w linii i ok. 200 w rezerwie sprzętowej, z tego straciła nieco ponad 200 sztuk. Po przestawieniu rosyjskiego przemysłu w tryb wojenny miesięcznie produkowanych ma być ok. czterdzieści sztuk T-90. To raczej propagandowe doniesienia. W rzeczywistości z taśmy ma schodzić ok. piętnaście maszyn.
T-90M nie radzi sobie ani lepiej, ani gorzej od różnych wersji T-72, które są wołami roboczymi w Ukrainie. Większość walk toczy się w terenie zurbanizowanym, z ograniczonymi możliwościami prowadzenia walki manewrowej, gdzie niewielkie przestrzenie nie są idealne do prowadzenia wojny pancernej. Ponadto pojawienie się nowych zagrożeń, jak dronów, sprawiło, że niektóre środki obrony stały się przestarzałe niezależnie od typu pojazdu.
Najważniejszym czynnikiem jest jednak załoga, która obsługuje sprzęt, a w przypadku Rosjan nie jest to najsilniejsze ogniwo systemu, co wielokrotnie Ukraińcy udowodnili na polu walki. Wszystkie te czynniki sprawiły, że od kilku miesięcy na froncie pojawiają się pojedyncze pojazdy i to w kluczowych miejscach. O silnych uderzeniach Rosjanie mogą pomarzyć.
Ostatnio w sile plutonu, czołgi wspierały w dwóch miejscach uderzenie pod Sudżą, a pod Toreckiem pierwszy raz od niemal dwóch tygodni Rosjanie przeprowadzili atak przy użyciu plutonu czołgów T-72. Z czterech wozów dwa zostały zniszczone przez ukraińskie bezzałogowce, a pozostałe się wycofały.
Zważywszy na duże straty, słabe wyszkolenie załóg i drastycznie rosnące koszty wojny, Rosjanie skupili się na produkcji i remontach najtańszych i najbardziej powszechnych czołgów T-72. Te mają odpowiedni współczynnik jakości, ceny do przeżywalności na froncie. Dlatego Rosjanie wolą wysłać do boju przede wszystkim nieco gorsze czołgi, ale tańsze.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski