"Do Rzeczy": Ziobro wchodzi na drogi

Kolejne rządy co rusz podwyższały kary dla kierowców. Jednak sądy wciąż piratom pobłażały. Dlatego minister sprawiedliwości zabiera się do egzekwowania prawa - pisze Łukasz Zboralski w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Ziobro wchodzi na drogi
Źródło zdjęć: © PAP | Bartłomiej Zborowski

Od dawna jedynym pomysłem na poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach jest podnoszenie kar. To dla polityków najłatwiejsza propaganda. Wystarczy po jakimś spektakularnym wypadku wystąpić na konferencji i zapowiedzieć, że się podwyższa sankcje. Przez ostatnie 20 lat łapali się tego wszyscy. Najłatwiejszym celem byli pijani kierowcy. Chociaż akurat nie oni są podstawowym problemem na drogach, na których w jeden weekend potrafi zginąć blisko 40 osób (ostatni, ciepły weekend na przełomie września i października).

Dwa lata za wypadek

Nikt z polityków nie brał pod uwagę (albo raczej brać nie chciał) sprawy, która każde zaostrzanie kar sprowadzała do zwykłego PR. Czyli tego, jak potem prawo egzekwowane było w sądach. A bezwład wymiaru sprawiedliwości w tych przypadkach był dramatyczny. Wystarczyło przyjrzeć się karaniu tak publicznie piętnowanych kierowców przyłapanych na jeździe w stanie nietrzeźwości (czyli powyżej 0,5 promila alkoholu w organizmie). ITS, który prześledził dane resortu sprawiedliwości, zauważył, że gdy można było takich kierowców skazywać na areszt od miesiąca do trzech lat, to w 90 proc. spraw sędziowie orzekali kary nie wyższe niż rok. W praktyce jednak prawie wszyscy pozostawali bezkarni. Aż 98 proc. kar wymierzanych takim szoferom orzekano bowiem z warunkowym zawieszeniem ich wykonania. Nie inaczej wyglądało karanie kierowców przyłapanych na wykroczeniu (0,2-0,5 promila).

Chociaż można było wymierzać im grzywnę w dziennych stawkach od 10 do 360 zł, to w 70 proc. wypadków otrzymywali kary grzywny w przedziale 300-1500 zł (czyli od jednej do pięciu najwyższych stawek dziennych).

Sądy nie działały też zbyt sprawnie, jeśli chodzi o tych, którzy nie tylko jechali po pijanemu, lecz także w tym stanie powodowali wypadki. Jak wielokrotnie wskazywał Janusz Popiel, szef Alter Ego - Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych, sprawcy takich wypadków nierzadko nie tracili uprawnień do kierowania. W dodatku i oni kary dostawali w zawieszeniu.

W tym kontekście projekt zmian w prawie przygotowany w resorcie Zbigniewa Ziobry, który trafił do publicznych konsultacji, jest nowością. Pal sześć, że zagrożenie ze strony pijanych kierowców w Polsce wcale nie rośnie, ale jeśli mamy ścigać takie wykroczenia, to przynajmniej skutecznie.

I projekt Ziobry ma szansę to "ręcznie" załatwić w nieskorych do wymierzania kar sądach. Podniesie bowiem dolną granicę kary pozbawienia wolności dla sprawców wypadków spowodowanych w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego. Winny takiego wypadku, w którym ktoś zginął lub został ranny, będzie karany co najmniej dwoma latami pozbawienia wolności. Gdy spojrzeć na statystyki, widać, że ta surowsza kara dotyczyć będzie ok. 20 proc. sprawców wypadków. W ubiegłym roku z 112 takich kierowców 22 zostało skazanych na pozbawienie wolności od miesiąca do dwóch lat (w tym 12 karę zawieszono). Na dwa lata więzienia skazanych zostało 23 kierowców (11 w zawieszeniu), a na kary od dwóch do pięciu lat - 45 kierowców (trzech w zawieszeniu).

Bez hołowczyców

Ziobro swoim projektem próbuje też znaleźć lekarstwo na największą bolączkę w polskich sądach - przewlekłość postępowań. W sprawach dotyczących wykroczeń na drodze liczba przedawnień w ostatnich latach stale rosła. W 2013 r. przedawniło się 520 spraw (z 267 921), w 2014 r. - 928 (z 324 445), a w 2015 r. - 1039 (z 340 730). Najgłośniejszym przykładem ostatnich lat była sprawa kierowcy rajdowego Krzysztofa Hołowczyca. Policjanci w 2013 r. przyłapali go w miejscowości Żurominka w nissanie GTR. Z pomiaru funkcjonariuszy wynikało, że na ograniczeniu do 90 km/godz. rajdowiec jechał ponad 200 km/godz. Hołowczyc mandatu nie przyjął i sprawa trafiła do sądu. Ostatecznie biegli uznali, że "Hołek"; przekroczył prędkość nie o 114 km/godz., ale o 71 km/godz., a sąd apelacyjny stwierdził, że rajdowiec był winny. Tyle że zaskarżony wyrok uchylił i postępowanie umorzył. Bo się przedawniło. Rzecznik płockiego sądu wskazywała w mediach, że "niebagatelny wpływ na przedłużenie toku postępowania miała postawa obrońcy i
obwinionego".

Projekt resortu sprawiedliwości wydłuży okres karalności takich przewinień o dwa lata. To oczywiście proteza, ale być może mniej piratów uniknie kar.

Dodatkowo Ziobro postanowił pohamować inne sposoby unikania kar - czyli uciekanie przed drogówką. To oczywiście rzadsze zachowanie niż nieprzyjęcie mandatu na drodze. Z policyjnych statystyk wynika, że takich zachowań przybywa. Postępowań po wnioskach policji z art. 92 Kodeksu wykroczeń wszczynano: w 2013 r. - 17 377, w 2014 r. - 19 709, a w 2015 r. - 23 320.

Ucieczka przed drogówką będzie skutkowała teraz orzeczeniem zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Będzie też za to grozić do pięciu lat więzienia.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
zbigniew ziobrokierowcamandat
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (444)