PolskaDo Rzeczy: Ku chwale ojczyzny

Do Rzeczy: Ku chwale ojczyzny

To dzisiaj najmocniejsza rodzina w Polsce: Kornel Morawiecki został marszałkiem seniorem, jego syn Mateusz – wicepremierem i ministrem rozwoju. Kto następny?

Do Rzeczy: Ku chwale ojczyzny
Źródło zdjęć: © PAP | J.Kamiński/W.Pacewicz

Nestorzy rodu, Michał i Jadwiga Morawieccy z drobnej szlachty herbu Jelita, pobrali się kilka miesięcy przed wojną. Senior brał udział w kampanii wrześniowej, należał do Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Cała rodzina przeżyła powstanie warszawskie. Ocalała też – jako jedna z nielicznych na Pradze - kamienica przy Mińskiej. To tam w 1941 r. urodził się Kornel (jak na patriotę przystało - 3 maja). Dorastał i uczył się w zrujnowanym mieście, ale w 1958 r., gdy nie udało mu się zostać marynarzem i nie dostał się na medycynę, wyjechał na Dolny Śląsk. Na Uniwersytecie Wrocławskim skończył fizykę, obronił doktorat i dostał pracę.

Potem przeniósł się na Politechnikę Wrocławską, gdzie został aż do 2009 r. Już we Wrocławiu poznał starszą o 10 lat Jadwigę. Pobrali się, gdy Kornel miał ledwie 18 lat. Urodziły im się cztery dziewczynki (jedna zmarła kilka miesięcy po porodzie) i syn Mateusz, To dzisiaj najmocniejsza rodzina w Polsce: Kornel Morawiecki został marszałkiem seniorem, jego syn Mateusz, który przyszedł na świat w domu, a jego poród odbierał sam ojciec.

Jaki ojciec, taki syn

Był rok 1968, gdy Kornel Morawiecki objawił się jako polityk: uczestniczył w strajkach studenckich i drukował ulotki potępiające władzę. Kontestował działania komunistów: sprzeciwiał się interwencji w Czechosłowacji, rozwieszał nekrologi po samospaleniu Jana Palacha. Protestował przeciwko tłumieniu protestów robotników w 1970 r. Tworzył podziemny periodyk „Biuletyn Dolnośląski”, ale drukował też po rosyjsku apele do żołnierzy sowieckich w Polsce, za co został zresztą zatrzymany i zwolniony po poręczeniu rektora politechniki. Jana Pawła II witał w ojczyźnie z transparentem „Wiara i Niepodległość”. W domu pod Wrocławiem, zwanym Kornelówką, wzniesionym własnym sumptem z belek po rozbiórkach kamienic, organizował wieczory patriotyczne w rocznice Święta Niepodległości: deklamowano poezję i śpiewano pieśni, czego słuchał młody Mateusz.

W sierpniu 1980 r. Morawiecki senior organizował kolejne protesty we Wrocławiu i budował lokalne struktury Solidarności. Zajmował się poligrafią i w stanie wojennym uniknął internowania, bo nocą przewoził sprzęt do druku. Dzięki temu już 14 grudnia rozdawano pierwszy numer drugoobiegowego „Z Dnia na Dzień”. Morawiecki się ukrywał, ale wciąż działał w konspiracji i w 1982 r. założył radykalną organizację Solidarność Walcząca. Nazwa mówi wszystko: chodziło o „walkę o odzyskanie niepodległości” oraz „budowę Rzeczypospolitej Solidarnej” bez żadnego układania się z władzą i reformowania systemu, z którymi należało walczyć „na wszystkich poziomach i różnymi metodami” (cytaty za manifestem założycielskim). Przykład idzie z góry, więc młody Mateusz – żyjący wtedy piłką nożną i Pismem Świętym – zaczął pomagać ojcu w drukowaniu bibuły. Z czasem włączył się też w działania SW: został nawet zaprzysiężony jako członek. Zrobiono dla niego wyjątek, bo był niepełnoletni. Gdy w
1983 r. poszedł do katedry na mszę św. za ojczyznę, po wyjściu z kościoła zatrzymali go ZOMO-wcy.

„Nazwisko?”. „Morawiecki!”. Wciągnięto go do radiowozu i pobito, co opisał pod pseudonimem w „Biuletynie Dolnośląskim”. Gdy mundurowi porwali Mateusza z ulicy, wywieźli go do lasu i straszyli śmiercią, ojciec w akcji odwetowej zaplanował spalenie domku letniskowego szefa wrocławskiej SB Czesława Błażejewskiego – ostatecznie przez pomyłkę z dymem poszła dacza jego zastępcy. Był też list: „Mam zaszczyt poinformować, że odpowiada Pan osobiście za bezpieczeństwo osobiste członków Solidarności Walczącej i ich rodzin. Z poważaniem, Kornel Morawiecki”. Mateusz nie dał się zastraszyć i działał dalej. Mówi o tym jego biogram w „Encyklopedii Solidarności”: „Od 13 XII 1981 uczestnik malowania napisów na murach, zrywania komunistycznych flag, rozwieszania transparentów, rozklejania plakatów i ulotek, druku i kolportażu podziemnych pism, demonstracji organizowanych przez wrocławską opozycję, w czasie których został parokrotnie dotkliwie pobity. W latach 1983–1986 po rewizjach w mieszkaniu (prawie cotygodniowych)
wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany ws. ukrywającego się ojca Kornela Morawieckiego i innych działaczy. W czasie przesłuchań używano wobec niego przemocy fizycznej, grożono bronią palną oraz wyrządzeniem krzywdy matce i siostrom”.

Znamienne, że BZ WBK, któremu Morawiecki junior przez osiem lat prezesował, wspierał potem liczne projekty patriotyczne: w tym właśnie wydanie „Encyklopedii Solidarności”. A także budowę pomników żołnierzy wyklętych, ofiar obławy augustowskiej, obozu w Konstantynowie Łódzkim, produkcję filmu o śmierci gen. Sikorskiego, „Czarnego czwartku” Antoniego Krauzego, „1920. Bitwa Warszawska” Jerzego Hoffmana i serialu „Czas honoru”. Bank został mecenasem Muzeum Powstania Warszawskiego, jego logo pojawiało się przy wielu rocznicach historycznych. Do tego Morawiecki promował patriotyzm gospodarczy, bo przecież „dbając o kulturę i dziedzictwo narodowe, budujemy tożsamość, a tym samym przywiązanie do tutejszych marek, produktów, usług”.

To dlatego o banku, choć miał udziały irlandzkie i hiszpańskie, mówiono, że jest „ministerstwem polskiej kultury i dziedzictwa narodowego”. Morawiecki dopominał się też o szacunek dla ludzi opozycji demokratycznej z czasów PRL, głównie tych zapomnianych, którzy poświęcili swoje zdrowie, za co nikt nie powiedział im „dziękuję”. Dla działaczy Solidarności Walczącej zainicjował powołanie sanatorium w Jastrzębiej Górze. Założył również fundację, która wspiera weteranów. Do pewnego stopnia chodziło także o jego ojca, Kornela Morawieckiego, którego Polska – przynajmniej ta polityczna – długo odrzucała.

Iść pod prąd

Kornel Morawiecki już w 1990 r. zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich, jednak nie zebrał wymaganej liczby podpisów. Założył Partię Wolności, z którą kandydował do parlamentu, ale nie pomógł wywrócony przed kamerami okrągły stolik, co miało symbolizować sprzeciw wobec porozumień Okrągłego Stołu. W kolejnych wyborach również nie było lepiej, choć stawiał na różne konie: Ruch dla Rzeczypospolitej, Ruch Odbudowy Polski, PiS (jako kandydat bezpartyjny) i własny komitet Wolni i Solidarni z Wrocławia – posłem ani senatorem nie został. W 2010 r. znów bił się o prezydenturę kraju, lecz zajął 10. (ostatnie) miejsce; w późniejszych wyborach samorządowych nie wszedł nawet do sejmiku województwa dolnośląskiego! I dopiero teraz, gdy otworzył sejmową listę w okręgu wrocławskim partii Kukiz’15, przestał być wiecznym opozycjonistą: otrzymał 26 101 głosów i mandat poselski. Prezydent Andrzej Duda mianował go marszałkiem seniorem Sejmu VIII kadencji. Losy ojca i syna znowu się splotły, bo w tym samym czasie do
wielkiej polityki wszedł także Mateusz. Co prawda kilkanaście lat temu był już radnym sejmiku województwa dolnośląskiego (startował z ostatnich miejsc list AWS, wygrał po brawurowej kampanii), a za premierostwa Donalda Tuska wszedł do jego rady gospodarczej (zrezygnował w 2012 r.) i miał też otrzymać propozycję objęcia schedy po ministrze Rostowskim.

Jednak dopiero teraz – w rządzie PiS – sięgnął po wyższą stawkę. Do partii zbliżył się dzięki śp. Aleksandrze Natalli-Świat, wiceprezes z Wrocławia, specjalistce od gospodarki. Współpracował też z Beatą Szydło. Najważniejsze jednak, że oczarował Jarosława Kaczyńskiego, bo zamiast się mizdrzyć, przygotował mu po prostu listę wyzwań: budowę mocnego eksportu i konkurencyjnej gospodarki, aby zwiększyć inwestycje. Podkreślał też, że naszym problemem jest rozbuchany konsumpcjonizm w stosunku do skromnych możliwości, co po upadku komunizmu było jeszcze zrozumiałe, ale na pewno nie teraz. Mateusz Morawiecki zawsze lubił iść pod prąd. Już w podstawówce był niesforny i uparty. Wypisał się ze szkoły muzycznej, bo nuty go nie interesowały. Był ambitny – gdy ojciec wyzwał go na pojedynek szachowy, nauczył się grać tak dobrze, że dał mu mata. Wiedzę też pochłaniał. Skończył historię na Uniwersytecie Wrocławskim. Pracę magisterską poświęcił „Genezie i pierwszym latom Solidarności Walczącej”. Materiały zbierał głównie w
domu – czerpał z doświadczeń ojca i ze swoich – ale nagrał też wiele rozmów z działaczami tamtych lat, co stanowi dziś bezcenny materiał źródłowy o SW. Nie miał litości dla tych, którzy podjęli współpracę z SB, i ujawnił ich nazwiska. Sam nie złożył broni i pod koniec lat 80. wciąż walczył z komuną: brał udział w strajkach okupacyjnych na uniwersytecie, wydawał gazetę „Wolni i Solidarni”.

W szalonych latach 90. imał się różnych zajęć. Razem ze Zbigniewem Jagiełłą, dzisiaj prezesem PKO BP, stworzyli spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością – Kompania Przemysłowo-Handlowa Reverentia – która działała w branży: „sprzedaż hurtowa niewyspecjalizowana”. Obracali, czym się dało: sprzętem przeciwpożarowym, artykułami medycznymi i ogrodniczymi, ubraniami. Wiedzę praktyczną uzupełniała teoretyczna – studia Business Administration na Politechnice Wrocławskiej realizowane przez Central Connecticut State University, potem dyplom MBA w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, podyplomowy kierunek prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie w Hamburgu, Advanced Executive Program w Kellogg School of Management przy amerykańskim Uniwersytecie Northwestern w Evanston. Były też projekty badawcze dotyczące bankowości i makroekonomii na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. Wiedza poparta znajomością języków procentowała: Morawiecki junior w 1997 r. pracował w UKIE, gdzie szykował
strategie negocjacyjne polskiego przystąpienia do UE. Odbył staż w Deutsche Bundesbanku, by w 1998 r. przejść do Banku Zachodniego, gdzie wspinał się po szczeblach kariery: był doradcą prezesa zarządu, dyrektorem banku, członkiem zarządu.

Osiem lat temu objął prezesurę i prowadził brawurową ekspansję przez kolejne fuzje, dzięki czemu BZ WBK stał się trzecią siłą na polskim rynku bankowym. Pracownicy mówią: pracowity i zdeterminowany, ale też apodyktyczny i wymagający – wobec nich i siebie. Znów szedł pod prąd. Był sceptycznie nastawiony do przyjęcia euro, gdy inni wychwalali wspólną walutę, popierał zaostrzenie badania zdolności kredytowej, chciał wprowadzenia zakazu udzielania kredytów walutowych, w tym we frankach. „Cieszy powołanie na to stanowisko pana Mateusza Morawieckiego. Stanie on na czele bardzo dobrego zespołu zarządzającego, a jego doświadczenie będzie nieocenione we wspieraniu rozwoju tej instytucji”. To nie jest komentarz do ostatniego awansu. Tymi słowami rada nadzorcza BZ WBK oceniała wybór nowego prezesa.

Rozwinąć Polskę

Dlaczego więc, zwłaszcza po sukcesach, postanowił zrezygnować i porzucił stanowisko, na którym zarabiał – jak wyliczono – 24 razy więcej niż teraz? „Polska to sprawa najważniejsza. Dlatego zdecydowałem się przyjąć godność sprawowania urzędu wicepremiera i ministra rozwoju, wierząc, że jest to potrzebne krajowi. Wiem, że moje doświadczenie wesprze realizację ambitnych celów, które pozwolą nam rozwinąć Polskę” – tłumaczył. Na niedawnym X Kongresie Obywatelskim na Politechnice Warszawskiej mówił: „Polska albo będzie wielka, albo nie będzie jej wcale”. Nic dziwnego, że ojciec mówi o synu, że „ma taką polską duszę”.

Znajomi tłumaczą, że Morawiecki junior wybrał amerykański model kariery. Najpierw zdobył solidne wykształcenie, potem spełnił się w biznesie i wreszcie zaczął realizować się jako państwowiec. Sceptycy wyrzucają odziedziczoną schedę po ojcu: brak doświadczenia w branży i przede wszystkim polityczną naiwność, co pewnie jest szlachetną cechą, ale często bezwzględnie wykorzystywaną. Morawiecki miał jednak mocną kartę przetargową, więc wywalczył silną pozycję w rządzie, i to raczej jego będzie się słuchać. Zwłaszcza że ma wizję nie tylko gospodarczą, lecz także społeczną. Zachęca młodych Polaków do powrotu z zagranicznych studiów, bo są kreatywni, znają rynki i mechanizmy, więc sami będą mogli wiele. Słowem: „Polska was potrzebuje”. Tak jak jego.

Po objęciu urzędów na gratulacje, które spływały lawiną SMS-ów, odpowiadał każdemu: „Ku chwale Ojczyzny!”. Co dalej? Morawiecki junior ma oddaną żonę Iwonę i czworo dzieci. Córka i syn są już na studiach, dwoje najmłodszych chodzi jeszcze do przedszkola. Jeśli wszystkie będą wychowane tak, jak on sam był uczony, a nie zanosi się na to, by było inaczej, dynastia Morawieckich w polskiej polityce może trochę potrwać.

Jakub Kowalski
Najnowszy numer do rzeczy od poniedziałku w kioskach!

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (768)