Polska"Do Rzeczy": Krajobraz przed bitwą

"Do Rzeczy": Krajobraz przed bitwą

Rząd Beaty Szydło ma bardzo dobry punkt wyjścia. Jednak oczekiwania społeczne względem niego są jeszcze większe - czytamy w tygodniku "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Krajobraz przed bitwą
Źródło zdjęć: © FORUM | Krystian Maj

03.11.2015 | aktual.: 30.06.2016 18:07

Obóz prawicy kierowany przez Jarosława Kaczyńskiego zdobył prawie wszystko. Samodzielną większość w Sejmie - niespełnione marzenie Leszka Millera i Donalda Tuska - większość w Senacie, prezydenta. Przy czym słowo "zdobył" należy właściwie zamienić na "otrzymał". Jest to bowiem wyraz wielkiego zniechęcenia wyborców Platformą oraz dużego zaufania, jakim głosujący obdarzyli PiS. Wprawdzie wynik procentowy jest niższy, niż osiągali zwycięzcy w poprzednich latach, ale też nie było wtedy tak wysokiej frekwencji w wyborach parlamentarnych. Wyrazem społecznego zaufania są sukcesy PiS w tych miejscach i grupach społecznych, gdzie dotąd miał słabe wyniki.

Sytuacja jest korzystniejsza dla PiS w porównaniu z okresem 2005-2007. Opozycja będzie dużo słabsza. PO jest poturbowana porażką, czeka ją walka o przywództwo, a na dodatek nie widać na horyzoncie lidera o formacie i determinacji Donalda Tuska. Pierwsze nieestetyczne pyskówki między prominentnymi politykami tej partii dają przedsmak tego, co może tam się zdarzyć. Członkowie PO mówią, że nie jest wykluczony nawet rozłam. Grupa około 40 posłów zgrupowanych wokół Grzegorza Schetyny to potencjalni frondyści, jeśli Ewa Kopacz nadal będzie próbowała ich marginalizować.

Lewica jest poza Sejmem, a w niektórych sprawach - np. przyspieszenia wyborów sejmikowych - ma wspólny interes z PiS. Zagadką jest partia Ryszarda Petru, która może wykazać się sporym potencjałem rozwojowym, ale najpierw jej liderzy i działacze muszą nauczyć się politycznej gry. Ugrupowanie Pawła Kukiza i resztki PSL łatwo będzie kupić lub sterroryzować wizją przedterminowych wyborów. Takiej siły jak w latach 2005–2007 nie ma już medialny mainstream.

Wiele zarzutów wobec PiS - np. o populizm gospodarczy czy działania służb - straciło moc, bo tak samo można je postawić rządom Platformy. Medialny główny nurt bywał w tym czasie stronniczy, więc jego krytyka nie będzie przekonująca. Na dodatek te media ogrywane są przez Internet, który piętnuje manipulacje, wywiera zauważalny wpływ na dziennikarzy, a co najważniejsze - jest podstawowym źródłem informacji dla najmłodszych przedstawicieli opinii publicznej.

Zatem największym zagrożeniem dla PiS jest sam PiS. Arogancja, niespełnienie rozbudzonych nadziei, oszukiwanie społeczeństwa. Nawiązując do jednej z ocen Ludwika Dorna pod adresem kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy - naród będzie szczęśliwy, gdy zostanie spełniona chociaż część obietnic. Część odpowiednio znacząca.

Marsz na samorządy

Na razie PiS jest na fali. Poparcie, notowane sondażami, będzie rosło przez najbliższe miesiące. To zwykła zależność, którą odnotowywano na początku działalności każdego rządu. Duża też będzie cierpliwość społeczeństwa, które rozumie, że rząd potrzebuje czasu na wprowadzenie rozwiązań obiecywanych podczas kampanii wyborczej. PiS sprzyja tendencja - odnotowana w badaniach opinii publicznej - do premiowania zgodnej współpracy politycznej i skupienia władzy w jednym ośrodku. Z tego powodu PiS, w jakiejś skrajnej sytuacji, nie będzie się bał używać groźby przedterminowych wyborów parlamentarnych. Co więcej, będzie dążył do przejęcia władzy w samorządach.

Dzisiaj bowiem rządzi tylko w jednym sejmiku, a PO u szczytu swej władzy miała je wszystkie. PiS jasno zapowiadał chęć skrócenia kadencji sejmików wybranych w 2014 r. Technicznie jest to dziecinnie proste, bo spośród szczebli samorządu tylko gmina jest umocowana w konstytucji. Kadencję sejmików wojewódzkich można skrócić ustawą np. o przerysowaniu granic administracyjnych kraju. Tu PiS jest w komfortowej sytuacji, bo 17 lat po stworzeniu obecnego modelu samorządowo-administracyjnego w wielu miejscach Polski bez trudu odezwą się lokalne inicjatywy dążące do jego rewizji.

Do tego może dojść to, co najbardziej motywuje PiS, czyli wynik prac Fundacji Batorego, która bada czystość wyborów 2014 r. Oprócz tego PiS będzie próbował tu i ówdzie odwoływać, za pomocą referendów, prezydentów miast.

Nowemu rządowi będzie potrzebna też krytyka. Los ekipy PO jest tego najlepszym dowodem, bo została ona rozpieszczona i zagłaskana na śmierć przez życzliwe jej media.

Liczba wyborców PiS - 5 mln 711 tys. - to najlepszy wynik tej partii w wyborach parlamentarnych. Nie jest to jednak polski rekord po 1989 r. Milion wyborców więcej miała PO w 2007 r. Straciła też ich w dość szybkim tempie. O milion ludzi mniej zagłosowało na partię Tuska w 2011 r. i potem kolejny milion odpłynął, tak że teraz PO uzyskała 3 mln 661 tys. głosów. Powinno to być memento dla PiS. Oczywiście dzisiaj, gdy nie ma jeszcze rządu, jest czymś skrajnie nieuczciwym rozliczanie - a dzieje się to już w niektórych mediach - z obietnic i działalności.

Od PiS wychodziły sygnały, które budzą niepokój. To intrygi wokół Szydło, czego niedawnym przejawem było wypuszczenie pogłoski o tym, że na czele rządu stanie nie ona, ale prof. Piotr Gliński. Być może wyszło to nawet z otoczenia Szydło, aby wzmocnić jej pozycję lub aby nakłonić Komitet Polityczny PiS do podjęcia szybszej decyzji w sprawie oficjalnej nominacji.

Nieprzecięte spekulacje

Nie dodaje jej także tzw. giełda nazwisk. Przymuszona rozwojem sytuacji Szydło wskazała tylko na Jarosława Gowina jako przyszłego szefa MON. A dlaczego nie innych? Przynajmniej części - bo wiadomo, że zdarzają się sytuacje targów o stanowiska lub poszukiwania odpowiedniego kandydata do ostatniej chwili. Wiadomo, że Piotr Naimski nie ma konkurencji do obsadzenia stanowiska ministra energetyki, jeśli zostanie stworzony taki resort. Spokojnie można było ujawnić jego nazwisko. Podobnie jest z Mariuszem Błaszczakiem, który przygotowuje się do objęcia funkcji szefa MSW. Wiadomo, że rozmawia z kandydatami na wiceministrów. Przy okazji wszystko wskazuje na to, że Błaszczak będzie wicepremierem. Jeśli już wiadomo, że Małgorzata Wassermann osiągnęła rewelacyjny wynik wyborczy, to może nie trzeba dłużej zwlekać z zapowiedzią, że obejmie resort sprawiedliwości. Liczba pretendentów do objęcia MSZ ogranicza się do trzech nazwisk - Kazimierz M. Ujazdowski, Witold Waszczykowski i Ryszard Legutko. Tu, ze względu na znaczenie
ministerstwa, Szydło już dawno powinna mieć możliwość ogłoszenia nazwiska.

Być może dałoby się też wcześniej ogłosić kandydata na ministra finansów, bo krążą tu najróżniejsze plotki, budząc ekscytację ludzi biznesu. Słychać np., że szefem tego resortu zostanie ekonomista prof. Konrad Raczkowski, naukowiec o bardzo ciekawym życiorysie. Pojawia się też nazwisko prezesa Banku Zachodniego WBK Mateusza Morawieckiego. Mówi się również o nim, że stanie na czele potężnego nowego resortu - Ministerstwa Gospodarki i Rozwoju. Przy czym plotka goni plotkę i teraz słychać, że Morawiecki został wezwany przez właściciela BZ WBK, hiszpańską grupę Santander, aby objął lukratywną funkcję w centrali grupy.

Potrzeba konkretu

Rząd Szydło musi też zmierzyć się z powszechną niewiarą "komentatoriatu" co do realności zapowiedzi ekonomicznych. "Wprawdzie Prawo i Sprawiedliwość ma gotowe projekty ustaw o powrocie do poprzedniego wieku emerytalnego, o podniesieniu kwoty wolnej od podatku z 3 do 8 tysięcy w podatku PIT, wreszcie projekt ustawy o dodatku wynoszącym 500 zł na drugie i każde kolejne dziecko w rodzinach zamożniejszych i na pierwsze w rodzinach mniej zamożnych, ale ich uchwalenie odbędzie się po konsultacjach z głównymi centralami związków zawodowych i być może modyfikacjami z tego wynikającymi" - pisze na blogu Zbigniew Kuźmiuk. Zapowiedzi zaczynają konkretyzować się co do dat.

Joachim Brudziński i Henryk Kowalczyk zapowiedzieli, że dodatek 500 zł może być uruchomiony w połowie 2016 r. Kwota wolna od podatku może być wprowadzona dopiero w następnym roku budżetowym, ale byłoby dziwne, gdyby po 1 stycznia 2017 r. nie było tu choćby drobnej zmiany na plus. Szybko można dać prawo rodzicom sześciolatków do dobrowolnego ich posyłania do szkół. Jeszcze szybciej i na dodatek bez kosztów da się przegłosować w Sejmie tzw. pakiet demokratyczny.

Nie da się zrzucić winy na wetującego prezydenta czy sabotującego koalicjanta. Może da się na zapowiadany kryzys chińskiej gospodarki - o ile się zdarzy i o ile Polacy zaakceptują takie tłumaczenia. Jeśli bowiem chodzi o sytuację wewnętrzną, to PiS jest w położeniu bohatera przysłowia o bogaczu, któremu nawet kogut znosi jajka.

Piotr Gursztyn

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (111)