"Do Rzeczy": KOD nie zna się na żartach
- KOD sam się prosi o satyrę. Niestety, "obrońcy demokracji" nie mają dystansu do siebie - powiedział Mikołaj Cieślak z Kabaretu Moralnego Niepokoju w rozmowie z Maciejem Pieczyńskim z "Do Rzeczy". Przytacza przy tym historię ze swoim komentarzem umieszczonym na profilu KOD na Facebooku, po którym został "zbanowany". Satyryk podkreśla także, że są granice krytyki. - Jeżeli ktoś w debacie publicznej nazywa Kaczyńskiego głupim kurduplem i faszystą, to dyskusja się kończy. Nie bawi mnie też, gdy ktoś twierdzi, że Tusk ma krew na rękach - mówi.
Maciej Pieczyński: Dyrektor TVP2 Maciej Chmiel, tłumacząc zmiany na scenie rozrywkowej "Dwójki", stwierdził, że kabaret w telewizji publicznej powinien wywoływać u widzów śmiech, a nie rechot. Co pan na to?
Mikołaj Cieślak: Powiem krótko: zgadzam się z tym, co powiedział Maciej Chmiel. Czego jak czego, ale tak wyrażonej zmiany na pewno się nie boję.
Z czego będziecie się śmiać w odnowionym cyklu "Dzięki Bogu już weekend"?
- Wolałbym być rzecznikiem siebie i KMN niż telewizyjnych cykli, za których humor nie odpowiadam. Nasz udział ogranicza się do jednego odcinka, do którego nakręciliśmy dwa premierowe numery. Jeden z nich to nasze ujęcie tematu Komitetu Obrony Demokracji. Wystąpimy jeszcze, wspólnie z Robertem Górskim, w jednym odcinku z udziałem kabaretu Na Koniec Świata. Pokażemy numer promujący program, nad którym właśnie pracujemy: "Malarstwo polskie według". Sam fakt, że tematem będzie sztuka, świadczy o tym, że mierzymy raczej w śmiech niż rechot widzów. Poza tym to kontynuacja jednych z naszych ulubionych cykli, czyli wcześniejszych "Historii Polski…" i "Historii świata".
Szymon Majewski twierdzi, że warto się śmiać zwłaszcza z polityków, z którymi się sympatyzuje.
- My w KMN śmiejemy się ze wszystkich. Mamy też oczywiście swoje prywatne sympatie polityczne, natomiast Robert tak to potrafi świetnie przedestylować, że nie widać tego na scenie. Jeżeli humor jest na poziomie i dotyczy pewnych zjawisk, a nie konkretnych osób, to jest w porządku. Nie lubię, gdy komuś na dźwięk nazwiska Tusk czy Kaczyński odcina umysł. Są bowiem takie osoby, z którymi w pewnym momencie kończy się rozmowa, a zaczyna jednostronne polityczne nawalanie. Ja tego nie lubię. Wszyscy powinni dostawać po głowie równomiernie, jeżeli na to zasługują. Teraz niby wypada się śmiać z PiS jako z władzy, ale to nie znaczy, że na przykład KOD jest święty.
Kto ma większy dystans do siebie - mohery czy lemingi?
- Fajnie się rozmawia z ludźmi, którzy są otwarci na dyskusję i nie zamykają się w swoich pancerzach. Wiadomo, że politycy i sympatycy wszystkich opcji popełniają błędy. Jednak jeśli ktoś mi mówi, że wszystko, co robi PO, jest dobre, a wszystko, co robi PiS, jest złe, to jest to kompletna lemingoza. I odwrotnie: jeżeli ktoś uważa, że PiS nie popełnia błędów, a PO to samo zło, to jest to objaw kompletnego moheryzmu. Jednak są oczywiście granice krytyki, których przekroczenie nie ma nic wspólnego z jakkolwiek pojmowanym poczuciem humoru czy dystansem. Jeżeli ktoś na przykład w debacie publicznej nazywa Kaczyńskiego głupim kurduplem i faszystą, to dyskusja się kończy. Nie bawi mnie też, gdy ktoś twierdzi, że Tusk ma krew na rękach. Aby dyskutować, trzeba odłożyć pałkę, czyli w tym przypadku takie "argumenty".
Co jest zabawnego w KOD?
- Powiem, co o KOD myślę jako Mikołaj Cieślak, nie jako KMN. Dla mnie to jest bardzo zabawna organizacja. Zawsze kiedy wydaje mi się, że już powoli kończą się jej sympatykom powody do demonstrowania, oni mnie zaskakują i wymyślają jakiś kolejny pretekst. Tak jak ostatnio w przypadku „obrony” Lecha Wałęsy. Sytuacja wygląda tak: gen. Kiszczak miał w szafie odpowiednie dokumenty gwarantujące mu bezpieczeństwo, pani Kiszczakowa zaniosła je do IPN, a mianowany przecież przez Platformę prezes tej instytucji ujawnił te papiery. I teraz: Przed kim broni Lecha Wałęsę ta demonstracja? Mówiąc serio, powinna chyba przed Kiszczakiem, esbecją, bo to jest źródło tych dokumentów. Tu jest zawleczka tego granatu. Jednak nie, wróg jest gdzie indziej i jest niski. To tak bezsensowne, że aż śmieszne. I jeszcze jedno… Wpadłem w Internecie na takie zdjęcie: siedzą Lech Wałęsa, Mieczysław Wachowski, Mateusz Kijowski i jeszcze parę osób z KOD, a w tle: krzyż, flaga i portret papieża Polaka. Jak widzę takie zdjęcie, to w głowie mi
się miesza. Komedia.
Świetny materiał na skecz?
- Tak, KOD sam się prosi o satyrę. Niestety, "obrońcy demokracji" nie mają dystansu do siebie. Odwiedziłem ostatnio stronę facebookową KOD i napisałem na tablicy, że jakby im się skończyły pomysły na demonstracje, to słyszałem, że reżim wyrzuca z telewizji "Klan", więc warto to oprotestować. To był tylko żartobliwy komentarz...
I pewnie został potraktowany poważnie.
- Po dwóch minutach administrator nie tylko usunął mój komentarz, lecz także odebrał mi możliwość dodawania komentarzy. Zostałem "zbanowany". Tak mnie potraktowali obrońcy demokracji. A przecież to nie był żaden hejt, nic niekulturalnego, obraźliwego. To był całkiem, myślę, dobry żart. "Obrońcy demokracji" mają zawsze tyle "zabawnych" transparentów, wyglądają na ludzi, którzy mają luz, poczucie humoru, ale nie w stosunku do siebie.
Co ostatnio szczególnie bawi pana w polityce?
- Na przykład nominacja na szefa stadniny koni w Janowie Podlaskim człowieka, który przyznał, że nie miał nigdy nic wspólnego z końmi, ale jak je tylko zobaczył, stwierdził, że teraz to będzie jego pasja. To tak jak mianować szefem banku kogoś, kto nie jest ekonomistą, nie miał z ekonomią do czynienia, ale zobaczył banknoty w sejfie i stwierdził, że teraz to będzie jego hobby!
Który polityk jest najlepszy do parodiowania?
- Oczywiście z każdego można się pośmiać. Leszek Miller wydaje mi się szczególnie charakterystycznym, wdzięcznym obiektem do parodiowania.
A Petru ma potencjał komiczny?
- Tak, sądząc po jego mniemaniu o sobie, to Garibaldi, Piłsudski i Dmowski w jednej osobie, uśpiony mąż stanu, tylko trzeba dać mu szansę. Biedny, już naprawdę chyba nie wie, co zrobić, żeby uratować nasz kraj. Mówię tak, bo kiedyś zaufałem jego prognozom frankowym.
Wspominał pan w jednym z wywiadów, że za poprzednich rządów PiS nie było cenzury w TVP. Jak będzie teraz?
- Czytałem wywiad z prezesem Kurskim, który przypomniał o żartach Roberta Górskiego na gali Telekamer, mówiąc, że jeśli w ten sposób można robić humor polityczny, to on usiądzie w pierwszym rzędzie. Nie wiem, czy zdania nie zmieni, ale to były ostre w stosunku do Kurskiego i PiS teksty.
Czy podział ideologiczny w polskim społeczeństwie mocno dotyka także poczucia humoru?
- Na występach Kabaretu Moralnego Niepokoju, w trasie, raczej nie dotykamy tematów politycznych. Tej polityki w domach nasi widzowie mają tak dużo, że nie chcemy im robić dokładki. Poza tym lubimy grać skecze, które się nie starzeją po miesiącu, a z polityką różnie bywa.
To z czego Polacy śmieją się ponad podziałami?
- Z tego, co zawsze – z obyczajów, sytuacji domowych, rodzinnych. Mamy też dobre wyczucie abstrakcyjnego humoru. Inaczej niż Austriacy, którzy nie mają poczucia humoru. Jeden był na naszym występie w Wiedniu i nie śmiał się wcale (śmiech).
Nowy numer tygodnika "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach