Świat"Do Rzeczy": Francuski totalitaryzm aborcyjny

"Do Rzeczy": Francuski totalitaryzm aborcyjny

Za negowanie "prawa do aborcji" grozi we Francji nie tylko medialny i polityczny lincz, lecz także odpowiedzialność karna. A statystyki wykonywanych aborcji są coraz bardziej przerażające - pisze Olivier Bault w nowym numerze tygodnika "Do Rzeczy".

"Do Rzeczy": Francuski totalitaryzm aborcyjny
Źródło zdjęć: © Fotolia | homonstock

14.10.2016 | aktual.: 14.10.2016 11:57

Co myśleć o kraju, w którym wkrótce będzie można ścigać i karać autorów stron internetowych informujących o negatywnych skutkach aborcji i proponujących poradę oraz pomoc kobietom myślącym o przerwaniu ciąży, aby umożliwić im zatrzymanie dziecka? O kraju, gdzie szpitale, w których wykonywane są aborcje, nie udzielają już informacji o dostępnej pomocy dla kobiet w ciąży w trudnej sytuacji życiowej z obawy przed oskarżeniami o utrudnianie dostępu do aborcji? O kraju, w którym rząd rozsyła do regionalnych oddziałów odpowiedzialnych za wprowadzanie państwowej polityki zdrowotnej kwoty aborcji, które szpitale w danym regionie są zobowiązane wykonywać, w wysokości jedna aborcja na cztery urodzenia? Chociaż trudno w to uwierzyć, taka instrukcja, mająca wymusić równy dostęp do aborcji w całym kraju, została rozesłana do regionalnych agencji zdrowia (ARS) przez francuską minister spraw socjalnych i zdrowia Marisol Touraine w lipcu br.

Pro-life na celowniku

Teraz francuski rząd wpadł na nowy pomysł promowania nieskrępowanej aborcji. Sformułowała go pani minister ds. rodziny, dzieci i praw kobiet Laurence Rossignol, a odniósł się do niego kard. André Vingt-Trois, arcybiskup Paryża i były przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji, w następujących słowach: "Jeśli uda się zakazać mówienia o skutkach aborcji, to wejdziemy już zupełnie w sferę kontroli umysłów i dyktatury totalitarnej wizji aborcji". Projekt pani minister, który trafił już do parlamentu, dotyczy mianowicie rozszerzenia pojęcia przestępstwa utrudniania aborcji do publikowania w Internecie informacji o aborcji, które ministerstwo uzna za kłamliwe i które mogą odwieść kobiety od tego procederu, proponując różne formy pomocy. Jean-Frédéric Poisson, jedyny kandydat krytykujący masową aborcję w prawyborach francuskiej centroprawicy, przestrzega też przed nadchodzącym totalitaryzmem we Francji. Nowe pojęcie nazwane po francusku "délit d’entrave numérique", czyli przestępstwo cyfrowego utrudniania
aborcji, brzmi jak ponury żart. Na celowniku są internetowe portale pro-life, które od dłuższego czasu były krytykowane przez trzecią skrajną feministkę obecną w socjalistycznym rządzie: panią minister oświaty Najat Vallaud-Belkacem.

- Tymczasem strona rządowa Ivg.gouv.fr to majstersztyk w dziedzinie kłamstwa i manipulacji świadomością - powiedziała "Do Rzeczy" w telefonicznym wywiadzie Sabine Faivre, autorka książki "La vérité sur l’avortement aujourd’hui" ("Prawda o aborcji dzisiaj"). - To jest walka ideologiczna. Musimy przywrócić prawdę pomimo przeciwności, ale problem jest dziś taki, że we Francji zaczyna się to wiązać z ryzykiem, iż wsadzą nas za to do więzienia - mówi Sabine Faivre. Wchodząc na rządową stronę o aborcji, mającą doradzać kobietom rozważającym aborcję, rzeczywiście trudno nie dostrzec w publikowanych na portalu treściach ogromu manipulacji ze strony skrajnie zideologizowanego socjalistycznego rządu. Nie dość, że nie są tam proponowane żadne alternatywy dla aborcji, to jeszcze nie ma nawet mowy o dziecku lub nawet płodzie albo zarodku. Jest tylko "zawartość macicy", a istnienie jakiegokolwiek syndromu postaborcyjnego jest wprost negowane jako kłamliwy wymysł ruchów pro-life.

Wbrew propagandzie

Alliance Vita, które należy do organizacji będących na celowniku obecnego rządu, opublikowało pod koniec września badanie opinii publicznej zamówione w instytucie badawczym IFOP. Z sondażu tego wynika, że 72 proc. Francuzów uważa, pomimo całej propagandy medialnej i szkolnej zmierzającej do banalizacji aborcji, że powinno się bardziej pomagać kobietom, aby mogły unikać aborcji w przypadku niechcianej ciąży. 84 proc. badanych chciałoby, aby oferta dostępnych form pomocy była przekazywana wraz z książeczką wydawaną kobiecie na samym początku ciąży. I wbrew propagandzie rządu 89 proc. Francuzów jest zdania, że aborcja zostawia ślady w psychice kobiety w stopniu utrudniającym jej życie. Próbując negować problemy związane z przeżywaniem aborcji, gdy szukano świadectw kobiet w ramach kampanii na rzecz promowania "prawa do aborcji", ministerstwo zdrowia odrzuciło kandydatury tych, które przeżywały trudności po przerwaniu ciąży. Kobiety te powiedziały o swoich doświadczeniach w dostępnym w Internecie reportażu
zrealizowanym przez dziennikarkę Charlotte d’Ornellas.

Francuska ustawa zmieniona w 2014 r. na wniosek Laurence Rossignol z poparciem Najat Vallaud-Belkacem (która była wtedy ministrem praw kobiet) stanowi, że podlega karze dwóch lat pozbawienia wolności i grzywnie w wysokości 30 tys. euro każdy, kto usiłuje przeszkodzić w procederze przerwania ciąży lub w procedurach poprzedzających przerwanie ciąży, utrudniając w jakikolwiek sposób dostęp do ośrodków, gdzie wykonywane są aborcje, lub pracę tych ośrodków albo wywierając presję moralną i psychologiczną na pracowników medycznych i innych pracujących w tych ośrodkach lub na kobiety, które przybyły do tych ośrodków, aby uzyskać informacje o możliwości przerwania ciąży. Problem w tym, że ustawa jest na tyle mglista, iż przestępstwem może być samo udzielanie informacji na terenie szpitali i ośrodków doradczych o innych dostępnych formach pomocy. Autorka ww. książki, Sabine Faivre, opowiedziała mi, jak w czasie, gdy pracowała nad książką z przyszpitalnymi doradczyniami rodzinnymi, zaproponowała im ulotki zawierające
informacje o dostępnej pomocy dla kobiet chcących zachować swoje dziecko. Odzew był bardzo pozytywny i udało jej się nawet umieścić takie ulotki w poczekalni szpitala. - Dzisiaj nie byłoby to możliwe - wyjaśnia Sabine Faivre. - To właśnie w miejscach, gdzie kobiety najbardziej potrzebowałyby tego typu informacji, nie są one już dostępne - dodaje.

Do więzienia

- To wielkie oszustwo ustawy Veil (która zalegalizowała aborcję w 1975 r. - przyp. red.). Miała ona tworzyć jedynie wyjątek, odstępstwo od ogólnej zasady ochrony życia ludzkiego. W zamyśle ustawy Veil 10 proc. funduszy miało iść na wykonywanie aborcji, a 90 proc. na różnego rodzaju zachęty do przyjęcia i urodzenia dziecka. W praktyce jednak przepisy wykonawcze w sprawie zapomóg dla kobiet w trudnej sytuacji z powodu ciąży nigdy nie zostały uchwalone, a w konsekwencji mamy 100 proc. aborcji i 0 proc. prób perswazji. Wywiady, w których brałam udział, wcale nie miały na celu przekonania kobiet, aby nie dokonywały aborcji. Stały się zwykłą formalnością, aż w końcu je zlikwidowano. I nie wolno już mówić we Francji, że aborcja to zabijanie człowieka, choć wszyscy wiedzą, że tak właśnie jest - tłumaczy Sabine Faivre.

Czyżby wszyscy Francuzi wiedzieli? Przy poziomie propagandy rządu, mediów i organizacji proaborcyjnych można w to powątpiewać, zwłaszcza że statystyka aborcji wśród nieletnich (od 2001 r. zgoda rodziców na aborcję nie jest już wymagana!), pomimo powszechnej dostępności antykoncepcji, również w szkołach, nie jest pocieszająca. We Francji jedna licealistka na pięć korzystała już z pigułki "po", a 6 proc. licealistek miało już co najmniej jedną aborcję!

Nowy numer tygodnika "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (99)