Do polskiej armii trafią nowe zestawy warte ponad 4 mld złotych
MON chce zakupić 14 tysięcy zestawów Tytan, które będą kosztowały ponad 4 mld złotych. Do polskiej armii mają trafić w 2017 roku. - Minął termin wykonania pierwszego etapu projektu - powiedział wiceminister Czesław Mroczek.
30.09.2015 | aktual.: 08.01.2016 18:03
Wojskowi w ramach programu Tytan, czyli Zaawansowanego Indywidualnego Systemu Walki, będą wyposażeni w sprzęt najnowszej generacji: m.in. w lżejsze o kilka kilogramów kamizelki kuloodporne, kamery nahełmowe, czy celowniki termowizyjne i noktowizory. Jednym z najważniejszych elementów zestawu będzie podsystem C4I, dzięki któremu żołnierz będzie mógł przetwarzać i przesyłać zebrane dane do dowódcy. Prace nad tym programem ruszyły w 2007 roku. Przez kilka lat opracowywano m.in. założenia taktyczno-techniczne. Umundurowanie dla "żołnierza przyszłości" zaprojektowała polska firma.
Jak stwierdził gen. Adam Duda, szef Inspektoratu Uzbrojenia, 31 sierpnia minął termin wykonania pierwszego etapu projektu. - Rozpoczął się drugi etap, polegający na przygotowaniu projektu technicznego. Następnie zostanie sporządzona dokumentacja i finalnie sprzęt zostanie odebrany w 2017 roku - dodał.
Gen. Duda przyznaje, że Wojsko Polskie jest zadowolone z projektu Tytan, jednak żołnierze mają sporo uwag. - Negocjujemy jeszcze m.in. sprawę radiostacji osobistej - zaznaczył.
Zdaniem Andrzeja Kińskiego z Zespołu Badań i Analiz Militarnych, liczba 14 tysięcy zestawów Tytan dla wojska wydaje się właściwa. - Biorąc pod uwagę ilu mamy żołnierzy wojsk specjalnych, czy wojskowych przewożonych przez wyspecjalizowane środki transportowe, tj. kołowe transportery opancerzone i bojowe wozy piechoty, to wcale tych zestawów nie jest tak mało - podkreślił.
W opinii eksperta nie jest wykluczone, że dodatkowe elementy będą kupowane niezależnie. - Mam tu na myśli chociażby broń, środki łączności, a także pewne środki obserwacji. Poza tym w razie potrzebny będzie można ten zakup powiększyć o dodatkową liczbę zestawów - dodał.
Wiceminister Mroczek podczas konferencji zapowiedział również, że MON zamierza rozdzielić postępowania dotyczące zakupu okrętów podwodnych i pocisków manewrujących, w które mają być uzbrojone.
- Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia, czy będziemy pozyskiwali okręty samodzielnie, czy też w grupie kilku państw NATO - zaznaczył Mroczek. MON rozważa współpracę z Norwegią, Holandią lub oboma państwami. - Będzie to rozstrzygnięte w perspektywie kilku miesięcy - dodał Mroczek.
Zdaniem Juliusza Sabaka analityka portalu Defence24.pl, jest raczej mało prawdopodobne, aby Polska pozyskała okręt podwodny wraz z Norwegią i Holandią. - Wymagania techniczne jakie takim okrętom stawiają oba wymienione kraje nie są jeszcze znane, trudno więc powiedzieć czy będą one uzbrojone w pociski manewrujące. Norwegia planuje podpisać umowę na nowe jednostki podwodne dopiero około 2020 roku i będzie to następca okrętów klasy Uli, które zastąpiły przekazane do Polski Kobbeny. Holandia planuje natomiast nabyć okręty oceaniczne, prawdopodobnie znacznie większe niż Polska czy Norwegia - ocenił.
Wiceminister przypomniał, że zgodnie z ostatnimi decyzjami MON także systemy bezzałogowców zdolnych przenosić uzbrojenie zostaną zamówione w krajowych przedsiębiorstwach. - Oczywiście mamy świadomość, że te polskie podmioty muszą współpracować w tym zakresie z firmami zagranicznymi, bo my takiego gotowego produktu nie mamy - zaznaczył.
Według Juliusza Sabaka, w sprawie systemów bezzałogowych decydujące będzie zdefiniowanie szczegółowych wymagań MON. - W tym postępowaniu zdecydowano się na przekazanie programu Gryf do firm krajowych, które mają stworzyć odpowiednią ofertę we współpracy z firmami zagranicznymi, posiadającymi odpowiednią technologię. Dla nas istotne jest to, w ilu procentach będzie spolonizowany ten system bezzałogowy. Obecnie najsilniejsze oferty prezentują: Polska Grupa Zbrojeniowa z firmą izraelską oraz WB Electronics z brytyjską - podkreślił.
Czesław Mroczek wspomniał także o programie Wisła (o zakupie zestawów rakietowych obrony powietrznej średniego zasięgu). W opinii Sabaka ciekawe jest, że po raz pierwszy minister podkreślił możliwość wyboru nie tylko negocjowanej obecnie oferty systemu Patriot, ale również w razie problemów, powrót do negocjacji z Francją. Może to w istotny sposób wzmocnić pozycję negocjacyjną MON w rozmowach z USA.
Jak zaznaczył Mroczek, MON ma nadal w planie podpisać umowę na dostawę małych samolotów dla najważniejszych osób w państwie. Jak powiedział szef Inspektoratu Uzbrojenia gen. bryg. Adam Duda, resort jest na etapie negocjacji z pięcioma firmami, które pozostały w rozmowach. Są to trzej producenci: Gulfstream, Dassault i Bombardier oraz dwie firmy handlowe. Wstępne oferty dotyczą nowych samolotów, jak i używanych. Termin dostawy ustalono na czerwiec 2016 roku.
W opinii Sabaka jest to decyzja równie istotna, co mocno opóźniona. - Koszt zakupu samolotów do przewozu VIP-ów, zwłaszcza mniejszych maszyn, których brak od czasu wycofania samolotów Jak-40, jest znacznie niższy niż korzystanie z samolotów Embraer należących do LOT. Maszyny tego typu są potrzebne zarówno ze względów prestiżowych, ekonomicznych, jak i bezpieczeństwa. Docelowo istotne jest pozyskanie dużych oraz mniejszych samolotów VIP, mogących w sytuacjach kryzysowych pełnić również funkcję powietrznego ośrodka administracji państwowej - podkreślił.