Długa kolejka przed białoruską ambasadą. "Najważniejsze było tu przyjechać"
Białorusini od rana głosują w wyborach prezydenckich. Przed ambasadą w Warszawie ustawiła się długa kolejka, jednak wyborcy wpuszczani są pojedynczo. - Wiadomo, że nie wszyscy zdążą zagłosować. Ale najważniejsze było tu przyjechać - mówi Julia, jedna z głosujących.
Białorusini od rana wybierają prezydenta. I chociaż do walki stanęło kilku kandydatów, a wśród nich gromadząca tysiące ludzi na wiecach Swietłana Cichanouska, to jednak wynik wyborów jest do przewidzenia. Najprawdopodobniej Aleksandr Łukaszenka obejmie władzę na następne pięć lat, ale mogą to być najcięższe lata jego rządów.
Mimo wszystko również Białorusini w Warszawie chcą oddać głosy na swoich kandydatów. Ustawili się przed ambasadą w długiej kolejce. - Ambasada utrudniła wszystko tym, że wpuszcza po jednej osobie. Niektórzy mówią, że w środku też specjalnie przedłużają procedury - opowiada Julia, która przyszła zagłosować.
- Zależało im, żeby jak najmniej ludzi tu przyszło. Ale jest co najmniej kilometrowa kolejka, myślę, że zebrało się ponad tysiąc ludzi. Spotkałam znajomych z innych miast, którzy przyjechali specjalnie po to, żeby zagłosować - relacjonuje nasza rozmówczyni.
Biełsat podaje, że pierwsi wybory pojawili się przed ambasadą o godzinie 2 w nocy. Głosowanie rozpoczęło się o 8. Oficjalnie głosy oddaje się w środku ambasady, gdzie znajduje się jedna kabina do głosowania. Jednak przed wejściem stoi namiot inicjatywy "Uczciwie wybory". Tam każdy wyborca może wypełnić ankietę, która pozwoli alternatywnie przeliczyć głosy.
- Jeśli chodzi o poprzednie wybory, to widziałam tylko zdjęcia. Na pewno dzisiaj jest znacznie więcej ludzi - ocenia Julia. - Wiadomo, że nie wszystkim się uda zagłosować. Najważniejsze było tu przyjechać i pokazać, że prawdziwych głosów jest więcej - podsumowuje.
Również na Białorusi takich tłumów na przedwyborczych opozycyjnych wiecach nie było nigdy. Gromadziły nawet kilkadziesiąt tysięcy osób. Według ekspertów rzeczywiste poparcie dla Aleksandara Łukaszenki może wynosić około 30 procent. Nie mają wątpliwości, że tegoroczne wybory zostaną sfałszowane, jednak potem Łukaszenkę czeka niezwykle trudna kadencja. Będzie musiał się zmagać z problemami ekonomicznymi, rosnącą w siłę opozycją i własnym zdrowiem.